Korowód Kozienaliowy

Wyskoczył żem sobie dzisiaj po południu na pocztę odebrać przesyłkę (bardzo piękna i praktyczna bluza na rower) i wracałem spacerem do domu gdy spostrzegłem, że jakoś psów na mieście dużo. Pomyślałem, że pewno znowu jakiś jaszczur przyjechał kampanię wyborczą robić ale jak zwykle okazało się, że gówno wiem na temat tego czym w mainstreamie żyje moje miasto. To doroczny korowód kozienaliowy kroczyć miał za chwilę Krakowskim Przedmieściem. Przysiadłem na murku - obejrzę, a co. I już widzę na horyzoncie pierwszą ciężarówkę i muzykę słyszę radosną i czekam...czekam...kurwa czekam długo bo dziady jadą odwrotnie proporcjonalnie do hałasu jaki wytwarzają. Eh, wesoła braci studencka, eh swawolniki! Pamiętam i ja moje pierwsze studenckie balangi a było to dawno temu w pierwszej klasie liceum, później w drugiej, trzeciej i czwartej też. Wtedy to trochę inaczej wyglądało no i ja inaczej mocno wyglądałem leżąc rok w rok (zawsze ze skrajnie inną fryzurą) w kałuży rzygów albo drąc mordę i skacząc w tłumie dzikusów do granic człowieczeństwa. Tanie wino się piło się i jak smakowało, nikt nie wybrzydzał. Tichon jak koń duszkiem trąbił całą butelkę Agropola na jednym wdechu a ja tylko pół bo mniejszy jestem ale za to zawsze wymiotowałem za dwóch. Wtedy nie było też tak, że jest jedna impreza dla wszystkich uczelni, o nie. Wtedy tydzień po tygodniu, przez cały maj, bezlitośnie rozpoczynały się kolejne plenery (mi zawsze najbardziej odpowiadały Juwenalia) i zawsze Kazik przyjeżdżał i Pidżama Porno, T-Love albo Dżem i Hey, żadnych wypierdziuchów "pitu pitu Aj lov Ju" zza granicy. Tak to było - V liceum ogólnokształcące, to była uczelnia a ja byłem wtedy bardzo pilnym żakiem. Gdy bodajże cztery lata temu zrodziła się tradycja korowodów ja już byłem kompletnie zblazowanym marihuaną i szukającym tylko wyluzu absolwentem młodości nieokiełznanej a więc unikałem już wtedy masowych imprez. Nie z żadnej pogardy ale miałem już wykształcone inne priorytety jeśli idzie o wesołe stany świadomości. No i dzisiaj przypomniało mi się to wszystko gdy oglądałem kolejne kolorowe platformy sunące Krakowskim. Bardzo to było ładne wszystko. Najpierwiej spodobało mi się łamanie przepisów: co jeden to z browarem maszerował a psy go musiały pilnować jeszcze, na naczepach pijaniutkie dziewczęta skakały po za granicami BHP, ruch wstrzymany po całości a na dodatek cały korowód przedrzeźniał jeszcze kierowców aż się gotowali. Najładniej moim zdaniem prezentowała się platforma Uniwersytetu Medycznego (tu dupeczki) i Uniwerstetu Przyrodniczego bo bez krępacji poprzebierali się za śmieci plus 1000 punktów za przejazd traktorem przez centrum. UMCS alma mater cieniutko, że niby kowboje, dziki zachód ale jakoś mało ich było za to Politechnika z pomysłem dobrym bo byli gangsterami wszyscy i wpadali z karabinami do zatrzymanych przez policję autobusów i ludzi straszyli no i Coolio leciał z głośników - ładnie. KUL to nawet nie pamiętam co zrobił ale ku mojemu rozczarowaniu nie było tańczących księży i pingwinów. No w każdym razie przeszli i poszli i wszystko byłoby wporzo gdyby nie to, że wiedziałem dokąd idą - na plac Zamkowy gdzie czeka na nich ogromna scena z głośniastymi głośnikami, które będą pakować megagiga setki decybeli w przycupniętą tuż obok norkę Tichona, naszą kochaną Miliardalatświatlnych 5 gdzie w kąciku skulony lokator, z palcami w uszach będzie przeklinał na czym świat stoi. Łączę się z nim w bólu. Zbomboliłbym się dzisiaj z tego wszystkiego.