Wojna Polsko-Ruska, reż. X. Żuławski

Mam mieszane uczucia i nie wiem jeszcze dlaczego - wyjdzie w praniu. W jednej z pierwszych recenzji po niedawnej premierze tego filmu przeczytałem, że jest on pretendentem to statusu dzieła kultowego. Kultowość rozumiem w ten sposób, że pomijając fakt, że większości będzie się on podobał to dla części odbiorców będzie on stanowił identyfikację pokoleniową, znak ich czasów, do którego zawsze chętnie będą wracać, w który spokojnie mogliby wkleić swoje żywota. Jeśli na tym polega kultowość to Wojna się łapie. Nie jest to jednak przypadkowe ponieważ już tytuł wskazuje na analityczne kulturowo podejście twórców a całość nie traktuje o niczym innym niż znamiona "czasów". Nie znajdziemy tam nic nowego w gruncie rzeczy. Jest to klasyczne podejście przeciw dulszczyźnie czyli terapia poprzez pokazanie wprost tego co wszyscy wiemy ale się nie przyznamy, żeby nie zobowiązać się do odpowiedzialności. Treści z Wojny są tu jeszcze bardziej bezpośrednie tzn. niemal nie sposób udawać, że się nie wie o złu pokazanym na ekranie i o tym, że to zło codziennie leży na chodnikach naszych miast i w mieszkaniach bloków (to miejski film pokazujący miejską Polskę - dlatego generalizacje na skalę ogólno narodową oparte na ukazanych w nim zjawiskach są przekłamane). To co powinno najbardziej dawać do myślenia to ogromny stopień przerysowania ukazanych zjawisk - wskazuje to na stopieni ich spowszednienia, muszą być niemal na siłę wbite do głowy i niemal wyrzeźbione w absurdzie żeby w ogóle zwróciły uwagę. Jest to też problem tego filmu. Najwspanialsze dzieła kinematografii traktujące o czymś tak ogólnym jak kondycja kultury całego narodu główny przekaz kodują podprogowo. Tzn. im ogólniejszy problem tym stanowi odleglejszy plan dla akcji filmu. Przyzwyczailiśmy się już do takiej konstrukcji dlatego po wyjściu z kina szybko narzuca się pytanie: o czym to właściwie było? Niby pretekstem jest miłość ale chcąc zachować konsekwentny obraz bohaterów ta miłość płytka jest, zbyt płytka by sięgnąć tła, a co dopiero horyzontu. Łatwo więc o wrażenie, że mamy jedynie do czynienia z zestawieniem brutalnych obrazów rzeczywistości, bez treści bo tą próbuje się nadać atmosferą absurdu, która, jak przypominam sobie reakcje widowni nie bardzo trafia. Sala wybucha raz po raz salwami śmiechu, ja nie śmiałem się wcale. Polskie kino przyzwyczaiło nas do sloganów, tak zwanych kultowych tekstów, ciętych ripost (od Rejsu po Lejdis) i dużo tego jest w Wojnie i publika to kocha. Na bank w tym śmiech brzmi pod spodem nuta niepokoju ale jeśli przedziera się ona do świadomości to może na chwilę po powrocie do domu, ale bardziej prawdopodobne, że wcale. A szkoda bo problemy są ważkie. Problem to zniszczone słowo i należy mu się rekonstrukcja. Jak ktoś chce ambitnie podejść do dramatycznego filmu mówi: zwróćmy uwagę na problemy - albo - film zwraca uwagę na problemy. To fatalne gdy trzeba zwracać czyjąś uwagę na problemy i jest znakiem upośledzenia moralności. Problemy są problemami jako takie, nie uświadamia się problemów tylko tworzy się problemy a robi się to po to żeby zwrócić uwagę czy uświadomić zło tkwiące u ich fundamentu. Problemy nie przeszkadzają w śmiechu, ze zła śmiać się nie sposób. Dlatego nawet jeśli po dziwnym rozbawieniu widza do jego głosu przedrze się parę problemów to na tym już poprzestanie: "mam świadomość tego problemu". Ale czy masz świadomość zła człowieku?
Technicznie rzecz biorąc Wojna to wykładnia postmoderny a jak ktoś nie wierzy albo nie wie o czym mówię chce to niech poszuka jakie są wyznaczniki ponowoczesności w kinie bo nie ma sensu tu tego przytaczać. Jest to do tego stopnia postmoderna, że zbliża się do granic dzieła określanego tradycyjnie mianem filmu bo jest to film o filmie + film o książce + film o twórcy + teatr + film o kinematografii + o miłości + irrealizm wspomagany komputerowymi mocno efektami. Fabuła jest bo jakaś musi być - nie to, że jest słaba czy byle jaka tylko mało jej jest tak naprawdę.
Oczywiście teraz wszędzie będziemy słyszeć SZYC. Szyc to, Szyc gwiazda, Szyc genialny, Szyc tamto. Faktycznie gość dał z siebie wszystko, widać czuł że to może być rola życia, przynajmniej dotychczasowego. Spokojnie można powiedzieć że pozostali aktorzy i przede wszystkim aktorki nie odstają na krok. Zachwyt nad Szycem polega chyba na tym (oprócz tego, że jest światnym aktorem), że mało było dotychczas w naszym kinie ról dźwigających całość dzieła, ról heroicznych. Można wymienić Adasiów Miauczyńskich w kreacjach Pazury i Kondrata ale to mimo wszystko stare pokolenie naszych aktorów, po których powstałą spora wyrwa w sztuce. Może Szyc będzie impulsem do powrotu takiej konwencji? Na pewno wjechał lekko chociaż na ambicję paru kolegów z branży.
Jak wspomniałem obsada świetna jest ogólnie. Bombowe role kobiece bez dwóch zdań z jednym tylko problemem: Masłowska. Nie mogę jej zdzierżyć i już. Nie chodzi o to, że nie jest piękna, nie chodzi o jej fizyczność...tylko. Jest to po prostu odpychająca, irytująca postać niezależnie od tego czy wypowiada się w telewizyjnych wywiadach (nawet tych z przed lat) czy "gra" w filmie. Niech by już sobie nawet łaziła po planie i robiła coś ale żeby nie gadała a tutaj gada jak najęta i szlag trafia człowieka. Nie tłumaczy jej wcale, że to jej autokreacja, że to antykonwencja taka ale szkody jakie jej wypowiedzi pozostawiłyby w umyśle człowieka uczącego się mówić czyli nastolatka to Hiroszima normalnie. Niech to będzie zabawa językiem ale cedzona przez te dziwne szczęki z pod tego czoła i tych włosów - fuj, słabe nieproduktywne fuj a to fuj jest przecież narratorem. 
Tyle ode mnie. Najciekawszy polski film jaki widziałem od lat. Warto w chuj.

P.S.
Książki nie czytałem bo czasu nie miałem



Borys Szyc (Andrzej Robakowski "Silny"), Michał Czernecki (Maciej Lewandowski "Lewy"), Roma Gąsiorowska (Magda),Sonia Bohosiewicz (Natasza Blokus), Ewa Kasprzyk (Izabela Robakowska-Maciak, matka "Silnego"), Dorota Masłowska (Dorota Masłowska), Anna Prus (Alicja Burczyk), Maria Strzelecka (Andżela Kosz), Magdalena Czerwińska (Arleta Adamek), Tomasz KrzemienieckiBartłomiej Firlet (Kacper), Ireneusz Kozioł (tata), Piotr Więcławski (brat), Henryk Gerlach (zawiadowca), Jacek Samojłowicz (Zdzisław Sztorm), Andrzej Czułowski (Jaskółka), Ireneusz Kozioł (tata), Robert Sikorski (Perwers)