O zasadach.

"Don't Worry Be Happy" wchodziło już dobrze w pierwszą zwrotkę, kiedy Tichon Tichy wyłączył budzik w swoim mobilnym telefonie. Piosenka ta, każdego dnia miała nastrajać go do optymistycznego zsąpienia do rzeczywistości. Dziś jednak czuł, że ta melodia kontrastuje z jego stanem z każdym taktem coraz silniej. "Znowu pada śnieg" przewidywał. Nagle, z prędkością naoliwionej błyskawicy przed oczami stanął mu wczorajszy wieczór. "Ja pierdole" pomyślał. "Ja pierdole!" pomyśłał głośniej, kiedy przypomniał sobie naprawdę wszystko. "Czy naprawdę mogłem to zrobić?" Mógł. "Co skłoniło mnie do czegoś takiego? Za dużo wypiłem? Nie. Wypaliłem? Zdarzało się więcej. Więc o co chodzi? Ja się staczam. Dopadł mnie regras intelektualny. Emocjonalny chyba też. Fuck." 
Wszystko zaczęło się tak normnalnie: wieczorem poczuł się bardzo smutny, więc postanowił udać się tam, gdzie smutki zazwcyzaj odchodzą, czyli do Jednej Z Melin Lubelskich. Tam Twardy Gej, jego Brat Bliźniak, Moreira, jakieś ziomy, używki. Generalnie pięknie. Nagle... przynieśli To. Zaintrygowanie, które z początku poczuł zbył sarkazmem. Sprytnie udawał zażenowanie. Potem nie pamiętał już co myślał. Teraz, we wspomnieniach, widział siebie podnieconego, krzyczącego, wstającego co chwila z rękami w górze, używającego wyrazów których sam do końca nie rozumiał.
"Ja pierdole" tym razem głośno wydobył z siebie Tichy przewracając się na drugi bok. "Już nigdy nie spojrzę na telewizor tak samo. Już nigdy nie obejrze walki bokserskiej w sposób, jaki  kiedyś to czyniłem. Xbox360. Na zawsze pozostanie w mojej świadomości to, że istnieje na świecie coś, co jest stworzone specjalnie dla mnie, jednocześnie będąc mi zakazanym przez moje silnie przymocowany kręgosłup moralny. Nie możemy być razem maleńki." 
"Jesteś pewien?" odezwał się głos zza szafy.