" I'm tired of going down in history. I want to eat." D. Gillespie


Jeśli ktoś lubi Jazz tak jak ja lubię Jazz to lubi Cool Jazz. Jeśli ktoś lubi Cool Jazz to lubi Bill'a Evansa. Bill Evans obok Chet'a Bakera jest tak Cool jak tylko Cool można być. Ci dwaj są z pewnością bardziej Cool od Miles'a, który przecież wymyślił Cool Jazz. Chyba nie jest przypadkiem, że Bill i Chet byli biali i byli najbardziej szanowanym z pośród białych w tej branży. To chyba dlatego, że potrafili być bardzo smutni ale inaczej niż bardzo smutni czarni. Czarny jest bardzo smutny z powodu losu swojego i czarnych. Biały jest bardzo smutny z powodu losu swojego i wszystkich ludzi, biały jest smutny egzystencjalnie. To oczywiście nadużycie ale dobrze brzmi. Nie będzie o panu Chet ale o panu Bill. O panu Chet będzie innym razem. Z panem Billem zetknąłem się po raz pierwszy na Kind Of Blue oczywiście. Później, znacznie później kupiłem sobie jego solowe albumy z gatunku grejtest hits i tam był Spartacus Love Theme - srogi wrzut. Dygresja: jeden z tych grejtest hitsów pochodzi z serii Finest Hour. Mam też Finest Hour Clifford'a Browna i trzeba powiedzieć, że Finest Hour to najlepsza seria grejtest hits z jaką się zetknąłem, można kupować w ciemno.
Spartacus Love Theme dziwnie zagrany był bo był zgrany samym fortepianem ale ten fortepian był overdubbed czyli, nie wiem czy fachowo mówię, dwie ścieżki tego fortepianu nałożone na siebie odpowiednio robią jeden numer. Na początku nabrałem się oczywiście, że niby Bill taki geniusz, i że to normalnie nagrane jest ale też nie rozczarowałem się bardzo gdy przeczytałem, że nie bo to i tak świetna muza. No więc ostatnio nabyłem sobie album, z którego oryginalnie pochodzi Spartacus (po za tym, że w orkiestrowym wykonaniu jest to kawałek z ze starego filmu) i cały ten album, z wyjątkiem jednego kawałka, jest overdubbed. Conversations With Myself - jakże trafny tytuł. 40 minut fortepianu pierwsza klasa ale co zachwyca mnie najbardziej - przestrzeń. Tak się mówi, że "posłuchaj ale muza przestrzenna", czy "ale w tym kawałku przestrzeni", i nie mówię, że nie wiem o co chodzi bo faktycznie się słyszy to czasami ale na tej płycie to dla mnie maks. Niby banalne bo w sumie jak samo piano to trudno żeby przestrzeni nie było ale i tak mega mi się podoba i będę się spuszczał estetycznie nad tym (Jazz to muza onanistów jak powszechnie wiadomo i w takim jednym filmie zostało powiedziane). Słuchajcie Spartacus Love Theme, słuchajcie Bill'a Evansa, czytajcie JZD. Pokój.






A co tam, jeszcze jeden wynalazek: