Michael Houellebecq "Platforma"

                                  

Po sukcesie "Cząstek elementarnych" z 1998 roku, w 2001 Houellebecq pisze swoje najabrdziej kontrowersyjne dzieło "Platforma". Ukazaniu się tej książki towarzyszył wywyiad udzielony przez autora, w którym krytykuje on islam, nazywaąc go "najgłupszą religią świata". Nie wiem po co ten wywiad, bo teza ta podana jest w książce expilicite: 
"Im bardziej jakaś religia zbliża się do monoteizmu [...] tym bardziej staje się ona nieludzka i okrutna; a z wszystkich raligii to właśnie islam najostrzej narzuca niezwykle radykalny monoteizm. Od samego początku charakteryzuje się nieprzerwanym ciągiem masakr i wojen zaczepnych; jak długo będzie istniał islam, na świecie nigdy nie zapanuje zgoda. Nigdy też talent i inteligencja nie znajdą schronienia na ziemi muzułmańskiej; jeśli istynieli arabscy matematycy, poeci, uczeni, to wyłącznie dlatego, że stracili wiarę." 
Autor również diagnozuje zachowanie muzułmanów w dzisiejszym świecie: 

                                     
"Problem muzułmanów [...] polega na tym, że obiecywany przez Proroka raj istnieje już tu, na ziemi: są takie miejsca, gdzie chętnie i lubieżne dziewczęta tańczą ku uciesze mężczyzn, gdzie można upijać się nektarem przy dźwiękach niebiańskiej muzyki [...] Nie trzeba spełniać siedmiu muzułmańskich przykazań ani wyruszać na świętą wojnę; wystarczy zapłacić kilka dolarów". 
Dalej autor pisze, że islam skazany jest na klęskę, gdyż zostanie wyparty przez kapitalizm. Konsumpcja - zdaniem Houellebecq'a - wyprze tę archaiczną religię.  
Oczywiście następswtem wygłoszenia takich poglądów jest proces. Zakończył się on zywcięstwem pisarza: trybunał paryski orzekł, że myśli te nie obrażają poglądów muzułmanów i są wolnym wyrażaniem swego zdania (i chwała trybunałowi chwała!!!). 
Co do samej książki, to sprowadzenie jej do dzieła krytykującego islam jest zbyt dużym uproszczeniem. Francuz w swoim stylu opisuje losy zgorzkniałego erotomana, którego życie odmienia się w momencie poznania kobiety, z która nie tylko spełnia się sexualnie (naturalistyczne opisy ich przeżyć "łóżkowcyh" spokojnie sytuują powieść Houellebecq'a w nurcie książek erotycznych) ale również dostrzega uczuciowe aspekty egzystencji. Opis rozwoju znajomości tych dwojga ludzi daje pisarzowi okazję to krytyki: współczesnej sztuki (główny bohater zajmuje się organizowaniem wystaw współczesnych twórców), gobalizacji i jej konsekwencji jakim jest turystyka (dziewczyna bohatera pracuje w biurze turystycznym, co daje okazję do przedstawienia turystyki jako okzaji do nowych doświadczeń erotycznych), kapitalizmu (przez większość swojej historii Tajdlandia była szczęsliwym krajem do momentu, w którym pojawił się tam wolny rynek) i wreszcie całej zepsutej moralnie Europy.
Czy jest to jednak krytyka jednoznaczna? Nie wydaje mi się. Autor zdaje się tylko konstatować fakt, w surowy, "prawdziwy" i jakże dla siebie charakterystyczny sposób. Wnioski nasuwają się same. Nie mówi, również, że inny obrót dziejów byłby lepszy. NIe daje lekarstwa na ten jawny upadek wartości. Może się nawet czasem wydawać, że Houellebecq jak najbardziej popiera np. rozwiązłość seksualną, która zdaje się być dla niego najlepszym lekarstwem na smutną i przytłaczającą codzienność. Może i jest to jakeiś lekarstwo, chociaż ja widziałbym antidotum troszke w innych rejonach człowieczeństwa. Może jednak widzi on środek zaradczy w miłości, zaś seksualność jest jej nieodłącznym składnikiem. Tak na pewno jest, tylko po co zapraszać jeszcze osoby trzecie do łóżka? 
Jakby nie było, po przeczytaniu trzech książek Francuza, uważam, że jest on świetnym obserwatorem dzisiejszego świata i człowieka. Nie daje on przy tym absolutnych środków zaradczych na stan współeczsności, ale wskazuje gdzie można szukać tego, co sprawi by był on nieco mniej bezlitosny.