"Bóg urojony" Richard Dawkins


Jak pisałem już w którymś z wcześniejszych postów, temat ateizmu jest mi bardzo bliski. Nie tylko ze względu na wyznawany przeze mnie światopogląd ale również interesuje mnie on z punktu widzenia czysto naukowego. "Bóg urojony" wpadł mi w ręce nie długo po jego polskim wydaniu. Był to jednak czas, w którym pochłonięty byłem pisaniem pracy magisterskiej, której tematem był właśnie ateizm. Uznałem jednak, że dzieło Dawkinsa nie będzie pasowało do zamysłu mojego przyszłego "traktatu", a zmęczony czytaniem książek tylko o tej tematyce odłożyłem ją na później (dziś wiem na pewno, że dobrze zrobiłem). Całkiem niedawno, zmobilizowany przez jednego z wykładowców (recenzja tej książki ma być zaliczeniem kursu) postanowiłem przeczytać ten zachodni bestseller (20 tygodni na liście bestsellerów Amazona i "New York Timesa" jak głosi napis okładce). 
Dawkins jest z wykształcenia biologiem. Jest autorem licznych publikacji, bohaterem licznych wywiadów dla amerykańskich mediów i wykładów na licznych uniwersytetach oraz twórcą kilku filmów dokumentalnych. Wszystko w imię ateizmu. Uznawany jest za współczesnego papierza ateizmu. Taki współczesny Sartre. Właśnie: współczesny!
Książka napisana jest bardzo przystępnie. Czyta się ją jak czytadło z rodzajów do-poduszki. Jest mnóstwo wątków autobiograficznych, odniesień do kultury, anegdot i innych chwytów dobrego tworu popowego. Przede wszystkim jednak, książka ta jest 500 stronicową, ostrą krytyką religii. 
Dawkins przytacza całą gamę argumentów przeciwko istnieniu Boga. Argumentu podzieliłbym na trzy rodzaje: 1. argumenty czysto naukowe, odnoszące się przede wszystkim do dziedziny Dawkinsa - biologii, a przede wszystkim teorii Darwina. 2. Dawkins zdaje się wywodzić nieistnienie Boga z bezsensu jakim jest religia. Bardzo barwnie opisuje absurdy, oraz zbrodnie do których prowadzi wyznawanie jakiejkolwiek religii. 3. Jest to typ argumentacji, który określiłbym jako pseudofilozoficzny. Tutaj, Dawkins zajmuje się krytyką argumentów na rzecz istnienia Boga, próbuje zająć się etyką posilając się Kantem czy Millem. 
  Cała ta argumentacji przebiega bardzo spójnie, w bardzo erudycyjnym duchu, przy akompaniamencie chórów największych autorytetów naukowych. Kłopot jest tu tylko jeden: nie da się mówić o kwestii Boga poza filozofią (zdaję sobie sprawę z kontrowersji tego sądu, ale jest on jak najbardziej przemyślany) a tutaj pan Dawkins ma niestety poważne braki. Nie chce mi się wchodzić tu w polemikę z jego etycznym konwencjonalizmem, czy wytykać luk w przytaczaniu autorytetów filozoficznych (jak choćby żywcem zerżnięcie myśli z Feuerbacha bez podania nazwiska owego). Czepię się tylko mojego ulubionego błędu który popełniając ateiści pokroju Dawkinsa.
Powszechnie przyjęło się przekonanie (wśród ateistów oczywiście), że Bóg nie może istnieć, gdyż sprzeczne jest to z faktami, które daje nam nauka. Tutaj przytacza się dowody naukowe, ale jednocześnie, jeśli jest się światlejszym ateistą, dodaje się że nie wszystko zostało odkryte i z tego formułuje się zdanie, że Bóg "prawie na pewno nie istnieje" (czyni to również Dawkins). Do tego miejsca wszystko gra. Problem jednak pojawia się, kiedy następuje teza: wszystko to co ludzkie jest tak naprawdę dziełem ewolucji, wszystkie nasze zachowania są uwarunkowane biologicznie, a każdy uderzenie klawisza na mojej klawiaturze wynika z działania moich neuronów. Słowem, uprzyczynawia się każde ludzkie zachowanie. Tym samym dochodzi się do tego samego punktu do którego, moim zdaniem doprowadza nas analiza istnienia Boga: jeśli Bóg istnieje to wolność człowieka istnieć nie może. Jeśli traktuje się działanie człowieka tylko jako wytwór biologii, to wolność istnieć nie może. I po co pisać 500 stron krytyki religii, jak jedzie się na tym samym wózku co religia, tylko pod sztandarem racjonalizmu. Przykro mi, ale irracjonalna reszta istnieć musi i nic się na to nie poradzi. Irracjonalna reszta to właśnie fundament człowieczeństwa czyli wolność. Jest ona nieuzasadnialna ale  jednocześnie niesprzeczna i konieczna. Dlatego właśnie pan Dawkins nie pasował do mojej pracy magisterskiej, gdyż traktowała ona o ateizmie humanistycznym, czyli próbie uzasadnienia człowieka bez Boga, nie gubiąc jednocześnie po drodze człowieka. 
Poza tym fundamentalnym błędem, którym zresztą grzeszy większość współczesnych filozofów oraz naukowców książka jest bardzo wartościowa. Dla mnie jej wartość polega przede wszystkim na wywołaniu buntu. Buntu przeciwko temu religijnemu syfowi który mnie otacza. Trochę to zabawne jak na siebie patrzę, ale dość już wymijających odpowiedzi dotyczących wiary w Boga. Dość tej śmiesznej tolerancji dla pojebów głoszących publicznie swoje farmazony. Dość biernego oporu.