Artysta

Lublin jest grafomański - taką tezę Redaktor kiedyś wygłosił i to jedna z lepszych tez jego. Lublin jest grafomański i pretensjonalny ale nie można mu tego wypominać z nienawiścią bo to konieczność okolicznościowa po prostu i trzeba pracować żeby przezwyciężyć ją i twórców miejscowych na straty nie spisywać. Wyjście z zaściankowości nie powinno trwać dłużej niż parę lat jeszcze. Trochę pewnie spowolniły ten proces starania o Stolnicę Kultury i na siłę sztuki produkowanie ale towarzyszące temu otwarcie na Innych powinno sprawić, że przed 2016 oddzieli się ziarno od plew i kiełki i pędy przebiją się gdzieniegdzie. Puki co podzielę się zachwytem nad sztuką wspaniałą co dzisiaj ją odkryłem przez obcowanie z fotografii światem. Gość wymiata po prostu i to krajan nasz jest i młody i niedoceniony jest czyli ma w garści wszystkie atrybuty żeby postacią się stać. Pretensjonalnością nie kala się wcale a wcale i uderza w nuty, które pod każdym względem wprawiają w rezonans estetyczność moją. Szacun.

Cuda na patyku

Milena Cudna: Witam państwa serdecznie, z tej strony zawsze wierna prawdzie i oddana dobru Milena Cudna. Witam w programie „Niewiarygodne ale prawdziwe“. Dziś gościmy w w mieszkaniu przy Miliardalatświetlnych 15 w Lublinie, gdzie rano zdarzył się cud. Rozmawiamy z właścicielem mieszkania i jednym ze świadków cudu Tichonem Tichym. Dzień dobry panu. Czy może pan nam powiedzieć co tak naprawde się stało?

Tichon Tichy.: Dzień dobry państwu. Jasne. To bardzo proste: cud się stał droga pani. Cud, że o Jezu.

M.C.: Można jaśniej? I najlepiej od początku, panie Tichonie.

T.T.: Jasne. Od początku. Dobra. No to tak, to zaczęło się rok temu. Znaczy już może troche wcześniej. No bo ja ją już wcześniej widywałem. Nawet mi się podobała, ale jakoś nie byłem do końca przekonany. Znaczy gotowy nie byłem. W końcu gdzieś w grudniu zdecydowałem się ją wziąć.

M.C.: Mówi pan o jakiejś kobiecie?

T.T.: Tak, tzn. nie do końca. Mówie o Wandzie, mojej dracenie. Kocham ją jak człowieka. Ona ma duszę. A po tym co się stało, to jestem nawet przekonany, że jest nawiedzona przez Ducha Świętego.

M.C.: A co się stało?

T.: No to jak ją przywiozłem od babci to postawiłem ją przy oknie na subuferze. Dbałem o nią, podlewałem, chociaż wszyscy mówili: „ona umrze, przecież tu zawsze pełno dymu, ciemno, zabijesz ją.“ Ale ja wiedizałem, że sobie poradzę.

M.C.: Jakiego dymu?

T.T.: Każdego. No bo u mnie pali się wszystko. Dużo ludzi tu przychodzi i różne rzeczy się tu robi. Sztukę się tu robi, droga pani, i melanżuje się tu również. No i wczoraj stało się to. Znaczy nie wiem czy wczoraj, bo jak zasypiałem to nie patrzyłem na Wandę, ale jak się obudziłem to już tam był.

M.C.: Kto był, Duch Święty?

T.T.: No liść. Na Wandzie wyrósł liść marihuany. I bobki miał nawet. Oto on.

M.C.: Faktycznie, prosze państwa jest liść. Liść konopii na dracenie. To naprawde niesamowite. A gdzie bobki?

T.T.: Długo Wam zajęło jechanie tutaj… yyyy…. Zgubiłem się… a…. Zadzwoniłem od razu jak to zobaczyłem. O cudach trzeba mówić. Sam Stwórca zagościł w naszych skromnych progach na Mialiardalatświetlnych 15. Prawda że niesamowite?

M.C. Dziękuję panu, teraz porozmawiamy z drugim światkiem cudu, panem Moreirą. Witamy.

Moreira: Witam.

M.C..: Jak pan to skomentuje? Co się wydarzyło? Uważa pan to za prawdę? Czy jest to cud?

M.: Tichy zadzwonił do mnie rano i powiedział, że zdarzył się cud i ma palenie. No to odłożyłem wszystko i przyszedłem. Akurat na manifie byłem. A co do prawdy o którą pani pyta, to nie wiem o co pani chodzi. Jeśli zapytałaby pani o dyskurs, odpowiedziałbym: tak. Ale prawda? Ona pozostaje tylko horyzontem. Czy postrzegam to jako cud? Hmmm, musielibyśmy zastanowić się nad tym jak poznaję. Bezpośredniego dostępu do cudu nie ma, tak jak nie ma bezpośredniego dostępu do zjawisk naturalnych, gdyż wiemy, że bezpośrednie poznanie to poznanie intuicyjne, a w to za bardzo nie wierzę. Natomiast jeśli chodzi o poznanie zapośredniczone, to…

M. C.: Dziękujemy Panu. Innym świadkeim cudu, bo chyba już otwarcie możemy mówić o cudzie, był Pan Tusior. Witamy.

Tusior.: …..dzień dobry. Krótko: Tichy pisze na gg o 9 „wbijaj mam co nieco“, a że nie ważne czy pracuję w domu czy u Tichego więc przybyłem. Nie wiem czy to był cud, ale powinno się wdrożyć ten algorytm w genotyp wszystkich dracen.

T.T,: Tak, tak, bo ja w tym samym momnecie zadzwoniłem do Moreiry, napisałem na gg do Tusiora, smsa do Bździcha a Mc u mnie nocował, a to wszystko przed śniadaniem.

M.C.: Umie pan dzwonić i pisać smsa jednocześnie?

T.T.: Mam talent.

M.C.: Zapytaliśmy o zdanie na temat cudu biskupa Życiwicza.

B.Ż.: Szczęść Boże w Chrystusie i Jego Matce. Tak, to jest niepodważalny cud. Jeśli coś dzieje się wbrew prawom natury, a marihuana nie rośnie na palmie…

T.T.: Dracenie, kurwa!!!

B.Ż.: …na dracenie, więc widzę w tym rękę Pana.

M.C.: Zapytaliśmy również o zdanie bardzo wierzące sąsiadki z Miliardalatświetlnych.

Sąsiadki: W Maryji i Jej Mężu. Nie dziwimy się, że cud zdarzył się właśnie tutaj. Tichonek zawsze był bardzo religijny i Ci chłopcy którzy go odwiedzali też tacy ułożeni są. My wspieraliśmy modlitwą to miejsce i prosze, mamy sukces. Pan zagościł u nas.

M.C.: A czy paliły panie kiedyś?

S.: Nie. Tzn. jak wchodziłyśmy czasem po schodach i się zasapałyśmy to się czasem coś wciągnęło do płuc, bo jak chłopcy się spotykają to na klatce pełno tego dymu jest. Chwalmy Pana, Pani Redaktor.

M.C.: Czy w przypadku takich dudów możemy mówić o bezpośredniej ingerencji Pana, czy może któregoś ze świętych? Zapytamy o to specjaliśtę od cudów, profesora Mirykologii Piotra Nieodzownego.

Piotr Nieodzowny.: Świeć nam o Święta Panienko. Zacząć należy od tego, że cuda dzieli się na eucharystyczne i inne. Ten należy zaliczyć do tej drugiej kategorii. Uważam, że jest to najznamienitsze wydarzenie z wydarzeń cudownych od czasu gorejącego krzewu (przedmiotu mojego doktoratu) i dlatego jest to ręka samego Stwórcy.

Mc Raper: Gówno prawda!

M.C.: O, pan zdaje się jest wpomniany wcześniej Mc Raper, prawda?

M.R.: Tja. Mc Skibiriłap Raper, dupeczko. To nie Bóg. To Bob. Święty Bob paniusiu. Słyszałaś kiedyś o świętym Bobie? Sam Marley nawiedził Mialiardalatświetlnych. Kto inny wpadłby na taki pomysł? Tylko Bob. Nie przypadkowo również cud ten dotyczył draceny, która przypomina palmę. Palma, Jamajka, kumacie? Osobiście napisałem list do BXVI żeby rozpoczął śledztwo dotyczące cudów Marleya. Liczymy, że przed końcem roku Bob zostanie wpisany na listę świętych. List do BXVI napisałem po niemiecku, żeby żaden tłumacz nie skopał nam misji. Mamy wrogów, Szatan czuwa, wiemy o tym, ale nie damy się. Santo subito!!!

M.C.: Dziękujemy panu. Prosze państwa, czy mamy do czynienia z cudem? Czy będziemy mieć wkrótce nowego świętego? Czy Benedykt XVI poważnie potraktuje wydarzenia z Miliardalatświetlnych? I gdzie podziały się bobki? O tym będziemy informować państwa na bieżąco w kolejnych odsłonach naszego programu „Niewiarygodne ale prawdziwe“. Mówiła dla państwa prosto z Lublina Milena Cudna. Dziękuję. 

Panie i Panowie, The Roots!!

Kiedyś napisze więcej o tym zespole. Póki co tylko tyle:


Znacie tę piosenkę? Zakończenie miażdży:

Pan przemówił! Ale co powiedział?

Wczoraj wspomniałem, że bym napisał. Dziś nie napisze a zilustruje:


"Specjaliści od cudu" - jak to absurdalnie brzmi. Ciekawe, czy ktoś zbadał DNA tej tkanki. Albo czy ktoś podał to do prokuratury, bo przecież mogła zostać popełniona zbrodnia. 
Zobaczcie jak im się oczka świecą. "Będzie biznes! Będzie biznes!":

Dedykowane wszystkim tym co lubią spać.


Duży pokój w M4, standardowo umeblowany, na jednym z foteli siedzi ojciec czytając gazetę. Ubrany jest w piżamę, na głowie ma szlafmycę. Co chwile nerowo patrzy na zegarek, co jakiś czas nieśmiało ziewa. Do pokoju wchodzi 10 letni chłopiec. Ubrany jak to 10 letni chłopiec, na plecach ma plecak.

Ojciec: Nareszcie jesteś. Długo coś z tej szkoły Ci się szło.

Syn: Sory tato. Wiesz, żegnałem się z kolegami. Wkońcu 6 miesięcy to wcale nie mało, no nie?

O: Dobrze, już dobrze. Jak bylem w Twoim wieku też się tym martwiłem. To kwestia przyzwyczajenia. Kolację masz w lodówce. Odgrzejesz sobie? 

S: Pewnie. Czy dziś znowu mam jeść potrawę 100proc tłuszczu?

O: Pociesz się, że to już ostatnia. Przez pół roku ani grama nie zjesz. he, he, he.

S: Takie sobie to pocieszenie. Nie lubie tego syfu. Wiesz, dziś na lekcji polskiego pani się przysnęło. A pan od W-f u wogóle nie przyszedł.

O: No właśnie. Zaczyna się. Niektórzy już nie mogą wytrzymać. Dziś jakiś debil na skrzyżowaniu nie ruszył ze świateł. Zasnął kretyn. Zasnął na czerwonym świetle. Trąbiliśmy, trąbiliśmy, aż musiałem podejść do niego i otworzyć mu drzwi. Ale się wypierd… znaczy wypadł z samochodu i dopiero się obudził.

S: hahahahhaha. A dziś to Kamil też przysnął na lekcji. Znaczy tak myśleliśmy ale tylko udawał, ale i tak było zabawnie. Mi się też już chce troche spać. A, tato?

O: Tak?

S: A kto to obliczył, że właśnie w połowie października idziemy spać?

O: Nikt synu. To natura za nas zadecydowała. Od zawsze tak było i zawsze tak będzie. To tak samo jak to, że na wschodzie wschodzi słońce, że Wisła wpada do Baltyku, że, aaaaaa (ojciec przeciągle ziewa), że.... aaaaaa (znowu ziewa) Oho, już się zaczyna…

S: A tato? A skąd wiadomo, że jak my śpimy to wszyscy śpią?

O: A wyobrażasz sobie debila, ktory woli nie spać niż spać? Po co ktoś miałby nie spać? Jakbyś nie jadł to umarłbyś z głodu. Tak samo jakbyś umarł z przemęczenia jakbyś nie spał. Jeść trzeba i spać trzeba. A że jedno i drugie jest przyjemne to inna sprawa. Natura poprostu była dal nas łaskawa i to co jest nam potrzebne jest również przyjemne.

S:  Ale czemu trzeba tak długo spać? Ja widzialem na filmie, że zima jest taka piękna.

O: Też widziałem, ale czy to dla ładnej zimy warto się narażać naturze? Poza tym przed zimą jest ta cholerna jesień. Wyobraź sobie te deszcze, te kałuże. A potem jak ten śnieg topnieje, bo musi kiedyś stopnieć, tę chlapę. W butach pewnie jest morko, i zimno do tego. Bleah, aż mi się bardziej spać zachciało. No i pewnie nic się nie chce, bo jak może się coś chcieć skoro jest zimno i pada?

S: Jak będe duży to wymyślę jakiś lek, żeby nie spać. Coś takiego co tak pobudza, że się nie śpi.

O: Synu, już nie jeden próbował. I ziela jakieś z Argentyny przywozili, ale to wszystko na nic jest. NASA nie pomoże. Jak CI się nie chce, to Ci się nie chce. Jak chce się tylko spać a wszystko inne masz w dupie, to śpisz. Po co to kombinować? Po co się szamotać? Ja tam lubie te pół roku. A potem człowiek jaki wypoczęty w kwietniu. Słoneczko go budzi, ptaszki ćwierkające za oknem, pączki na drzewkach. I żyć się chce. Właśnie w taki poranek zostałeś poczęty, mój synu.

S: Tatooooo.

O: Dobrze, już dobrze. Duży już jesteś powinniśmy o tym rozmawiać.

S: Wiesz tato, ja to najbardziej lubie sny. Zajebi… oj, takie długie i piękne półroczne sny.

O: Też to lubie. Ja to właściwie cały rok lubie spać. I zgadzam się z naszym wieszczem, że „mógłbym całe życie tylko leżeć w łóżku, śniadania, obiady, kolacje do stóp tu, a jeśli się okaże, że mam na to czas, podróżuję w snach, no bo kocham spaaaaać.“ Ładne, prawda synku? Mieliście to już na polskim? Synku? Piotrusiu… Zasnął gówniarz. I musze go teraz przebrać i ułożyć do łóżka. Aaaaaa… (ziewa) Sam nie mogę się doczekać aż zasnę. Nie zasypiać w połowie października, też dzieciak ma wyobraźnię. Czego oni ich uczą w tych szkołach? Do zobaczenia w kwietniu Piotrusiu. Kolorowych snów synku.

Specjaliści od bioetyki.

Poszedłem dziś w odwiedziny do Starego Tichona, bo pochorował się biduś. Jemy sobie obiadek, gawędzimy, a ten swoim zwyczajem rozpoczyna przedstawianie prasówki. Coś tam, coś tam, coś tam, coś tam, i nagle: "no i ten Terlikowski. Filozof się znalazł. Książke napisał."I czyta mi ojczulek z Wyborczej artykuł o wyżej wspomnianym. Zapisałem w telefonie nazwisko coby wygooglować gościa jak wrócę do domu. I faktycznie typ zasługuje na uwagę... milicji filzoficznej. dr Tomasz Terlikowski mieni się filozofem i publicystą. Od września 2009 jest szefem zarządu Frondy, więc już chyba wszystko jasne. No może jeszcze nie wszystko, bo filozof ów napisał książke o tytule "Nowa kultura życia." Rozprawia się on z niekatolicką bioetyką, filozoficznie oczywiście, pisząc m.in. o eutanazistach, ale nie stroni również od empirii podając dane świadczące o tym, że kobiety używające antykoncepcji stają się mniej atrakcyjne i są częście porzucane przez swych partnerów. Po takim stwierdzeniu wydaje mi się, że już wszystko jest jasne. Terlikowski jest wielkim specjalistą od bioetyki, gdyż pisał już o tym wcześniej m.in.: "Tora, między życiem a śmiercią" w której również podejmuje ten problem, próbując odnieść się do etyki żydowskiej - dialog chce podobno nawiązać, choć jakoś w to nie wierzę. Poza tym na blogu swym, pan ten pisze: jak to B XVI heroicznie ratuje dusze Anglików łaskawie dopuszczając ich do swego kościoła, jak to racjonaliści w sporze o cud w Sokółce (temat na kolejnego posta, ale nie mam czasu narazie) są ślepi, bo nie wierzą w tak jasne dowody naukowe itd. itd. I do tego jeszcze na stronie Frondy reklamuje swoje jeszcze nowsze dzieło o tym, jaki to projekt na Polskę doskonałą zostawił nam JPII. Szczerze boleję nad tym, że mam tak mało czasu (wdrażam właśnie w życie moją filozofię powolności) i że wypadki sercowe sprawiły, że jestem łaskawiej nastawiony do świata, bo  chętnie bym mu się bliżej przyjrzał. Zachęcam jednak do zapoznania się z tą postacią. Takich pojebów jest na pewno więcej, ale chroń nas przed nimi o Baalu.
MF czuwa!

Freestyle Fellowship i Haiku d'Etat

Jeśli ktoś lubi hiphop tak jak ja lubię hiphop to lubi tak sobie. Znaczy od czasu do czasu lubi bardzo sprawdzone firmy a sceptyczny jest do nowych i nie szuka ich za bardzo i przypadkiem raczej poznaje. No fakt, że brytyjski hiphop lubię ale to bardziej jako zjawisko niż ze względu na muzę... nie no muzę lubię też bardzo ale... no kurwa nie wiem sam jak to jest ze mną i hiphopem - w podstawówce dużo słuchałem:]
Po za wyspiarzami najbardziej lubiłem dotychczas Company Flow i A Tribe bla bla wiadomo. Tupaca bardzo też i Cypress Hill raczej no i Wu-Tang a dzisiaj dodałem do tej wesołej kompanii oldskólowy skład z zachodniego wybrzeża czyli Freestyle Fellowship i od razu wysoko w rankingu ich umieszczam bo to mój ranking i sobie mogę umieszczać gdzie mi się podoba.
Freestyle Fellowship are a rap group from Los Angeles consisting of rappers Aceyalone, Myka 9, P.E.A.C.E., Self Jupiter and producer J Sumbi. Their vocal techniques focusing on the method of the freestyle, as well as a successful infusion of hip hop and jazz, established the group as forerunners in the sub-genre of jazz rap, and also placed them amongst prominent West Coast underground hip hop acts of the early 1990s.
Wiki informuje nas jeszcze, że grupa powstała dzięki warsztatom open-mic w jakiejś kultowej kawiarni w Los Angeles, i że nawet film o tym powstał. Działali na raty w latach 1991-1993 i 1998-2001 czyli, że nie przyginają ze swoją legendarnością. No ale sześć płyt wydali znaczy tacy leniwi też nie są tym bardziej, że cały czas wtenczas solo projekty i nie tylko robili. Cztery z tych płyt posłuchałem sobie pobieżnie i podobają mi się straszszsznie. Dużo tam słychać takich klimatów z lat 80tych jeszcze ale nie to, że stara szkoła surowizna i trzeba lubić żeby lubić. I trzeba też nadmienić, że nie jest to westcoast stereotypowy a przeciwnie wręcz przeciwnie, żadne California goes at the party. Alternatywa jak się patrzy się.



Więcej to sobie na Tubie poszukajcie bo za dużo filmów i tak ostatnio tu pakujemy. Ale, że przyjdę do części posta numer dwa. Haiku d'Etat. Aceyalone łącznikiem jest w tej mojej wycieczce rapowej i w tej grupie też właśnie się udziela obecnie. Ze składu opisanego powyżej udziela się tu pan Mikah 9 jeszcze. Ta nuta to już całkiem wysublimowana jest. Dwie płyty wydali i posłuchałem sobie obu po troszku. Dużo tam afryki trochę jest i karaibów sporo ale przede wszystkim poezji tam się mieści cała masa i uwaga - filozofii trochę. Tak tak.





O takie o piosnki dwie zaprezentuję a namawiam do poszperania po prostu. Ja będę namiętnie słuchał tych składów w najbliższym czasie bo tak mi akuratnie utrafiają. Pokój.

Zawsze chciałem być jak Janek.

Zapomniałem już o tym a przecież serial ten był tak silnie obecny w naszym życiu. 2 lata temu z Moreirą i Tusiorem nakręciliśmy nawet  dwie własne interpretacje tego serialu. Mowa tu oczywiście o kultowej "Stawce większej niż życie" (jeśli ktoś chce, służę wszystkimi odcinkami na DVD.) Pamiętam jak dawno temu obejrzałem wszystkie naVHSie, by kilkanaście lat później, kiedy pisałem prace magisterksą, w napięciu czekać na poniedziałki, kiedy to do jakiejś gazety dodawano płytę DVD z 3 kolejnymi odcinkami. Niewiele trzeba było, właściwie to troche baki, żeby zarazić tym moich ziomów, i tak zamiast tracić czas na youtuba, czy whoisline, jak to ma miejsce dzisiaj, zakałapućkani oglądaliśmy kolejne przygody porucznika a później kapitana Klossa. Pamiętam każdy, bo na początku obejrzałem sam a potem z Moreirą, czasem z Tusiorem. Po małym odświeżeniu mógłbym chyba startować w konkursie wiedzy o J 23. Dobry to serial i wbrew temu co próbował wmówić społeczeństwu poprzedni rząd, wcale nie tak dużo w nim propagandy (na pewno mniej niż w "4 pancernych"), za to dużo świetnych aktorów, dobra intryga, może szczypta nieścisłoći i braku ciągów logicznych, ale który serial ich nie ma? Poszperałem troche po youtubie i oto co znalazłem:
Zajebista scena. Niejeden mógłby się uczyć asertywnóści od Von Formana, no i kultowe kasztany:

To apropos zajebistych aktorów. Dla mnie Karewicz w roli Brunera rządzi. Ciekawe jest to, że wcale go nie jest tak dużo w tych odcinkach (w 5 jeśli dobrze pamiętam), a utarło się, że był on głównym przeciwnikiem Klossa. Może dlatego, że to Bruner zdemaskował J 23, albo dlatego, że Karewicz tak barwnie zagrał:


To obraz wojsk amerykańskich  w wyobrażeniu filmowców tamtego systemu (na trzech, dwóch to czarni):

I na koniec akcent humorystyczny:

Mój Proust

Nie przepadam za poezją. Nie przepadam zwłaszcza za tą we współczesnym wydaniu. Wydaje mi się ona albo zbyt wulgarna albo zbyt przeintelektualizowana, przez co pozbawiona finezji. Brak środka. Czasem mam wrażenie, że siedząc ujarani w którejś z filii gadamy z Moreirą bardziej poetycko niż większość tej poezji której jestem ostatnio odbiorcą, a jeszcze jak Mc ma dobry dzień to już na bank. Może jednak mylę błyskotliwość wypowiedzi, dobierania słów, z tym czym jest poezja w istocie, ale jeśli mylę, to nie wiem czym poezja jest. Nie o tym miałem pisać a od tego tylko zacząć. Cenię sobie bardzo wdzięk w wypowiedzi literackiej, piękno płynące z trafności dobrania wyrazów, umiejętne zagranie barwą wyrazu pisanego, celne metaforyzowanie. Odkrywam to jednak w prozie. Istnieje proza, która łączy w sobie swoje cechy z tym co najpiękniejsze w poezji i wiemy o tym wszyscy doskonale bo w szkołach nas tego uczono. Taką prozę pisał właśnie Marcel Proust. „W poszukiwaniu staconego czasu“ jest zazwyczaj kojarzone ze swoją siedmiotomową opasłością, więc „gdzie tu liryka?“. Na każej stronie, drogi przyjacielu. Proust był geniuszem. Napisał dzieło w formie wspomnień, które przeplatają się ze sobą, tworząc historię wielu osób, związków, rodów, całej Francji, sztuki; pojedyńcze wątki powracają, inne giną bezpowrotnie, jeszcze inne trwają w wątkach które z nich wyniknęły i tak przez tysiące stron książki, przez dziesiątki lat akcji książki. Odkąd zacząłem to czytać unikam wszelkich jego opracowań, ale pamiętam jak przed jego zaczęciem natykałem się w książkach filozoficznych na wzmianki o „W poszukiwaniu“. Pamiętam, że zwróciłem uwagę na to, że dla każdego książka ta była o czym innym. I to jest również poetyckie. Książka ta jest: o czasie, o przemijaniu (rzecz dzieje się w wyraźnym końcu pewnej epoki, czyli na przełomie XIX i XX wieku), o arystokracji francuskiej, o twórczości czy może tworzeniu (bohater jest młodym pisarzem, który ma zacząc pisać, ale jakoś nie może), o sztuce (książka bogata w analizy malarstwa czy dzieł muzycznych), o miłości, o lenistwie, o zazdrości, o homoseksualizmie i postrzeganiu go w ówczesnym czasie, a mówiąc ogólniej jest świadectwem sposobu myślenia i światopoglądów inteligencji tamtego okresu, o naturze ludzkiej oraz o ludzkiej egzystencji (ciekawe czy ktoś pisał o filozofii Prousta, przecież to taki egzystencjalizm jest, jaki tylko Francuz lub Rosjanin mógł spłodzić, z tym że ten pierwszy nie potrzebuje do tego Boga), itd. itd. bo w 7 tomach można sobie pozwolić na wiele. Ale „W poszukiwaniu“ to przede wszystkim popis metafor. Można otwierać którykolwiek tom na chybił trafił i zaczytywać się w pięknie sformułowań. Ten gość nie pisze, on maluje piórem, ale nie kiczowate krajobrazy, interesuje go przede wszystkim człowiek. Bawi się w psychologa, wiedząc jednocześnie jak mało ogólników można powiedzieć na jego temat. Próbuje opisać esencję wiedząc, że to egzystencja ma pierwszeństwo. Pisze długo, rozwlekle, czasem w sposób bardzo złożony, wymagający postoju, powrotu, głębszego wglądu. Szkoda, że czas takiego sposobu pisania już minął, że ważne jest szokowanie, epatowanie wulgarnością, głupotą, a wszystko w pośpiechu, w formie „pigułkowej“, skróconej. Myśl potrzebuje czasu. Refleksa wymaga powolności a dziś na powolność nie ma miejsca. Trzeba czytać szybko, kompresując ile wlezie, a co wartościowe przemyka jak film oglądany na podglądzie. Powolność to moja odpowiedź na stan dzisiejszej kultury.

Aceyalone

Celebrytka moja dobrze się w muzyce rozumie i mi linkuje raz po raz cukierki takie:



więcej? sie wie:




a może z tej strony jeszcze?



łe, to średnie było, może tym razem:



noo to sztosik, to teraz POKÓJ:



no nie mogę przestać:



:]

Mali ludzie

Zazdrość to obce mi uczucie. Przeciwnie. Ludzie, którzy mają coś czego ja nie mam a chciałbym szacun mój budzą i sympatię. Najbardziej cenię ludzi, którzy mają fantazję i odwagę by wyjechać daleko i w dziwne współrzędne i żyć tam sobie i robić coś mega fajnego. Odwiedźcie blog tego koleżki: Kapitan Kamikaze


nie ma jak dobre wzorce...

Rap? Akustyczna gitara? Hmmmm... chyba dziś wieczorem idę na taki koncert... 



dozo w Tekturze...

lubię taki rap co wciska w podłogę



jesienny rap taki:]

Jestem śledzony!!!

Koniec, po robocie, idę siedzieć, Babilon mnie dopadł. I to Babilon w najgorszym wydaniu bo w wydaniu gończym. 
W poniedziałek dzwoni do mnie McRaper, i jak to Mc: "Jaaaaa, stary ale paranoja, dzwonilem do Ciebie 30minut temu i nagle wskoczył jakiś dziwny sygnał i nagle zgłosiła się pani mówiąc: Komisariat policji w Lublinie, słucham? Zatkało mnie i nie mogłem nic powiedzieć, a pani się po chwili rozłączyła. Ziom, podsłuchują Ciebie albo mnie." No se myśle, jaja, zwłaszcza że teraz o tych podsłuchach głośno, rządy się przez nie sypią, więc czemu ja miałbym się nie posypać?Ale pośmialiśmy się z tego, sprowadziliśmy do absurdu i żyje se dalej... do dzisiaj.
Przed chwilą dzwoni domofon: "pewnie poczta, kurwa, znowu mam coś płacić", ale nie tym razem... słysze "policja, mógłby nam pan otworzyć?" myśle: "to po robocie, nie posłucham Open Sourca i aNonima w czwartek o 23 w Tekturze, ide siedzieć, żegnaj świecie! Będe jak Saul Williams w tym filmie co poszedł siedzieć i rymował. Naucze się rymować! Będe poetą!" Od razu przypomniałem sobie, że bez zezwolenia na chate mi nie wejdą. Na szczęście miałem spodnie na tyłku, więc hop na klatkę przed drzwi, drzwi zamykam, patrze: wdrapują się dwa zakapiory po cywilu, ryje jak tych których powinni łapać. "Jaaa, może to jakieś ziomy se jaja ze mnie robią". Staram się opanować głos i pytam "Panowie do mnie?" Wchodzą na piętro, pokazują legitymacje, wątpliwości się kurwa rozwiewają. "Do pana. Jedno małe pytanko. Wyglądał pan dziś rano przez okno?" "Które?" pytam żeby pokazać że będe walczył dzielnie. "Na Dorożkarską". "Yyyyy... Rano czyli o której? Teraz jest rano." "A o której pan wstał." "O 8.20 ale podniosłem rolety dopiero niedawno i nic nie widziałem poza deszczem." "I nie słyszał pan nic?" "Nic a nic. Okna mam zamknięte bo zimno. Coś się stało?" "Mały napadzik był. Szukamy świadków." "Przykro mi, może sąsiadka..." "Jeszcze tylko pana nazwisko, adres. Mieszkanie własnościowe? No nic. dziękujemy. Miłego dnia." Kurwa mać, będzie miły w chuj. Jeszcze byłem po yerbie, więc pikawa mało mi nie wyskoczyła. A co by było gdybym właśnie palił (dopalacze oczywiście bo są legalne a ja nie mam nic wspólnego z nielegalnymi środkami)? Albo miał coś w domu (tzn. jakąś dupeczkę, w sensie cudzołożyłbym)? A co jeśli oni mnie tylko sprawdzali? Chcieli spojrzeć mi w oczy, gdyż ostateczna rozgrywka właśnie się zbliża. Nadchodzi dzień, w którym Babilon wyciągnie swoje brudne łapska by zamknąć usta wolnemu słowu, wolnej myśli, wolnemu działaniu. By ostatecznie pogrzebać to o co mój pradziad walczył w -2o roku z Bolszewikami. Ale ja pamiętam o moich przodkach i w imię tej pamięci przestanę korzystać z telefonu i wypierdolę domofon przez okno. 

Piła VI wkrótce w kinach

Czy są ziomy, które tak samo jak my jarają się, że wchodzi Piła VI?! Czy są ziomy które oglądały 3 pierwsze chyba jednego wieczoru (a może pierwszą oddzielnie a potem 2 następne jednego?) a dwie pozostałe w kinie? Jeśli są to niech się szykują, bo już niedługo ciśniemy na ostrą jadkę z absurdalną ilością krwi z cyklu: milion sposów jak zabić człowieka i tyle samo jak oszukać widza. 
A ja myślalem że ten serial już się skończył.

Brytyjska pogoda, brytyjskie składy

A oto i moja odpowiedź na to co dzieje się dziś za oknem:


Popełniamy błędy logiczne.

Kolejny link do strony wroga :] NIe wiem co się dzieje, ale przypadkowo natykam się ostatnio na tego typu próby walki ze wszystkim co jest mi drogie (niedługo znajdę stronę traktującą o miernocie JZD). Ta strona, również sporządzona jest całkiem rzetelnie, ale pozostawia niestety więcej do życzenia niż jej poprzedniczka tłumacząca istnienie zła w zielu. Polecam rzuceniu okiem. 
Ileż to błędów się popełnia, ehhh... ale coż, nikt nie jest doskonały.

Fikcyjna fikcja - opowiadanie

Podstarzała prezenterka TV rozmawia chwilę z operatorem po czym energicznym krokiem wychodzi przed obiektyw kamery. Głos z reżyserki odbija się echem po studiu, zapalają się światła. Zgromadzeni na widowni mrużą oczy i prostują się na krzesłach. Techniczny poprawia mikrofon przy zawsze eleganckim i schludnym żakiecie prowadzącej.
- Dobry wieczór państwu. Jak codziennie o tej porze na antenie telewizyjnej "dwójki" wita państwa Ewa Drzyzga. Rozpoczynamy Warto Rozmawiać.
Brawa publiczności. Około setki osób, przekrój przez lądy i pokolenia klaszcze głośno i wymienia się pierwszymi wrażeniami z wizyty w studio lokalnej europejskiej telewizji.
- Dzisiaj temat jak zwykle trudny, burzliwy i czekający na państwa osąd. Zgromadzeni w studio wyrażają swoją opinię na bieżąco natomiast państwo przed odbiornikami mogą wysyłać VSMSy na numer 321666. Przywitajmy naszych dzisiejszych gości!
W studiu zapada kompletna cisza gdy zza elementów dekoracji wychodzą dwaj nastolatkowie. Idąc obok siebie próbują rozglądać się ale snopy świateł scenicznych kują ich przymrużone oczy. Jeden wyciąga staromodne ciemne okulary i nakłada na nos, drugi potyka się lekko o kable ale docierają do foteli gdzie wyciągniętą ręką wita ich prowadząca Ewa. Ma srogi wyraz twarzy. Nie widzą jeszcze setki twarzy na krzesłach w głębi sali. Kolesie opadają miękko w wygodne fotele i rozglądają się. Ewa dyscyplinuje ich chrząknięciem. Jeden z chłopaków jakby odruchowo podaje jej chusteczkę higieniczną. Ewa trochę zbita z tropu odmawia gestem.
- Moimi i waszymi gośćmi są dziś Moreira Tichy i Tichon Moreira. Dwudziestopięciolatkowie, genetyczni i kulturowi spadkobiercy pokolenia Zielonej Fali jak mówi się o czasach wielkiej ekspansji marihuany z końca pierwszej dekady dwudziestego pierwszego wieku. Wasi ojcowie podobno byli ziomami jak wy. Czy identyfikujecie się z tym co robili i kim byli?
- Siema Ewo. Sęk w tym, że oni sami się z tym nie identyfikują. Chodzi o to, że ludzie nie zauważyli w tedy, że dzieje się coś nie zwyczajnego. Nasi ojcowie nie kumali przez dłuży czas i do dzisiaj nie do końca kumają, że mieliśmy wtedy do czynienia ze zjawiskiem bezprecedensowym w historii ludzkości. Nigdy wcześniej zioło nie było tak popularne i tak rozpowszechnione. Ludzie jarali niezależnie od kraju, kontynentu, wyznania, wszędzie mogłeś spotkać zioma.
- Bzdura! - słychać protest z głębi studia - Bzdura! - tym razem chór.
Ewa pozwala żeby jeszcze przez trzy sekundy szmer płynął po sali po czym zdecydowanym machnięciem ucisza kilkadziesiąt osób.
- Wszyscy ćpali?
- Nie no z ich opowieści wynika, że nie było to coś co na co dzień widziałeś na ulicy. Trzeba było wiedzieć o co chodzi a jak wiedziałeś o co chodzi to widziałeś to co przed innymi skryte.
- Sowa wylatuje o zmierzchu - wtrąca wyższy z chłopaków.
- W każdym razie z wewnątrz trudno było sobie uświadomić to co wiemy dzisiaj, tym bardziej jeśli w ogóle Cię to nie obchodziło. Ich przez dłuższy czas nie obchodziło. Później obeszło na chwilę, poszło i teraz znowu ich nie obchodzi.
Ewa obraca się do publiczności.
- Wielu nie obchodziło. Obejrzyjmy wspólnie materiał filmowy.
Światła gasną a oczy zgromadzonych w studio kierują się na telebim znajdujący się za plecami Tichona i Moreiry. Oni sami patrzą w monitor stojący u ich stóp. Widać na nim centrum jakiegoś miasta, wielkie szklane budynki a pomiędzy nim ulice, po których biegają postacie w garniturach. Głos reportera:
- Socjologowie rozpoznali niedawno zjawisko, które stoi u źródeł Wielkiego Krachu Ekonomicznego, z którym borykają się dzisiaj rządy państw całego świata ale przypomnijmy.
Na ekranie wyświetla się czarno-białe zdjęcie człowieka w garniturze sprzątającego z chodnika roztrzaskanego laptopa podczas gdy na około wiatr bawi się kartkami papieru zapełnionego drukiem. Obok leży skórzana teczka. W tle po prawej stronie widać troje młodych ludzi niewzruszenie przyglądających się sytuacji. Narrator opowiada:
W ostatnich miesiącach gospodarki większości rozwiniętych krajów borykają się z problemem niedoboru kadr. Brakuje posłańców, sekretarek, asystentów ale przede wszystkim menadżerów. Uniwersytety zanotowały siedemdziesięcioprocentowy spadek liczby absolwentów na wydziałach prawa i ekonomii. Wiadomo już, że wiele uczelni, z braku zainteresowania, zrezygnuje z rekrutacji na te kierunki na przyszły rok akademicki. Brak wykwalifikowanych kadr doprowadził do znacznego przeciążenia dotychczasowych pracowników sektora finansowego i spadku obrotu danych. Jeszcze do niedawna przeciętny pracownik korporacji generował bezpieczne 5mb/s co przy stałym dopływie nowej siły roboczej gwarantowało stabilność wzrostu gospodarczego. Gdy kadr zaczęło brakować produkcja na głowę wzrosła do 7mb/s a następnie do 10mb/s co okazało zbyt dużym przeciążeniem dla większości zatrudnionych. Jeszcze nigdy nie mieliśmy do czynienia z taką liczbą młodych rencistów. Dotychczas nikt nie wiązał tego zjawiska z kryzysem w jakim znalazł się współczesny sport. Od dwóch lat nie padają rekordy a wiek emerytalny sportowców przesunięto do granicy lat sześćdziesięciu. Trzeba było wielu analiz by odnieść te problemy do niedawnej wielkiej kompromitacji rządów Polski i Rosji, które wypowiadając sobie wojnę nie przewidziały powszechnego braku rekruta w wyniku czego z garażu nie wyjechał ani jeden czołg a wojna została zawieszona do odwołania. Ludzi pomiędzy 20 a 28 rokiem życia rzadko widuje się w centrach miast - nie kupują, nie pracują, nie walczą, nie mnożą się.
Światła w studio zapalają się a Ewa mówi patrząc prosto w obiektyw kamery:
- Pokolenie Zielonej Fali stanowi kilkuletni wyłom w populacji, który właśnie teraz stanowić powinien trzon siły produkcyjnej większości krajów świata.
- Czy czujecie się odpowiedzialni za zaistniałą sytuację? - Ewa zwraca się do chłopaków.
- W ogóle - szybko odpowiada Moreira Tichy.
- Oczywiście, że odpowiedzialni są nasi rodzice i rodzice naszych rówieśników ale oni dumni raczej są z tej odpowiedzialności. Popatrz na dzisiejszą sztukę. Takiej eksplozji twórczości nie było od czasów antyku - rozwija wypowiedź kolegi Tichon Moreira.
- No tak ale czy obrazki, muzyka i wiersze zastąpią nam wirtualne Euro? - pyta prowadząca jednocześnie zatrzymując zdecydowanym spojrzeniem odpowiedź w ustach Moreiry. - Nie mniej jednak to twojemu ojcu zawdzięczamy fakt, że problem jest przejściowy. Dzięki niemu ludzie się opamiętali.
- Można tak powiedzieć. Opisał on swoje sp(ostrzeżenie) - zaakcentował Moreira - na blogu, którym było JZD jeszcze zanim przerodziło się w ruch społeczny. Opisał w charakterystyczny dla siebie sposób w krótkim profetycznym opowiadaniu i zapomniał o tym, przez co sam nie do końca zdążył się ogarnąć ale dał do myślenia paru młodszym od siebie ludziom, idea poszła w lud i Zielona Fala załamała się, wciąż możesz niemal spostrzec miejsca, w których to się stało... - zamyśla się.
- Ale czy wy i miliony wam podobnych nie macie żalu?
Moreira i Tichon jakby nie usłyszeli. Rozglądają się po sali ale reflektory ustawione są tak, że nie sposób rozpoznać żadnej konkretnej twarzy na widowni.
- Dobrze zobaczmy co na to nasi telewidzowie.
Na ekranach wyświetlają się kolorowe słupki.
- Na pytanie czy czujesz się ofiarą Zielone Fali, 78 procent naszych widzów odpowiedziało: tak. Zobaczmy.
Pojawia się wąsata twarz w dużym zbliżeniu.
- Maciej z Poznania się kłania. Czuję się ofiarą. Nie rozumiem co mówią, nie rozumiem co robią, w ogóle ich nie rozumiem. Dziękuję.
Inna twarz.
- Mój syn był menadżerem w N... - nazwa korporacji zostaje wycięta przez realizatora - Najpierw pracował za dwóch, później za trzech, później już w ogóle nie sypiał. Zawał w wieku lat 30. Lekarz powiedział, że to przez metaamfetaminę. Jeśli nie ja jestem ofiarą to kto?
- To byli nasi telewidzowie - Ewa energicznie przechodzi przez pierwszy plan. Podbiega techniczny i wręcza jej mikrofon. Ewa siada na pustym krześle w trzecim rzędzie widowni.
- A ty co o tym myślisz?

20 urodziny LSM

      -     Fajnie, że jesteście. Jak zwylke punkutalnie.   
-    Przypadek.
-    Siema.
-   Tusior, idziesz potem z nami do Graffiti na melanż?
-    Nieeee, muszę popracować. Poza tym nie lubie reggae.
-       Ja też nie, ale może być grubo.
-       Ciekawe czy są jeszcze bilety.
-       Słyszałem, że nie ma.
-       Celebrytka nam zalatwi wjazd.
-       Palimy?
 
 
-       Sbiriłiłap, skibiriłęk..
-       Mc dzwoni.
-      Siemasz ziom… co? gdzie? My? A gdzie możemy być? u mnie jesteśmy. Nooo, od 20stej siedzimy. Średnio kumam… Co? gdzie? Aaaa… nie wiem, podobno nie ma biletów… do Ciebie? Dupeczki? To spalimy jeszcze jednego i jedziemy…… co? gdzie?....
 
-       Jaaaa, prawie wjebaliśmy się w niego,widziałeś to Moreira? To wariat!!!
-       Jaaaa…. Wchodzisz z nami?
-       Proste…
-       No, zawiniemy Mc i jedziemy na urodziny do Graffiti.
-       Kurwa jak wysoko.
-       Jak to w Wysokim Domu.
-      Ile tu ludzi.
-       Siema wszystkim.
-       Siema, siema…
 
-       Tak, tak robię doktorat.
-       Nieeee, nie palimy z lufki. Czekamy na zioma i zapalimy bata.
-       Dzięki za wódke.
-       Alkohol pijemy, ale rzadko. Tzn, jakby ktoś szedł do sklepu to ja bym duże Tyskie prosił. Naprawde pójdziesz? Jesteś super.
-       Do Graffiti? Nie wiem, podobno nie ma biletów.
-       No, nie ma co ryzykować. Chociaż zadałbym tam szyku.
-       Dobra nie czekamy na niego, palmy.
-       Palę i lecę… pracować.
-       Tak, na Umcsie. Ty na Kulu? Nie, wcale nie wydaje mi się, że jesteśmy konkurencją. Bardziej myślę, że się uzupełniamy.
-       Nie wiem, może gdzie indziej pójdziemy…
-       Stary, zajebistego lolka skręciłeś. Klasyk.
-       To co, Tusior pojechał pracować, idziemy do niego?
-       Ok, a po drodze po łakocie…
 
 
-       Dzwonił Deficyt.
-       Są bilety?
-       Zapomniałem zapytać.
-       … w Archiwum melanż dla gimnazjalistów, i tak dotarliśmy do Ciebie.
-       Spoko, mam nowe, grube szkło.
-       Masz otwieracz do wina?
-       Nie mam. Trzeba nożem.
-       Ja to zrobie.
-       Ja tego nie zrobie.
-       A ja zrobie butle.
-       Robisz świetne kanapki. Będziesz ją jadła?
 
-       No i chyba już nie pójdziemy na te urodziny.
-       Ważne, że uczciliśmy je na swój sposób.
-       Noooo, troche się na beforek przedłużył.
-       A raczej beforek niepostrzeżenie zlał się z afterkiem.
-       Nieważne gdzie, ważne że uczczone.
-       To ja włącze „Człowieka z kamerą“.
-       Skęcamy jeszcze?
-       Nie mam siły.
-       No, nie palmy, jest 4, mam dość.
-       Myślę, że nikomu to nie zaszkodzi.

Trip Hop Day

Wczoraj dobre palenie było. Jak ja potrzebowałem dobrego palenia to wiem tylko ja. Wiele pozytywów wskazuje na dobre palenie ale ja mam swój ulubiony. To wtedy gdy wstaję i od samego przebudzenia jestem mega zmotywowany do działań, które od dawna odkładałem. Muszę tylko dobrze zjeść i idę jak burza. Mogę siedzieć sześć godzin nad książką, mogę coś naprawić, w czymś pomóc tym którzy potrzebują mojej pomocy albo sprzątać mogę. Dzisiaj sprzątałem cały dzień i przysięgam, że robiłem to po raz pierwszy od marca tego roku. Od tego w moim życiu zmieniło się wiele, zmieniło się bardzo wiele a pokój mój wciąż nosił blizny z przed tych zmian. Bezpośrednią przyczyną porządków był oczywiście kurz i lepiące się plamy ale na wkrętce po dobrym paleniu widzi się więcej. Wywalałem, układałem, odkurzałem, przestawiałem, tarłem, drapałem i raz jeszcze i po stokroć wywalałem. Czuję się wspaniale teraz i marzę o wyluzie a wszystko to, włączając dwa sztosik obiady, w nutę triphopową dzisiaj. Cztery składanki mam odpowiednie na HD, kanał dobry na Tubie i parę płyt i cały dzień trip i cały dzień hop. Gdzie ja kurde słyszałem ten kawałek wcześniej? Ktoś puszczał mi, ktoś umieszczał gdzieś na blogach? No dziura w głowie tylko te kawałek. Najwyżej powtórkę zrobię. Pokój.




aaa już kurde wiem! To Tichon już wrzucał, no nic, niech już zostanie. Pzdr.

Wieści z tamtej strony frontu.

Cenię sobie obiektywny punkt widzenia, doceniam dobrze zrobioną, rzetelną krytykę, dlatego przedstawiam Wam tutaj stronę, która rozwiewać ma mity dotyczące marihuany, czyli ratować ma przed tym, w co wielu z nas wierzy i co wielu z nas skłania - albo lepiej - nie powstrzymuje od palenia. Fajnie by było gdybyście przeczytali to uważnie i ustosunkowali się do tego. Ja narazie się wstrzymuję od głosu. Powiem tylko, że uważam to za dobrą robotę, pomimo całej niezgodności ideologicznej tak ze światopoglądem moim własnym jak i z większością treści prezentowanych na naszym małym blogu. Miłej lektury i zapraszam do "wątpliwości". W imię mądrości.

jak to chciało się pić...

Co zrobić kiedy są kobiety, wino i śpiew ale nie ma otwieracza do tego wina, zwanego popularnie korkociągiem? 
Korkociąg służy do tego żeby wyciągnąć korek, więc jeśli go nie ma, to pierwszą myślą jest, nie wiadomo dlaczego, żeby korek włożyć do środka. Korek najłatwiej włożyć śrubokrętem, ale jeśli w gospodarstwie domowym nie ma korkociągu to dalczego miałby być śrubokręt? Tak więc wpycha się nożem, palcem, widelcem, Bóg wie czym, ten korek. Kiedy już wszystkie przyrządy wpychające zawodzą, dobrze mieć pod ręką długopis. Nie może to być byle jaki długopis bo byle jaki się łamie. Musi to być najlepszy długopis - długopis bic. Wpycha się dalej długopisem, ale nagle okazuje się, że to długopis się wpycha w korek, a nie korek jest wpychany przez długopis. Wpycha się więc dalej, bo to fajne uczucie jak coś wkońcu wchodzi, a wchodzi jak długopis w korek, ale po pewnym czasie długopis zostaje wepchnięty maksymalnie, czyli tak, że jego górna część jest na równym poziomie z górną częścią szyjki. "Ok, jest dobrze - powie się zza pleców - to obetnie się góre długopisu, wyciągnie się wkład i będzie lało się przez pusty długopis." Robi się tak, choć ani obcięcie, ani 
tym bardziej wyjęcie wkładu, do najprostszych czynności nie należą. Do wyciągnięcia wkładu przychodzi z pomocą dziwny widelec, który ma się niewiadomo skąd. Niestety mimo takiej ekwilibrystyki nadal nie chce się lać. Nagle znajduje się korkociąg. Niestety, jakąś godzinę za późno, bo korek wepchnięty jest już zbyt daleko. "Trudno" się mówi. Poddaje się. Nagle znajduje się jeszcze jeden przyrząd: jeszcze cieńszy widelec, i wpycha się i udaje się i wino się leje.
Wszystko więc dobrze się skończyło. Szkoda tylko, że w boju stłukło się szklankę, połamało się dwa długopisy i zrobiło się rozpierdol w łaziencie. Morał z tej historii nasuwa się taki, że nie ma co się pierdolić, tylko jak się chce naprawdę pić, to się zawsze naprawdę otworzy.... słowo na sobotę. 


Liebig - mate dla koneserów

Ta mate należy do ulubionych ziół takich mateistów jak m.in. Pan Redaktor Moreira. Ma ona bardzo delikatny i głęboki smak. Pozbawiona jest gorzkości, posmaku tytoniu, jak również mocy. Uważam ją dlatego za bardzo niejesienną yerbe (musze używać "kopniaka blondynki" - La Rubi, żeby zrobić więcej), jednocześnie gorąco polecam ją na wieczory, kiedy do zrobienia zostało już nic, a jeszcze chciałoby się mieć troche sił żeby posłuchać muzy. Jest to mate wymagająca, "apelująca" o odkrycie w niej tej 80letniej argentyńskiej tradycji, czyli jest tym z czym doświadczeni mateiści lubią się mierzyć. Polecam odczekać ok 5 min. po zalaniu - lepiej się parzy, smakuje troche wyraźniej. Na pewno będzie u mnie częstym gościem jako alternatywa dla mordo-wykręcaczy i masatorów ciśnieniowych.

Tekturowy Open Source i aNonim

Po wakacyjnej przerwie na melanż Open Source i aNonim powracają. Tym razem w wydaniu kontrkulturowym, bo w miejscu takowym. III wydanie Tektura Fest zaczyna się już w ten czwartek (22.X). Festiwal rozpocznie Slam poetycki a zaraz po nim 30 minutowy koncert Open Source i aNonim. Zespół zagra ok 6 utworów, w tym 2 premierowe. Serdeczenie zapraszamy na OSia w pigułce oraz na cały Tektura Fest III (kliknij na plakat a powiększy się on). 

Bakflip, czyli jak się to to przede mną uchowało?

Potęskniliśmy się za sobą więc się ujaraliśmy. Tym razem Filia U Tusiora, czyli youtubomania, i tak jak zaczęło się od piosenki o Starym Zegarze autorstwa Moniuszki, tak przez Snoopa, Liroya, Kriss Kross, doszliśmy do Bakflip. Mc Raper pod moim postem o DodEatDogu wrzucał do tego linka, ale jakoś nie było czasu ogarnąć. Teraz czas się znalazł i wspólnie zczekałtowaliśmy ten twór. W skrócie: jest to mocne gitarowe granie ze śpiewanymi refrenami i rymowanymi zwrotkami. Za te refreny i mocne gitary odpowiedzialny jest Marek Dulewicz, i tu pierwsze odtajemniczenie tajemnicy: pan Marek jest znany z realizacji wszystkich płyt O.S.T.R'ego, które moim skromnym zdaniem (zwłaszcza 3 ostatnie) brzmią najlepiej w tym kraju, nie tylko jeśli chodzi o scenę hihopową. Rymy w Bakflipie układa i wypowiada zgrabnym flow Jasiek Gajdowicz, czyli ziomek znany z łódzkiego Afrontu jako Jaś (Kasina to ten drugi, ten z wadą wymowy i z mniej wulgarną liryką), również znany ze współpracy z Ostrym w projekcie LWC oraz z produkcji jednej z płyt Afrontów. 
Jak to się stało, że pierwszą płytę wydali w 2006, potem jakiś singiel, i rok temu drugą pełną płytę, a ja nic o tym nie wiedziałem (wszystkie trzy wydane przez niezależną wytwornię EMBRYO)? Nie żeby to była muza mojego życia, ale jest to projekt wielce ciekawy: po pierwsze ze względu na samą konwencję, która jakoś nad Wisłą nie chce się na dobre przyjąć, po drugie ze względu na Jasia, który jest zajebistym Mc i odnajduje się dobrze w mocnym klimacie, może troche za mało agresji, ale tematyka zajebista; po trzecie ze względu na brzmienie, które też jest niebanalne. Sądy te opieram tylko na kilkukrotnym przesłuchaniu ostatniej płyty, którą udało mi się dziś rano zassać (jak będe miał czas i hajs to kupie se obie), dlatego daruję sobie głębszą krytykę. No może dodam tylko złośliwie, że kompozycje na płycie "12 nędznych ludzi" są w większości mało różnorodne. Poza tym mam powody przypuszczać, że koncertowo musi to być zajebisty band i czekam z nadzieją, że kiedyś  ich usłyszę widząc. 

Życzę mojej krętki.

 Numer z pierwszej płyty, 2 zwrotka wymiata:


Kawałek z ostatniej płyty, piosenka z przesłaniem, a Jasiu jest tu "nosicielem flow". Refren nam się nie podobał i tak zostało, ale pocięta gitara z początku nadal jest zajebista:


To też z ostatniego krążka. Kawałek z rodzaju dobrze-zrobiony-hicior. Niestety nie był hiciorem choć zasługuje:


[Edycja po kilku godzinach:]

Ej, to jest jeszcze zajebisty numer na tej płycie. Pod każdym względem zajebisty: 

Każdy orze jak może

Trzeba było 15 lat temu odprawiać modły "o dar rozumu" dla władz tej instytucji. Swoją drogą ciekawe czy Ojciec wysłucha swych Bezrobotnych Dzieci. Jeśli kiedykolwiek ja bym stracił pracę, to nie chcę żeby ktoś darował mi następną.
Moreiro, a może się podłączysz do ich mszy, Tobie ten dar też się przyda: Panie Boże i Pani Boziu, daruj memu bratu Moreirze jakąś robotę, bo ziomuś nie ma na raty za rower. Tak będę co wieczór wzdychał ku niebiosom.

Baudrillard



Choć sąd Boży już sam w sobie jest przerażający, jeszcze większy lęk budzi sąd Boży bez udziału Boga.



"Dlaczego wszystko jeszcze nie zniknęło? Esej ostatni", taką książeczkę dzisiaj nabyłem i szczerze polecam na pobudkę po wakacjach.
Czyta się jakieś 45 minut.

oczy w słup

Orlen na Węglinie

Miami Vice O.S.T.

Mój najnowszy zakup! Jaaa, jak ja kocham Allegro, tyle szczęścia za 30 złotych. Lata osiemdziesiąte w 42 minuty. Zawsze uważałem, że ta dekada to prawdziwa kloaka historii, że to cud, że po okresie tak zidiociałej dekadencji, plastiku i ortalionu, sodomy i gomory dostępnej na wyciągnięcie ręki każdego niezależnie od płci, wieku i stanu posiadania, kultura wyszła jakoś na prostą. Chyba właśnie dlatego, że jednak się udało, że dzięki Kurtowi młodzi ludzie przestali się ubierać jak choinki i wierzyć w choinki, że dzięki Zakowi młodzi ludzie zaczęli myśleć o świecie w kategoriach dobrobytu swoich rodziców, że dzięki upadkowi bloku wschodniego świat uwierzył, że nie jest skazany na wieczną stagnację w bezsensownym konflikcie, któremu przeciwstawić można jedynie pogrążenie się w bardzo prostej przyjemności, dlatego możemy teraz zachwycać się kuriozami tamtych czasów i odkrywać je jako zajebiste patenty. 1984 rok.






Jaaa, mówcie co chcecie ale ja jestem dzieckiem telewizji. Przez osiem lat podstawówki pompowałem swoją głowę wszystkim co się nawinęło. Obejrzałem teraz tą czołówkę i przysięgam, że znam na pamięć nazwiska tych aktorów w kolejności. Ale najlepszy to z Dynastii byłem. Wracając do płyty:

1. The Original Miami Vive Theme - Jan Hammer
2. Smuggler's Blues - Glen Frey
3. Own The Night - Chaka Khan (masa!!!)
4. You Belong To The City - Glen Frey
5. In The Air Tonight - Phil Collins
6. Miami Vice - Jan Hammer
7. Vice - Gramdmaster Melle Mel
8. Better Be Good To Me - Tina Turner
9. Flashback - Jan Hammer
10. Chase - Jan Hammer
11. Evan - Jan Hammer

3, 4, 5 - na jednej płycie:) Brak niestety przesławnego Crockett's Theme. Trudno.

You Belong To The City mojemu serdecznemu przyjacielowi Tichonowi dedykuję teraz:




Musimy sobie kiedyś takie gajery sprawić i szyku na ulicach pozadawać nocą.