Jarmark Jagielloński w Lublinie - sobota wczesnym popołudniem

Obudziło mnie jakieś dudnienie. "Jaaa, jednak ta wódka mi zaszkodziła" pomyślałem i zasnąłem znowu. Obudziłem się ok 12 i postanowiłem to wykorzystać i napić się pałerrejdziaka. Oczywiście w lodówce nie miałem, Nova zamknięta bo dziś Madonna gra koncert, więc pracować nie można. "Grubsza wyprawa się szykuje." Już pod Zamkiem domyśliłem się, że coś jest nie tak: takie maszyny do zabijania ludzi i żołnierze wyszkoleni żeby niszczyć i siać postrach wśród wrogich narodów. Aż mi ciary przeszły tak się podjarałem. W takich momentach najbardziej mi szkoda tatusiów, którzy
muszą udawać przed swoimi pociechami, że są dorośli a chętnie tak jak ja wywiesiliby język na brodę i pogapili się na żołnierzy. Pałerrejdziaka nigdzie nie było.
Za tłumem pokietowałem się na Błonie. A tu rozstawione namioty jak z Króla Artura, różne dziwne gry których zasad nie skumałem, jakiś budynek z drewna postawili nawet i najfajniejsze - turniej rycerski!!! Od razu przypomniałem sobie jak to Moreira był ryrzem w liceum i jak opowiadał na jakim kacu walczą CI biedni wojowie. Poczułem z nimi jedność i dostrzegłem światełko nadziei, że może mają pałerrejdziaka. 
Obejrzałem walke, którą wygrał Marcin z Kętrzyna na początku łamiąc miecz na głowie przeciwnika a później naparzając go w rogu bez litości. Pan zapowiadający powiedział, że to walka fullkontakt, a panowie dmęli w trąby. 
Poszfędałem się myśląc, że jak nie pałerrejdziak to może jaka królewna mi pomoże a raczej okład z jej królewskich piersi ale same smoczyska raczej wokoło. Poszedłem więc na Stare Miasto.
Tu luda, że hohoho, muzyka ludowa taka jak każda, dużo fajoskich straganów, dużo mdlących zapachów i nigdzie moje niebieskiego napoju
Bogów. 
Sprawa dotycząca Jarmarku jest krótka, jeśli nie skurwi się tak jak Dominikański w Gdańsku to będzie wypas. Miałem nieszczęście być na tym gównie na wybrzeżu w zeszłym roku. Masakra. Taki odpust tylko, że gigantyczny. A w naszym Lublinie: wszystko z klasą, ze smakiem i tradycją. Teraz to średnio co tydzień zdejmuję czapkę i chylę czoło przed organizatorami imprez kulturalnych w moim mieście. Jeszcze trochę a wyrzucę ją wpizdu.
Pałerrejda kupiłem u Wieśka.