O nadmiarze. A kiedy kupimy z Moreirą za dużo...

A kiedy kupimy z Moreirą za dużo, wtedy moje małe, zielone pudełko przestaje mi być już takie obojętne - zaczyna pociągać mnie z siłą godną ponętnej blondynki. Szafka w której pudełko się znajduje, staje się centrum mojego mieszkania. Układ Kwadratu staje się szafko-centryczny.

A kiedy kupimy z Moreirą za dużo i kiedy niespodziewanie odwiedzi mnie Tusior ciesze się, że nie ja sprowokowałem konsumpcję i że nie jestem taki sam na tym świecie.

A kiedy kupimy z Moreirą za dużo zastanawiam się, czy gdybyśmy tego nie kupili za dużo, to też jarałbym się bitem który zrobiłem kiedy wyszedł Tusior, czy może bym go nawet nie zapisywał (bitu, nie Tusiora), albo może bym go nawet nie zrobił (tusiora zrobił kto inny).

Kiedy kupimy z Moreirą za dużo, a wiele czasu upłynie od wyjścia Tusiora a ja nie mam ochoty nikogo zapraszać, to uczę się obsługi bletek. Normalnie nie mam kiedy się uczyć, bo otaczają mnie sami zawodowcy: profesorowie rołlingu. W momencie w którym zostaję sam, staję się adeptem tej sztuki. Wiele jeszcze jednak przede mną.

A kiedy kupimy z Moreirą za dużo i mija pierwsza dwadzieścia, yerba nie puszcza, a to czego kupiliśmy za dużo, zaczyna działać, nachodzi mnie refleksja, czy gdybym miał trzecie oko np. na potylicy, to ono też teraz wyglądałoby jak te dwa, które mam w standardzie. 

No i kiedy kupimy z Moreirą za dużo i słucham sobie Coltreina, to chciałbym żeby ta yerba jednak nie puszczała, no i żebym rano nie był taki niewyspany jak będe kiedy się obudzę. 

A kiedy kupimy z Moreirą za dużo, to zastanawiam się, czy naprawdę kupiliśmy tego za dużo, bo przecież już nadchodzi piątek i może okazać się, że wcale nie kupiliśmy tego dużo i trzeba znowu dokupować.