Zdjęcia wykonane podczas demonstracji, protestów, marszów oraz innych wystąpień publicznych o charakterze politycznym, społecznym i obywatelskim.
Artysta
Cuda na patyku
Milena Cudna: Witam państwa serdecznie, z tej strony zawsze wierna prawdzie i oddana dobru Milena Cudna. Witam w programie „Niewiarygodne ale prawdziwe“. Dziś gościmy w w mieszkaniu przy Miliardalatświetlnych 15 w Lublinie, gdzie rano zdarzył się cud. Rozmawiamy z właścicielem mieszkania i jednym ze świadków cudu Tichonem Tichym. Dzień dobry panu. Czy może pan nam powiedzieć co tak naprawde się stało?
Tichon Tichy.: Dzień dobry państwu. Jasne. To bardzo proste: cud się stał droga pani. Cud, że o Jezu.
M.C.: Można jaśniej? I najlepiej od początku, panie Tichonie.
T.T.: Jasne. Od początku. Dobra. No to tak, to zaczęło się rok temu. Znaczy już może troche wcześniej. No bo ja ją już wcześniej widywałem. Nawet mi się podobała, ale jakoś nie byłem do końca przekonany. Znaczy gotowy nie byłem. W końcu gdzieś w grudniu zdecydowałem się ją wziąć.
M.C.: Mówi pan o jakiejś kobiecie?
T.T.: Tak, tzn. nie do końca. Mówie o Wandzie, mojej dracenie. Kocham ją jak człowieka. Ona ma duszę. A po tym co się stało, to jestem nawet przekonany, że jest nawiedzona przez Ducha Świętego.
M.C.: A co się stało?
T.: No to jak ją przywiozłem od babci to postawiłem ją przy oknie na subuferze. Dbałem o nią, podlewałem, chociaż wszyscy mówili: „ona umrze, przecież tu zawsze pełno dymu, ciemno, zabijesz ją.“ Ale ja wiedizałem, że sobie poradzę.
M.C.: Jakiego dymu?
T.T.: Każdego. No bo u mnie pali się wszystko. Dużo ludzi tu przychodzi i różne rzeczy się tu robi. Sztukę się tu robi, droga pani, i melanżuje się tu również. No i wczoraj stało się to. Znaczy nie wiem czy wczoraj, bo jak zasypiałem to nie patrzyłem na Wandę, ale jak się obudziłem to już tam był.
M.C.: Kto był, Duch Święty?
T.T.: No liść. Na Wandzie wyrósł liść marihuany. I bobki miał nawet. Oto on.
M.C.: Faktycznie, prosze państwa jest liść. Liść konopii na dracenie. To naprawde niesamowite. A gdzie bobki?
T.T.: Długo Wam zajęło jechanie tutaj… yyyy…. Zgubiłem się… a…. Zadzwoniłem od razu jak to zobaczyłem. O cudach trzeba mówić. Sam Stwórca zagościł w naszych skromnych progach na Mialiardalatświetlnych 15. Prawda że niesamowite?
M.C. Dziękuję panu, teraz porozmawiamy z drugim światkiem cudu, panem Moreirą. Witamy.
Moreira: Witam.
M.C..: Jak pan to skomentuje? Co się wydarzyło? Uważa pan to za prawdę? Czy jest to cud?
M.: Tichy zadzwonił do mnie rano i powiedział, że zdarzył się cud i ma palenie. No to odłożyłem wszystko i przyszedłem. Akurat na manifie byłem. A co do prawdy o którą pani pyta, to nie wiem o co pani chodzi. Jeśli zapytałaby pani o dyskurs, odpowiedziałbym: tak. Ale prawda? Ona pozostaje tylko horyzontem. Czy postrzegam to jako cud? Hmmm, musielibyśmy zastanowić się nad tym jak poznaję. Bezpośredniego dostępu do cudu nie ma, tak jak nie ma bezpośredniego dostępu do zjawisk naturalnych, gdyż wiemy, że bezpośrednie poznanie to poznanie intuicyjne, a w to za bardzo nie wierzę. Natomiast jeśli chodzi o poznanie zapośredniczone, to…
M. C.: Dziękujemy Panu. Innym świadkeim cudu, bo chyba już otwarcie możemy mówić o cudzie, był Pan Tusior. Witamy.
Tusior.: …..dzień dobry. Krótko: Tichy pisze na gg o 9 „wbijaj mam co nieco“, a że nie ważne czy pracuję w domu czy u Tichego więc przybyłem. Nie wiem czy to był cud, ale powinno się wdrożyć ten algorytm w genotyp wszystkich dracen.
T.T,: Tak, tak, bo ja w tym samym momnecie zadzwoniłem do Moreiry, napisałem na gg do Tusiora, smsa do Bździcha a Mc u mnie nocował, a to wszystko przed śniadaniem.
M.C.: Umie pan dzwonić i pisać smsa jednocześnie?
T.T.: Mam talent.
M.C.: Zapytaliśmy o zdanie na temat cudu biskupa Życiwicza.
B.Ż.: Szczęść Boże w Chrystusie i Jego Matce. Tak, to jest niepodważalny cud. Jeśli coś dzieje się wbrew prawom natury, a marihuana nie rośnie na palmie…
T.T.: Dracenie, kurwa!!!
B.Ż.: …na dracenie, więc widzę w tym rękę Pana.
M.C.: Zapytaliśmy również o zdanie bardzo wierzące sąsiadki z Miliardalatświetlnych.
Sąsiadki: W Maryji i Jej Mężu. Nie dziwimy się, że cud zdarzył się właśnie tutaj. Tichonek zawsze był bardzo religijny i Ci chłopcy którzy go odwiedzali też tacy ułożeni są. My wspieraliśmy modlitwą to miejsce i prosze, mamy sukces. Pan zagościł u nas.
M.C.: A czy paliły panie kiedyś?
S.: Nie. Tzn. jak wchodziłyśmy czasem po schodach i się zasapałyśmy to się czasem coś wciągnęło do płuc, bo jak chłopcy się spotykają to na klatce pełno tego dymu jest. Chwalmy Pana, Pani Redaktor.
M.C.: Czy w przypadku takich dudów możemy mówić o bezpośredniej ingerencji Pana, czy może któregoś ze świętych? Zapytamy o to specjaliśtę od cudów, profesora Mirykologii Piotra Nieodzownego.
Piotr Nieodzowny.: Świeć nam o Święta Panienko. Zacząć należy od tego, że cuda dzieli się na eucharystyczne i inne. Ten należy zaliczyć do tej drugiej kategorii. Uważam, że jest to najznamienitsze wydarzenie z wydarzeń cudownych od czasu gorejącego krzewu (przedmiotu mojego doktoratu) i dlatego jest to ręka samego Stwórcy.
Mc Raper: Gówno prawda!
M.C.: O, pan zdaje się jest wpomniany wcześniej Mc Raper, prawda?
M.R.: Tja. Mc Skibiriłap Raper, dupeczko. To nie Bóg. To Bob. Święty Bob paniusiu. Słyszałaś kiedyś o świętym Bobie? Sam Marley nawiedził Mialiardalatświetlnych. Kto inny wpadłby na taki pomysł? Tylko Bob. Nie przypadkowo również cud ten dotyczył draceny, która przypomina palmę. Palma, Jamajka, kumacie? Osobiście napisałem list do BXVI żeby rozpoczął śledztwo dotyczące cudów Marleya. Liczymy, że przed końcem roku Bob zostanie wpisany na listę świętych. List do BXVI napisałem po niemiecku, żeby żaden tłumacz nie skopał nam misji. Mamy wrogów, Szatan czuwa, wiemy o tym, ale nie damy się. Santo subito!!!
M.C.: Dziękujemy panu. Prosze państwa, czy mamy do czynienia z cudem? Czy będziemy mieć wkrótce nowego świętego? Czy Benedykt XVI poważnie potraktuje wydarzenia z Miliardalatświetlnych? I gdzie podziały się bobki? O tym będziemy informować państwa na bieżąco w kolejnych odsłonach naszego programu „Niewiarygodne ale prawdziwe“. Mówiła dla państwa prosto z Lublina Milena Cudna. Dziękuję.
Panie i Panowie, The Roots!!
Pan przemówił! Ale co powiedział?
Dedykowane wszystkim tym co lubią spać.
Duży pokój w M4, standardowo umeblowany, na jednym z foteli siedzi ojciec czytając gazetę. Ubrany jest w piżamę, na głowie ma szlafmycę. Co chwile nerowo patrzy na zegarek, co jakiś czas nieśmiało ziewa. Do pokoju wchodzi 10 letni chłopiec. Ubrany jak to 10 letni chłopiec, na plecach ma plecak.
Ojciec: Nareszcie jesteś. Długo coś z tej szkoły Ci się szło.
Syn: Sory tato. Wiesz, żegnałem się z kolegami. Wkońcu 6 miesięcy to wcale nie mało, no nie?
O: Dobrze, już dobrze. Jak bylem w Twoim wieku też się tym martwiłem. To kwestia przyzwyczajenia. Kolację masz w lodówce. Odgrzejesz sobie?
S: Pewnie. Czy dziś znowu mam jeść potrawę 100proc tłuszczu?
O: Pociesz się, że to już ostatnia. Przez pół roku ani grama nie zjesz. he, he, he.
S: Takie sobie to pocieszenie. Nie lubie tego syfu. Wiesz, dziś na lekcji polskiego pani się przysnęło. A pan od W-f u wogóle nie przyszedł.
O: No właśnie. Zaczyna się. Niektórzy już nie mogą wytrzymać. Dziś jakiś debil na skrzyżowaniu nie ruszył ze świateł. Zasnął kretyn. Zasnął na czerwonym świetle. Trąbiliśmy, trąbiliśmy, aż musiałem podejść do niego i otworzyć mu drzwi. Ale się wypierd… znaczy wypadł z samochodu i dopiero się obudził.
S: hahahahhaha. A dziś to Kamil też przysnął na lekcji. Znaczy tak myśleliśmy ale tylko udawał, ale i tak było zabawnie. Mi się też już chce troche spać. A, tato?
O: Tak?
S: A kto to obliczył, że właśnie w połowie października idziemy spać?
O: Nikt synu. To natura za nas zadecydowała. Od zawsze tak było i zawsze tak będzie. To tak samo jak to, że na wschodzie wschodzi słońce, że Wisła wpada do Baltyku, że, aaaaaa (ojciec przeciągle ziewa), że.... aaaaaa (znowu ziewa) Oho, już się zaczyna…
S: A tato? A skąd wiadomo, że jak my śpimy to wszyscy śpią?
O: A wyobrażasz sobie debila, ktory woli nie spać niż spać? Po co ktoś miałby nie spać? Jakbyś nie jadł to umarłbyś z głodu. Tak samo jakbyś umarł z przemęczenia jakbyś nie spał. Jeść trzeba i spać trzeba. A że jedno i drugie jest przyjemne to inna sprawa. Natura poprostu była dal nas łaskawa i to co jest nam potrzebne jest również przyjemne.
S: Ale czemu trzeba tak długo spać? Ja widzialem na filmie, że zima jest taka piękna.
O: Też widziałem, ale czy to dla ładnej zimy warto się narażać naturze? Poza tym przed zimą jest ta cholerna jesień. Wyobraź sobie te deszcze, te kałuże. A potem jak ten śnieg topnieje, bo musi kiedyś stopnieć, tę chlapę. W butach pewnie jest morko, i zimno do tego. Bleah, aż mi się bardziej spać zachciało. No i pewnie nic się nie chce, bo jak może się coś chcieć skoro jest zimno i pada?
S: Jak będe duży to wymyślę jakiś lek, żeby nie spać. Coś takiego co tak pobudza, że się nie śpi.
O: Synu, już nie jeden próbował. I ziela jakieś z Argentyny przywozili, ale to wszystko na nic jest. NASA nie pomoże. Jak CI się nie chce, to Ci się nie chce. Jak chce się tylko spać a wszystko inne masz w dupie, to śpisz. Po co to kombinować? Po co się szamotać? Ja tam lubie te pół roku. A potem człowiek jaki wypoczęty w kwietniu. Słoneczko go budzi, ptaszki ćwierkające za oknem, pączki na drzewkach. I żyć się chce. Właśnie w taki poranek zostałeś poczęty, mój synu.
S: Tatooooo.
O: Dobrze, już dobrze. Duży już jesteś powinniśmy o tym rozmawiać.
S: Wiesz tato, ja to najbardziej lubie sny. Zajebi… oj, takie długie i piękne półroczne sny.
O: Też to lubie. Ja to właściwie cały rok lubie spać. I zgadzam się z naszym wieszczem, że „mógłbym całe życie tylko leżeć w łóżku, śniadania, obiady, kolacje do stóp tu, a jeśli się okaże, że mam na to czas, podróżuję w snach, no bo kocham spaaaaać.“ Ładne, prawda synku? Mieliście to już na polskim? Synku? Piotrusiu… Zasnął gówniarz. I musze go teraz przebrać i ułożyć do łóżka. Aaaaaa… (ziewa) Sam nie mogę się doczekać aż zasnę. Nie zasypiać w połowie października, też dzieciak ma wyobraźnię. Czego oni ich uczą w tych szkołach? Do zobaczenia w kwietniu Piotrusiu. Kolorowych snów synku.
Specjaliści od bioetyki.
Freestyle Fellowship i Haiku d'Etat
Zawsze chciałem być jak Janek.
Mój Proust
Nie przepadam za poezją. Nie przepadam zwłaszcza za tą we współczesnym wydaniu. Wydaje mi się ona albo zbyt wulgarna albo zbyt przeintelektualizowana, przez co pozbawiona finezji. Brak środka. Czasem mam wrażenie, że siedząc ujarani w którejś z filii gadamy z Moreirą bardziej poetycko niż większość tej poezji której jestem ostatnio odbiorcą, a jeszcze jak Mc ma dobry dzień to już na bank. Może jednak mylę błyskotliwość wypowiedzi, dobierania słów, z tym czym jest poezja w istocie, ale jeśli mylę, to nie wiem czym poezja jest. Nie o tym miałem pisać a od tego tylko zacząć. Cenię sobie bardzo wdzięk w wypowiedzi literackiej, piękno płynące z trafności dobrania wyrazów, umiejętne zagranie barwą wyrazu pisanego, celne metaforyzowanie. Odkrywam to jednak w prozie. Istnieje proza, która łączy w sobie swoje cechy z tym co najpiękniejsze w poezji i wiemy o tym wszyscy doskonale bo w szkołach nas tego uczono. Taką prozę pisał właśnie Marcel Proust. „W poszukiwaniu staconego czasu“ jest zazwyczaj kojarzone ze swoją siedmiotomową opasłością, więc „gdzie tu liryka?“. Na każej stronie, drogi przyjacielu. Proust był geniuszem. Napisał dzieło w formie wspomnień, które przeplatają się ze sobą, tworząc historię wielu osób, związków, rodów, całej Francji, sztuki; pojedyńcze wątki powracają, inne giną bezpowrotnie, jeszcze inne trwają w wątkach które z nich wyniknęły i tak przez tysiące stron książki, przez dziesiątki lat akcji książki. Odkąd zacząłem to czytać unikam wszelkich jego opracowań, ale pamiętam jak przed jego zaczęciem natykałem się w książkach filozoficznych na wzmianki o „W poszukiwaniu“. Pamiętam, że zwróciłem uwagę na to, że dla każdego książka ta była o czym innym. I to jest również poetyckie. Książka ta jest: o czasie, o przemijaniu (rzecz dzieje się w wyraźnym końcu pewnej epoki, czyli na przełomie XIX i XX wieku), o arystokracji francuskiej, o twórczości czy może tworzeniu (bohater jest młodym pisarzem, który ma zacząc pisać, ale jakoś nie może), o sztuce (książka bogata w analizy malarstwa czy dzieł muzycznych), o miłości, o lenistwie, o zazdrości, o homoseksualizmie i postrzeganiu go w ówczesnym czasie, a mówiąc ogólniej jest świadectwem sposobu myślenia i światopoglądów inteligencji tamtego okresu, o naturze ludzkiej oraz o ludzkiej egzystencji (ciekawe czy ktoś pisał o filozofii Prousta, przecież to taki egzystencjalizm jest, jaki tylko Francuz lub Rosjanin mógł spłodzić, z tym że ten pierwszy nie potrzebuje do tego Boga), itd. itd. bo w 7 tomach można sobie pozwolić na wiele. Ale „W poszukiwaniu“ to przede wszystkim popis metafor. Można otwierać którykolwiek tom na chybił trafił i zaczytywać się w pięknie sformułowań. Ten gość nie pisze, on maluje piórem, ale nie kiczowate krajobrazy, interesuje go przede wszystkim człowiek. Bawi się w psychologa, wiedząc jednocześnie jak mało ogólników można powiedzieć na jego temat. Próbuje opisać esencję wiedząc, że to egzystencja ma pierwszeństwo. Pisze długo, rozwlekle, czasem w sposób bardzo złożony, wymagający postoju, powrotu, głębszego wglądu. Szkoda, że czas takiego sposobu pisania już minął, że ważne jest szokowanie, epatowanie wulgarnością, głupotą, a wszystko w pośpiechu, w formie „pigułkowej“, skróconej. Myśl potrzebuje czasu. Refleksa wymaga powolności a dziś na powolność nie ma miejsca. Trzeba czytać szybko, kompresując ile wlezie, a co wartościowe przemyka jak film oglądany na podglądzie. Powolność to moja odpowiedź na stan dzisiejszej kultury.
Aceyalone
a może z tej strony jeszcze?
łe, to średnie było, może tym razem:
noo to sztosik, to teraz POKÓJ:
no nie mogę przestać:
:]
Mali ludzie
nie ma jak dobre wzorce...
Jestem śledzony!!!
Piła VI wkrótce w kinach
Popełniamy błędy logiczne.
Fikcyjna fikcja - opowiadanie
20 urodziny LSM
- Fajnie, że jesteście. Jak zwylke punkutalnie.
- Przypadek.
- Siema.
- Tusior, idziesz potem z nami do Graffiti na melanż?
- Nieeee, muszę popracować. Poza tym nie lubie reggae.
- Ja też nie, ale może być grubo.
- Ciekawe czy są jeszcze bilety.
- Słyszałem, że nie ma.
- Celebrytka nam zalatwi wjazd.
- Palimy?
- Sbiriłiłap, skibiriłęk..
- Mc dzwoni.
- Siemasz ziom… co? gdzie? My? A gdzie możemy być? u mnie jesteśmy. Nooo, od 20stej siedzimy. Średnio kumam… Co? gdzie? Aaaa… nie wiem, podobno nie ma biletów… do Ciebie? Dupeczki? To spalimy jeszcze jednego i jedziemy…… co? gdzie?....
- Jaaaa, prawie wjebaliśmy się w niego,widziałeś to Moreira? To wariat!!!
- Jaaaa…. Wchodzisz z nami?
- Proste…
- No, zawiniemy Mc i jedziemy na urodziny do Graffiti.
- Kurwa jak wysoko.
- Jak to w Wysokim Domu.
- Ile tu ludzi.
- Siema wszystkim.
- Siema, siema…
- Tak, tak robię doktorat.
- Nieeee, nie palimy z lufki. Czekamy na zioma i zapalimy bata.
- Dzięki za wódke.
- Alkohol pijemy, ale rzadko. Tzn, jakby ktoś szedł do sklepu to ja bym duże Tyskie prosił. Naprawde pójdziesz? Jesteś super.
- Do Graffiti? Nie wiem, podobno nie ma biletów.
- No, nie ma co ryzykować. Chociaż zadałbym tam szyku.
- Dobra nie czekamy na niego, palmy.
- Palę i lecę… pracować.
- Tak, na Umcsie. Ty na Kulu? Nie, wcale nie wydaje mi się, że jesteśmy konkurencją. Bardziej myślę, że się uzupełniamy.
- Nie wiem, może gdzie indziej pójdziemy…
- Stary, zajebistego lolka skręciłeś. Klasyk.
- To co, Tusior pojechał pracować, idziemy do niego?
- Ok, a po drodze po łakocie…
- Dzwonił Deficyt.
- Są bilety?
- Zapomniałem zapytać.
- … w Archiwum melanż dla gimnazjalistów, i tak dotarliśmy do Ciebie.
- Spoko, mam nowe, grube szkło.
- Masz otwieracz do wina?
- Nie mam. Trzeba nożem.
- Ja to zrobie.
- Ja tego nie zrobie.
- A ja zrobie butle.
- Robisz świetne kanapki. Będziesz ją jadła?
- No i chyba już nie pójdziemy na te urodziny.
- Ważne, że uczciliśmy je na swój sposób.
- Noooo, troche się na beforek przedłużył.
- A raczej beforek niepostrzeżenie zlał się z afterkiem.
- Nieważne gdzie, ważne że uczczone.
- To ja włącze „Człowieka z kamerą“.
- Skęcamy jeszcze?
- Nie mam siły.
- No, nie palmy, jest 4, mam dość.
- Myślę, że nikomu to nie zaszkodzi.