Monodram z okazji Zielonych Świątek pt."Starzec"

Zbocze góry, kamień obok jakieś drzewko na którym siedzi wrona, w pobliżu może kicać królik, mogą być jakieś niskie krzaki, słońce chyli się ku zachodowi.
Z góry schodzi starzec: siwa broda, pod pachą ma dwie duże tablice kamienne i jedną mniejszą, w drugiej ręce ma kij którym się podpiera, tzw. "Laskę Mojrzesza". 
Starzec: Za stary już jestem na takie wyprawy. Człowiek był młodszy to i w żołnierza egipskiego kamieniem rzucił i jakąś młodą żydóweczkę podszczypną. Od tego biegania po pustyni i dnie Morza Czerwonego już mnie w krzyżu łupie. W "krzyżu łupie", dobre. Ciekawe co można jeszcze z krzyżem zrobić. Można kogoś ukrzyżować.... yyyyy..... Już mi się w głowie pierd... ups.... przepraszam. To przez to zielsko, Boże, co nam razem z przepiórkami podesłałeś jak było niefajnie. Właściwie to po co mnie ten Szef na te górę ciągnął? Nie mógł mi tych tabliczek w jakimś lepszy miejscu dać? Przecież można się spotykać w opuszczonych fabrykach, pod mostami, w małych knajpkach. Co ja w ogóle gadam?
Wrona: Kraaaaa!!!! Kraaaaa!!!!!
S: I czego kraczesz? Naśmiewasz się ze Staruszka który musi taszczyć te kamienie.  Czemuś mi Boże dał ten cholerny dar rozumienia mowy zwierząt. Dałbyś mi raczej umiejętność rozumienia kobiet by moi potomkowie z linii męskiej mogli lepiej sobie radzić w tej okrutnej dla nich zmysłów rzeczywistości. "Co mi po rozumieniu wrony kiedy nie mogę zrozumieć własnej żony", jak rymował Mc Nilu. Spocznę sobie na kamieniu, poczytam instrukcje od szefa. 
Siada, bierze pierwszą tablicę, dwie pozostałe kładzie obok, 
Swoją drogą ciekawe co oni tam na dole robią. Pewnie jakiś melanż już uskuteczniają, nie czekając na starego zioma. Ehhh ten Aaron. On tylko czekał aż mnie Szef wyśle z jakąś misją, żeby wino całe wypić. Wypiją całe i dla mnie nie starczy. A co będę pił na sen? Wodę? Jeszcze się taki nie urodził co wodę w wino może przemienić.  
Czyta 
"Jam jest Pan Bóg Twój który Cię wywiódł z Ziemi Egipskiej z domu niewoli". No nie da się ukryć Szefie. Bez Ciebie to bym se nie poradził. Nie ma co. A tam fajnie nie było. Chociaż chyba lepiej niż biegać po tej pustyni. Zresztą i tak niedługo umrę. Wszystko jedno. "1. Nie będziesz miał Bogów cudzych przede mną. 2. Nie będziesz brał imienia Pana Boga swego na daremno." 
Odkłada pierwszą tablicę, z ciekawością i niesmakiem na twarzy, bierze drugą.
O Boże, to jakaś wyliczanka? "6. Nie cudzołóż?" Bez przesady, Szefie. Bój się Boga.
W oddali słychać grzmot, może pojawić się błyskawica.
Ups... przepraszam.
W: Krrraaaaaa. Kraaaaa..
S: Zamknij się!!!! 
Macha w kierunku wrony Laską Mojrzesza. 
Nie dość, że chyba nie powinno Cię być w tej strefie klimatycznej, to jeszcze mi psujesz masę. Znaczy odpoczynek mi psujesz. "9. Nie pożądaj żony bliźniego swego." Przegięcie. To jest przegięcie!!! Że jest dupeczka fajna i mi się podoba, i nie mogę se nawet  pomyśleć, że ją teges no bo nie? Przecież to silniejsze ode mnie? Mam se oczy wykuć? Może jeszcze łaknąć szatę założyć, której noszenie będzie mnie tak cholernie bolało że mi się odechce? Po moim trupie! Nie po to zostawałem kierownikiem wycieczki po pustyni, z twego ramienia Panie, żeby nie móc se poużywać z naiwnymi turystkami. Jak dotrzemy do tej Ziemi Obiecanej, to nazwę ją Las Vegas i zostanę jej królem. Ciekawe czy króla też obowiązują te zakazy? Król Mojrzesz. Brzmi nieźle. Dupeczki. W Las Vegas będzie też jazz i zioło. Jaaaaa......
Hichra się obleśnie Starzec. Bierze 3, mniejszą tablicę, właściwie to tabliczkę. Czyta w skupieniu. Trwa to jakiś czas. Na twarzy maluje się niezrozumienie, które przechodzi w radość. Rozgląda się jakby szukał kogoś kto go zapewni o realności tego co czyta. Czyta ponownie. 
Uratowani!!!! Boże, kurwa o ja pierdole!!! 
Błyskawica
Sory. Dzięki Ci o Panie!!! "11. Powyższe 10 przykazań traktuj z przymrużeniem oka. Masz przecież swój rozum. Na wyluzie człeniu. Aha, no i nie waż się instytucjonalizować wiary!!!!" Jaaaa.... Szefie jesteś świetny. Naprawdę dzięki. Pędzę więc na dół ogłosić te wspaniałe wieści moim braciom. Z wdzięczności chyba dziś zabiję dla Ciebie syna na ołtarzu. Czuje się znowu młody. I kuśka stanęła. Iiiiiiiiiiiiiii!!!!!
Wstaje, w pośpiechu bierze laskę w lewą rękę, trochę się chwieje, bierze jedną tablicę, drugą, trzeciej nie może podnieść, więc odkłada dwie i bierze trzecią, znowu się kołysze. Odkłada, laskę, bierze w jedną rękę dwie tablice w drugą trzecią, nie może postawić kroku, odkłada więc trzecią, bierze laskę. Aktor musi zagrać to w pośpiechu, chaotycznie. Może do siebie mamrotać. Odkłada, podnosi, brakuje mu cały czas jednej ręki. W końu bierze laskę w prawą rękę, dwie tablice w lewą, a małą tabliczkę w zęby.
S: łłołłyło łyałm łołułała 
Tablica ma uniemożliwiać mu zrozumiałe wypowiadanie słów. Robi kilka kroków
W: Kraaaaa.... Kraaaaaa. Krrrrrraaaaaaaa!!!!!!!!!
S: Sama jesteś stara i niedołężna Ty raszplo jebana!!!! 
W momencie w którym otwiera usta, tabliczka wypada, i rozbija się o kamień. Musi rozbić się głośno i w "drobny mak". Starzec pada na kolana przed kawałkami. Próbuje je poskładać. 
S: No żesz kurwa mać!!!!! Co z nami będzie!!!! Jesteśmy zgubieni!!! Biada nam, biadaaaaaa!!!!
Starzec klęczy, chowa głowę w dłoniach. To łka, to krzyczy. 
Zaciemnienie, w tle Etiuda Rewolucyjna.   
    
KONIEC

Autor dziękuję współtwórcy pomysłu Mc Raperowi, oddając swe wyrazy uznania oraz czekając na liryczną wersję tej historii.

Zielone Świątki

Pić mi się chce, jeść też mi się chce, ostatnia inwazja melażatorów i melanżatorek pozbawiła Miliardalatświetlnych 15 wszystkiego, od wody poczynając na truskawkach i jajkach kończąc. Idę więc do sklepu. Pada, ale idę. I co? Zdjęcie obok. To dzisiaj jest. "Kurwa" se myślę. Idę do następnego. To samo. "Co jest?" Boże Narodzenie? 1 maja? Nie, niedziela jak niedziela. Wracam do domu, dziś nic nie będę jadł. Napije się kranówki. Czytam mojego ostatniego posta "Z pamiętnika weselnika", gdzie jest skonstatowane, że dziś Zielone Świątki, ale to nie może być przez to. Przecież ja mam Zielone Świątki prawie codziennie no i chodzę do pracy. Wchodzę na mój portal informacyjny i jest!!! Jasno i wyraźnie:
"Nie zapełniłeś lodówki bo planowałeś iść dzisiaj na zakupy? Nic z tego. Cała Polska świętuje Zielone Świątki.
31 maja Kościół Katolicki obchodzi dzień Zesłania Ducha Świętego, potocznie zwane Zielonymi Świątkami. To jedno z 12 świąt w roku, podczas których obowiązuje zakaz handlu. Jest również jednym z najmniej znanych.
26 października 2007 r. weszły w życie znowelizowane przepisy kodeksu pracy zabraniające handlu w święta w placówkach handlowych, które zatrudniają pracowników na podstawie umowy o pracę. "Czerwona kartka" dla sklepów obowiązuje w:
- Nowy Rok 
- Pierwszy i drugi dzień Wielkanocy
- 1 maja
- 3 maja
- Zielone Świątki
- Boże Ciało
- Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny
- Wszystkich Świętych
- Święto Niepodległości
- pierwszy i drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia.
Za złamanie zakazu, inspektor pracy może ukarać pracodawcę karą grzywny w wysokości od 1 do 2 tys. zł, a w przypadku powtórnego popełnienia wykroczenia w ciągu dwóch lat - do 5 tys. zł. Przepis nie obejmuje jednak placówek użyteczności publicznej, m.in. kin, aptek oraz stacji benzynowych."

Co to jest Zesłanie Ducha Świętego i dlaczego mam w ten dzień nie jeść? Nie napisali. Dlaczego są to Zielone Świątki? Też nie. Co za kurwa kraj? Zakazuje się handlu pod groźbą kary!!! Do kościoła ludu!!! zjecie se w poniedziałek!!!!

Z pamiętnika weselnika. cz. III Powolutku do świata żywych.

Dziś są zielone świątki. Nie wiem co to oznacza ale kontrolnie zrobiłem sobie rachunek sumienia i okazało się, że w ostatnim tygodniu (dziś kończącym się na szczęście, bądź skończonym wczoraj według kalendarza katolickiego, bo nie każdy wie, że niedziela w kościele jest dniem pierwszym a nie ostatnim), jak zacząłem weekend w niedzielę, to zrobiłem sobie tylko przerwę we wtorek. Tak celebrowałem sobie lubelskie miasto poezji, celebrowałem w najlepsze, aż tu nagle przyszła sobota i "ojej, dziś sobota." Po Mc Raperze wiozącym mnie na wesele widziałem jak muszę wyglądać. Nie pamiętam o czym gadaliśmy w samochodzie, tak samo nie pamiętam początku pracy. Po drugim piwie zacząłem słyszeć co mówię. Po drugiej kolejce zacząłem nawet myśleć o tym co mówię, a czasem nawet z wyprzedzeniem. Po 4 kolejce wiedziałem już w jakiej tonacji gram a po kawie byłem jak nowo narodzony. Szkoda, że była już północ i wszyscy moi kompani weselni raczej odwrotnie przyjmowali całą sytuację. Ja za każdym kieliszkiem budziłem się, trzeźwiałem, natomiast oni z każdą godziną bardziej czuli się zmęczeni. Fajna to praca, w której można się leczyć. Fajny to tydzień w którym nie trzeba "hamować z piskiem opon", tylko powolutku, ze świata muzy Aoede zejść sobie krok po kroczku do świata żywych. 

Wyniki II Slamu Poetyckiego, Lublin 2009

Informuje się, że komisja JDZ w składzie Tichon Tichy i Moreria, po wysłuchaniu kandydatów, po rozpatrzeniu wszystkich wniosków, po wysłuchaniu wszystkich próśb, jęków, zażaleń, po odkryciu kontekstów; jednogłośnie, w niczym nieskrępowanym głosowaniu, wybrała na zwycięzcę poetę i muzyka - MC Rapera. 
Nagrodą jest opublikowanie jednego ze zwycięskich wierszy na łamach JZD. Wiersz wybrała komisja. Zwycięscy się gratuluje się.

                                    Ej, kawaler, kopsnij wiersza, bo nie mam na finał 

Ona jest wisienką na torcie
Lecz nam wszystkich brakuje glukozy
Ona wisienką, ja świnienką skarbonką pojar i kiepów
"Powiedz w końcu czy kiedyś się dotykałaś?"
No już za to  powinnaś mi dać w ryj
"Wiem gdzie masz tego pieprzyka."
A za to już musisz mi dać w ryj
"Przebież się w paseczki
I przepierz w lotną przepióreczkę."

Mc Raper Lublin 28.V. 2009 

II Lubelski Slam Poetycki czyli "jaaaa... jak na zachodzie"


Nie wiem dlaczego akurat to był drugi slam, podobnie jak nie wiem dlaczego pierwszy, z którego recenzja pojawiła się już na naszych stronach był pierwszym skoro przedtem byłem już na co najmniej trzech, widać nie ma co liczyć na liczebniki. Tak czy siak byliśmy: Kabaret Cafe, prowadzenie prowadzący, znamienici uczestnicy z całego kraju, Miasto Poezji i my. 
Zaczęło się gdy się skończyło. Roko wyprowadził nas z kazamatów i czeluści prosto na Grodzką i JEBUDU! Jakaś pretensjonalna histeryczka roztrzaskała tuż przed nami szklankę po browarze o średniowieczny bruk głównej ulicy lubelskiej starówki. Miało być dramatycznie ale pacjentce wypadł przy okazji telefon i musiała się po niego wrócić z mało bystrym wyrazem twarzy w efekcie. Obraz za winklem był niemożliwy. Tłumek ludzi przed knajpą, wszyscy łoją browara i piłują japy, muza galopuje w górę do miasta i w dół do zamku jak szalona, z knajpy słychać wrzaski, o kurwa...normalnie jak w Europie pomyślałem. Powaga jeszcze czegoś takiego nie widziałem w naszym mieście, normalnie wolność, to nie może tak być! To się nie może dobrze skończyć, bankowo psy przyjadą - gadałem podniecony - chodźmy do środka. Jak wspomniałem było po konkursie już. Dobry był. Parę naprawdę niezłych kawałków, znane lubelskie mordy i przyjezdne nazwiska, siedem stówek nagrody. Oczywiście wygrał MC Raper zestawem erotyków kierowanym do swoich kobiet pokonując wszystkich już w pierwszej rundzie. Do rundy pocieszenia przeszedł MC Homer i jakiś zdolny dandys z Grudziądza. Głos Tichego przeważył szalę na rzecz Homera i mogliśmy świętować lokalny sukces ale po chwili reszta obecnych również oddała głosy i wszystko się spierdoliło w imię obiektywności. Ale to już było. Teraz wchodziliśmy w przestrzeń odchyloną siłą naszej wzbogaconej tetrahydrokanabinolem percepcji i było naprawdę dobrze. Tichy ma długi krok więc wylądował od razu pod barem a ja przekroczywszy próg o metr, wpadłem w muzyczny kisiel bandu, który przygrywał całemu wydarzeniu - Sekcja Nadęta czy coś w ten deseń. Jaaa ale mi siadło, normalnie odjechałem, czysty progres - mamrotałem pod nosem - czysty progres - nie do końca wiedząc co to jest progres. Nie ruszałem się z miejsca. Obok mnie co chwilę trzaskały drzwi i jak się okazało to właściciel knajpy z anielską cierpliwością i uśmiechem na twarzy zamykał je za każdym przechodzącym (musiał bo jak wiadomo poeci nie zwykli zamykać uprzednio wywarzonych wrót). Ta knajpa to dobry kandydat na zastępstwo po zejściu A16 - pomyślałem urzeczony tolerancyjnością szefa. No i wtedy stało się dobre w chuj: MC Homer dojebał psychorap do tego progresu, zespalając wszystko w progresywny psychorap i rozwalił wszystkich. Sie podobało sie. No a później umarłem po prostu: Bójka była! Rozróba na slamie! Ja pierdolę myślałem, że spłynę po prostu. Jakiś wątły gówniarz, zapewne na skutek inhalacji gazem z zapalniczki, poczuł się jak w domu i założył przeszczepy na stół tuż pod nos starszego człowieka przebywającego w towarzystwie zbliżonych do niego wiekiem dam. Starszy człowiek protestował kulturalnie a bez skutku więc ostatecznie oblał nogi szczyla browarem czy czymś na co ten jak nie zaczął kwilić: trzymajcie mnie! - krzyczał - trzymajcie bo się zesrałem - czy coś w tym tonie. Było trochę pertraktacji ale ostatecznie starszy człowiek przywiedziony do rozpaczy kołatną młodego w papę (bardzo nie chciał jak później tłumaczył) i kogucika trzeba było wyprowadzić. Stałem półtora metra obok całego zajścia i bawiłem się okrutnie. 
Tak się wykruszało i wykruszało stopniowo, aż ostali się tylko, kto? Lwowiaki same czyli ja, Tichy, McRaper i sikorki. W takim składzie udaliśmy się na Miliardalatświetlnych15 bo tam było to co chcemy żeby było zawsze, niedrogo i w dużych ilościach. Sikorki świergoliły, makaron oplatał ich uszy a ja kręciłem jednego za drugim z lubością. Tichon wiersze pisał: "Ważne żeby pamiętać kiedy się zapomniało; absolutna plamka na oku absolutu, rozumiesz Święta?". Chciałem dać pierwszy w życiu autograf z okazji mojej publikacji w najważniejszym polskim piśmie literackim ale Tichy to dyslektyk więc na Miliardalatświetlnych nie sposób znaleźć długopisu. Reszta to standard w sumie.
Dobry Slam. Zatarł złe wrażenia po poprzednim, przyciągną do Lublina znanych i lubianych (jaki malutki ten Jaś Kapela, kieszonkowy poeta normalnie), na chwilę chociaż otworzył horyzont wolności oddając około-szesnastowieczną, ulicę w serca młodych (straż miejska była ale się zmyła odziwo) wyrywając ją śpiącej w blokach miałkości. Spotkaliśmy naszych ulubionych (to wręcz niesamowite ale wszyscy tam byli chociaż na sekundę: Czicz, Czong, Szef niechspoczywojącegowspokoju A16 objawił się w dwóch osobach i niegdysiejsi podwładni jego przechodzili, Lwowskie Sikorki, Ania z Zielonego Wzgórza i E-ziom oraz wielu wielu innych)...no i zbomboliliśmy się w kit dobrze, zachowując stuprocentowy bilans udanych zbomboleń.
Cziczu dziękówka za bakłażana.

Wojna Polsko-Ruska, reż. X. Żuławski

Mam mieszane uczucia i nie wiem jeszcze dlaczego - wyjdzie w praniu. W jednej z pierwszych recenzji po niedawnej premierze tego filmu przeczytałem, że jest on pretendentem to statusu dzieła kultowego. Kultowość rozumiem w ten sposób, że pomijając fakt, że większości będzie się on podobał to dla części odbiorców będzie on stanowił identyfikację pokoleniową, znak ich czasów, do którego zawsze chętnie będą wracać, w który spokojnie mogliby wkleić swoje żywota. Jeśli na tym polega kultowość to Wojna się łapie. Nie jest to jednak przypadkowe ponieważ już tytuł wskazuje na analityczne kulturowo podejście twórców a całość nie traktuje o niczym innym niż znamiona "czasów". Nie znajdziemy tam nic nowego w gruncie rzeczy. Jest to klasyczne podejście przeciw dulszczyźnie czyli terapia poprzez pokazanie wprost tego co wszyscy wiemy ale się nie przyznamy, żeby nie zobowiązać się do odpowiedzialności. Treści z Wojny są tu jeszcze bardziej bezpośrednie tzn. niemal nie sposób udawać, że się nie wie o złu pokazanym na ekranie i o tym, że to zło codziennie leży na chodnikach naszych miast i w mieszkaniach bloków (to miejski film pokazujący miejską Polskę - dlatego generalizacje na skalę ogólno narodową oparte na ukazanych w nim zjawiskach są przekłamane). To co powinno najbardziej dawać do myślenia to ogromny stopień przerysowania ukazanych zjawisk - wskazuje to na stopieni ich spowszednienia, muszą być niemal na siłę wbite do głowy i niemal wyrzeźbione w absurdzie żeby w ogóle zwróciły uwagę. Jest to też problem tego filmu. Najwspanialsze dzieła kinematografii traktujące o czymś tak ogólnym jak kondycja kultury całego narodu główny przekaz kodują podprogowo. Tzn. im ogólniejszy problem tym stanowi odleglejszy plan dla akcji filmu. Przyzwyczailiśmy się już do takiej konstrukcji dlatego po wyjściu z kina szybko narzuca się pytanie: o czym to właściwie było? Niby pretekstem jest miłość ale chcąc zachować konsekwentny obraz bohaterów ta miłość płytka jest, zbyt płytka by sięgnąć tła, a co dopiero horyzontu. Łatwo więc o wrażenie, że mamy jedynie do czynienia z zestawieniem brutalnych obrazów rzeczywistości, bez treści bo tą próbuje się nadać atmosferą absurdu, która, jak przypominam sobie reakcje widowni nie bardzo trafia. Sala wybucha raz po raz salwami śmiechu, ja nie śmiałem się wcale. Polskie kino przyzwyczaiło nas do sloganów, tak zwanych kultowych tekstów, ciętych ripost (od Rejsu po Lejdis) i dużo tego jest w Wojnie i publika to kocha. Na bank w tym śmiech brzmi pod spodem nuta niepokoju ale jeśli przedziera się ona do świadomości to może na chwilę po powrocie do domu, ale bardziej prawdopodobne, że wcale. A szkoda bo problemy są ważkie. Problem to zniszczone słowo i należy mu się rekonstrukcja. Jak ktoś chce ambitnie podejść do dramatycznego filmu mówi: zwróćmy uwagę na problemy - albo - film zwraca uwagę na problemy. To fatalne gdy trzeba zwracać czyjąś uwagę na problemy i jest znakiem upośledzenia moralności. Problemy są problemami jako takie, nie uświadamia się problemów tylko tworzy się problemy a robi się to po to żeby zwrócić uwagę czy uświadomić zło tkwiące u ich fundamentu. Problemy nie przeszkadzają w śmiechu, ze zła śmiać się nie sposób. Dlatego nawet jeśli po dziwnym rozbawieniu widza do jego głosu przedrze się parę problemów to na tym już poprzestanie: "mam świadomość tego problemu". Ale czy masz świadomość zła człowieku?
Technicznie rzecz biorąc Wojna to wykładnia postmoderny a jak ktoś nie wierzy albo nie wie o czym mówię chce to niech poszuka jakie są wyznaczniki ponowoczesności w kinie bo nie ma sensu tu tego przytaczać. Jest to do tego stopnia postmoderna, że zbliża się do granic dzieła określanego tradycyjnie mianem filmu bo jest to film o filmie + film o książce + film o twórcy + teatr + film o kinematografii + o miłości + irrealizm wspomagany komputerowymi mocno efektami. Fabuła jest bo jakaś musi być - nie to, że jest słaba czy byle jaka tylko mało jej jest tak naprawdę.
Oczywiście teraz wszędzie będziemy słyszeć SZYC. Szyc to, Szyc gwiazda, Szyc genialny, Szyc tamto. Faktycznie gość dał z siebie wszystko, widać czuł że to może być rola życia, przynajmniej dotychczasowego. Spokojnie można powiedzieć że pozostali aktorzy i przede wszystkim aktorki nie odstają na krok. Zachwyt nad Szycem polega chyba na tym (oprócz tego, że jest światnym aktorem), że mało było dotychczas w naszym kinie ról dźwigających całość dzieła, ról heroicznych. Można wymienić Adasiów Miauczyńskich w kreacjach Pazury i Kondrata ale to mimo wszystko stare pokolenie naszych aktorów, po których powstałą spora wyrwa w sztuce. Może Szyc będzie impulsem do powrotu takiej konwencji? Na pewno wjechał lekko chociaż na ambicję paru kolegów z branży.
Jak wspomniałem obsada świetna jest ogólnie. Bombowe role kobiece bez dwóch zdań z jednym tylko problemem: Masłowska. Nie mogę jej zdzierżyć i już. Nie chodzi o to, że nie jest piękna, nie chodzi o jej fizyczność...tylko. Jest to po prostu odpychająca, irytująca postać niezależnie od tego czy wypowiada się w telewizyjnych wywiadach (nawet tych z przed lat) czy "gra" w filmie. Niech by już sobie nawet łaziła po planie i robiła coś ale żeby nie gadała a tutaj gada jak najęta i szlag trafia człowieka. Nie tłumaczy jej wcale, że to jej autokreacja, że to antykonwencja taka ale szkody jakie jej wypowiedzi pozostawiłyby w umyśle człowieka uczącego się mówić czyli nastolatka to Hiroszima normalnie. Niech to będzie zabawa językiem ale cedzona przez te dziwne szczęki z pod tego czoła i tych włosów - fuj, słabe nieproduktywne fuj a to fuj jest przecież narratorem. 
Tyle ode mnie. Najciekawszy polski film jaki widziałem od lat. Warto w chuj.

P.S.
Książki nie czytałem bo czasu nie miałem



Borys Szyc (Andrzej Robakowski "Silny"), Michał Czernecki (Maciej Lewandowski "Lewy"), Roma Gąsiorowska (Magda),Sonia Bohosiewicz (Natasza Blokus), Ewa Kasprzyk (Izabela Robakowska-Maciak, matka "Silnego"), Dorota Masłowska (Dorota Masłowska), Anna Prus (Alicja Burczyk), Maria Strzelecka (Andżela Kosz), Magdalena Czerwińska (Arleta Adamek), Tomasz KrzemienieckiBartłomiej Firlet (Kacper), Ireneusz Kozioł (tata), Piotr Więcławski (brat), Henryk Gerlach (zawiadowca), Jacek Samojłowicz (Zdzisław Sztorm), Andrzej Czułowski (Jaskółka), Ireneusz Kozioł (tata), Robert Sikorski (Perwers)

jimmy

jak to było:
widzieć oblicze własnej stabilności
gdy odwróciła nagle wzrok zostawiając cię z martwymi i bez nadziei?

Jedenaście.
i już odeszła
Jedenaście.
gdy machaliśmy na pożegnanie
jedenaście stoi nieruchomo czekając
aż uwolnię go wracając do domu

porusza mną dźwiękiem
otwiera mnie gestem ściągając mnie i wyciągając
pokazując gdzie to wszystko się rozpoczęło
Jedenaście.

tak długo zajęło mi urzeczywistnienie sobie że
to ty dzierżysz głos który wzywał z powrotem do domu

pod martwym niebem Ohio
jedenaście czekało i będzie czekać
broniąc swojego światła i zastanawiając się:
gdzie do cholery byłem?
śpiący zagubiony i odrętwiały

tak się cieszę że cię odnalazłem
rozbudziłem się i zmierzam do domu
trzymaj światło
Jedenaście.

prowadź mnie delikatnie krok po kroku po calu
przez wypełnioną pamięć
poruszę się by leczyć gdy tylko pozwoli mi ból
byśmy mogli połączyć się i dalej iść razem
trzymaj światło
Jedenaście.

prowadź mnie ostrożnie krok za krokiem za calem
przez wypełnioną pamięć
aż jeden i jeden będą jednią
Jedenaście.
więc lśnij dziecko lśnij
wracam do domu

James Keenan, 1996, przekł. Moreira


Eh, Tool. Nie było o Tool'u nic dotychczas o to podchodzi pod przekłamanie trochę bo Tool to ja, to moje wyznanie i powtarzam to nie od dzisiaj. Dokładnie to od wydania Lateralus'a czyli ósma rocznica będzie jakoś niedługo. Piszę o tym teraz bo mnie wzięło ostatnio. Wzięcie polega na tym, że raz na jakiś czas, bez określonych przyczyn odpalam, którąś z płyt, później znowu i  znowu ją odpalam, następnie biorę drugą, trzecią, czwartą i odpalam je zamiennie przez parę dni a na koniec dorzucam jeszcze epkę Opiate i trochę A Perfect Circle i się wyżarzam. Sukces tych gości polega chyba w dużej mierze na szatańskiej pewności siebie. Nowy album pojawia się średnio raz na cztery lata i to zazwyczaj dosyć niespodziewanie. Chodzi o to, że przez cztery lata każdy kawałek z danej płyty przesłuchuje się dziesiątki razy i za każdym odtworzeniem odkrywa się coś nowego. Dodatkowo co jakiś czas odkrywa się coś nowego w strukturze całej płyty (jak mało której rockowej kapeli Tool'a koniecznie trzeba słuchać na dobrych głośnikach i najlepiej z kupnego krążka). Jest to o tyle dziwne wszystko, że na albumach, które dzieli ponad dziesięć lat od wydania słychać te same patenty tak na prawdę, te same a inaczej ale wciąż niepowtarzalnie, charakterystycznie, Tool'owo. Ale wracając do pewności siebie, ile trzeba mieć tupetu, żeby założyć, że to wszystko na prawdę tak zadziała a działa bez potknięć. Ryzykuje się przecież gniew i obojętność fanów jeśli chociaż na chwilę wystawi się na próbę ich cierpliwość. Ci goście są pewni, że ich sztuka się nie nudzi i wcale nie stosują do tego zajawkowych wybiegów promocyjnych - przeciwnie nawet. Rozmowa dwóch fanów Tool: - Jak myślisz, kiedy wyjdzie nowa płyta?, - No co ty stary, byłoby zajebiście gdyby po trzech latach nakręcili chociaż drugi teledysk do czegoś z poprzedniej. I tak to się kręci wbrew wszystkiemu. Jednym z pierwszych założeń przy zakładaniu kapeli była niezależność od mega wytwórni a podtrzymywane konsekwentnie i kategorycznie daje właśnie takie możliwości. Wytwórnia Dissectional jest w rzeczywistości podwytwórnią zarezerwowaną wyłącznie dla Tool'a i całkowicie podległą członkom zespołu. Czy to może działać? Na bank nie mogłoby w żadnych Virginach, Łornerach i Sony Biemajach bo tamtejsi spece po prostu upośledzają swoich twórców tak żeby nie kumali niczego po za tworzeniem swojego wizerunku. Chłopaki z Tool'a do tematu podchodzą jednak poważnie i dlatego stać ich na to żeby targać ze sobą po całym świecie własną, kompletną scenę. W konsekwencji nigdy nie znajdziemy na sklepowych pułkach przecenionej płyty zespołu - wszystkie kosztują z grubsza tyle samo, nie mało i niezależnie jak dawno temu były wydane. No i nie idzie też kupić sobie koncertowego DVD w żadnym przypadku a za bilet na występ płaci się słono (w Anglii wybuliłem trzydzieści funciaków za najtańszy czyli sto pięćdziesiąt zeta na ówczas). Tak czy inaczej wybaczam im wszystko do puki skutecznie pieszczą mój zmysł estetyczny i emocjonalność. W polandzie na koncercie nie byłem mimo, że odwiedzili nas już pięciokrotnie a przyjadą jeszcze nie raz bo nasz kraj bliski jest samej ideii toolowatości, gdyż jedną z naczelnych inspiracji zespołu jest twóczość zawstydzająco mało tu znanego polskiego rzeźbiarza imieniem Stanisław Szukalski. Jego prace są nieprawdopodobne. Można by tak pisać i pisać i spłodzić książkę. O samym Mynardzie Keenan'ie można by niemały tom popełnić. W Stanach Tool to znacznie więcej niż muzyka, to działalność na rzecz wolnej sztuki, często obrazoburcza, często cenzurowana. Na świecie Tool to nieprawdopodobne koncerty i kult. Oby jak najdłużej. Kawałek, który wybrałem do przekładu jest po prostu tym, który na dzień dzisiejszy najbardziej mnie kręci ale to kwestia nastroju czy czegoś. Jestem za to absolutnie oddany "Pushit" tylko jak to do chuja przetłumaczyć. Musiałbym Szymborską czy innego Żeleńskiego zatrudnić do tej roboty - "Pushit"???

Z pamiętnika weselnika. Goodway na swoim weselu.

Wesela oprócz tego, że są tętniącym źródłem zarobku są również tętniąco-bijącym źródłem mądrości. 
Jadąc na wesele Szef nasz opowiada historię. Otóż w piątek przychodzi do niego do oddziału pani, Szef pracuje w banku, i pyta się go ile może wyjąć kasy ze swego konta za pomocą bankomatu. Szef odpowiada jej, że nie może tego sprawdzić, gdyż po prostu nie ma takich kompetencji. Pani do niego z buzią, że ona też pracuje w banku, ale w Warszawie, i że on się nie zna i w ogóle. Szef spokojnie ją spławił, po czym do końca dnia męczyło go przeczucie, że skądś zna ową niewiastę. Dojeżdżamy na sale, rozkładamy się, czekamy, przyjeżdżają goście, wchodzą młodzi, i co?... Szef znał tamtą panią, bo podpisywał z nią kilka tygodni wcześniej umowę na wesele. To panna młoda. Laska też go poznała, bo ani razu nie spojrzała mu w oczy i w ogóle jakoś dziwnie się zachowywała w stosunku do niego. My wiedząc, że gramy dla takiej zouzy, jak mogliśmy grać dla niej z miłością i sympatią? Nie mogliśmy. Przyszła pani młoda, bądź więc dobra dla świata przed weselem, gdyż nigdy nie wiesz, czy pan w kiosku w którym kupujesz fajki, albo staruszka której nie ustępujesz miejsca w autobusie nie zagra na Twoim weselu.  
Na wczorajszym weselu, jak na większości, znowu zadziałał tajemniczy Duch Wesela. Co to takiego? To taka siła, która zmusza do zabawy. I Tu znowu rada: jeśli jesteś chłopcem  z długimi włosami, mieszkasz w Warszawie, zapraszasz na wesele kupli z długimi włosami i brodami, też z Warszawy, to nie dzwoń wcześniej do orkiestry, i nie mów że nie tańczysz przy disco polo bo tylko zrobisz z siebie idiotę: "Nie grajcie Białego Misia". "Nie grajcie Jesteś Szalona". "Nie grajcie Żono Moja".Żebyście kochani widzieli jak słodko goodwaya skaczą przy "Cyganeczce Zosi". Łza kręci się w oku, a to wszystko za sprawą Ducha Wesela. 
Na koniec dodam tylko, że sezon dopiero się rozpoczął a już ulepszenia działają. Wódki na stole nie uświadczyliśmy do samiuśkiego rana. I jakbyśmy wypadli gdyby nie nasza skrzyneczka z kablami w której spoczywała spokojnie połóweczka z zeszłego wesela? Połóweczka poszła, nad ranem przyszedł pan młody na kielicha ze swoją, po czym zostawił ją na stole a  stamtąd trafiła ona szybko do skrzyneczki, dzięki czemu znowu mamy pełne zapasy.    

WhiteHouse "Poeci"

Nigdy nie skumam polityki promocji polskich albumów. Na bieżąco staram się śledzić polski rynek muzyczny, zwłaszcza hip-hopowy, i do dzisiaj wydawało mi się, że wiem co w trawie piszczy. Aż tu nagle, spacerując sobie po bloggerze natrafiam na link z youtuba (pozdro ziomek, wszystko dzięki Tobie) z kawałkiem z płyty o której niżej, a płyta to nie byle jaka.
Kodexu nie trzeba nikomu przedstawiać, tak jak i jego twórców. Tym razem Whitehouse postanowili zebrać dream team polskich raperów (i raperek), poczytać dream team polskich poetów, połączyć to w całość, wymieszać, dobrze przysmażyć, troszkę posolić i mamy płytę "Poeci". 
Wiele kwestii jest dla mnie na tym albumie tajemniczych np. kto wybierał wiersze. Niemniej jednak zostały one dobrane w całkiem niezły sposób, podobnie zresztą jak bity. Słuchając np. LUC rymującego "Znów szuranie" Tuwima połączonego z "Poza rzeczywistością" Witkacego, ma się wrażenie, jakby LUC rymował swój tekst do swojego bitu. Podobnie pojechał Fokus z tekstem Tuwima "Całujcie mnie wszyscy w dupę": dynamika, fokusowe flow, zapieprz że łeb urywa (tekst wiersza wkleję niżej bo warty jest tego). 
Zupełnie nowe światło na swoją osobę rzuca jak dla mnie Gural. Rymuje on "Mochnackiego" Lechonia. Nigdy nie przepadałem za tym raperem, może ze względu na jego otoczkę, ale za ten numer szacunek. Zresztą za bit również. (cała płyta jest jednym dobrym bitem, nie będę do tego wracał). 
Warto zwrócić też uwagę na Fisza, tym razem pod pseudo Tomasz Andersen, który okazuje się tu artystycznym potomkiem Gałczyńskiego, na Piha za którym nadal nie przepadam ale tekst jakby napisany dla niego, Peja z kawałkiem "Pijak" Kaczmarskeigo i tu dobra masa, bo po pierwsze dobrze, że nie ograniczono się tylko klasyków, po drugie zarówno pan Kaczmarski jak i pan Rychu mimo wielu różnic spotykają się, jak dla mnie, właśnie w punkcie melanżowo-pijackim.  
Nie zaskoczył mnie zupełnie Trzeci Wymiar: oklepana "Reduta Ordona", oklepany sposób ekspresji. 
Niestety, smutno mi z powodu Łony. Może za mało słuchałem, ale bez rewelacji "Młodzieżowy zaciąg" Danieckiego. Cały czas czeka się na dobrą łonową pointę, a tu figa.
Nie powala również Lilu z "Lokomotywą", może dlatego, że znam Lubelskiego rapera który wykonuje to o niebo lepiej, ale póki co nikt go jeszcze nie zaprasza do takich projektów. Podkreślam "póki co"!!!
Reszta to: Wall-e rymujący Asnyka, Numer Raz "Świat zepsuty" Krasickiego, Sokół recytujący Wyspańskiego "Niech nikt nad grobem mi nie płacze" - ciężkie zadanie dla Sokoła i chyba lepiej się nie dało tego zrobić, chociaż nie powala. 
Tajemnicą pozostaje dla mnie ostatni utwór. Jest to O.S.T.R. z utworem "Krótki wiersz o Jaromirze Jagrze". Nie jest napisane czyj to wiersz, tekst brzmi jakby był OSTRego, ale wtedy co z konwencją płyty? Czyżby autorzy stwierdzili, że Adaś zasługuje na miejsce obok Asnyka i Tuwima? Nie czaje, choć kawałek naprawdę dobry. Może jak w poniedziałek kupię sobie płytę to dowiem się czegoś więcej.  





"Całujcie mnie wszyscy w dupę" Julian Tuwim
Absztyfikanci Grubej Berty
I katowickie węglokopy,
I borysławskie naftowierty,
I lodzermensche, bycze chłopy.
Warszawskie bubki, żygolaki
Z szajką wytwornych pind na kupę,
Rębajły, franty, zabijaki,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.

Izraelitcy doktorkowie,
Widnia, żydowskiej Mekki, flance,
Co w Bochni, Stryju i Krakowie
Szerzycie kulturalną francę !
Którzy chlipiecie z “Naje Fraje”
Swą intelektualną zupę,
Mądrale, oczytane faje,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.

Item aryjskie rzeczoznawce,
Wypierdy germańskiego ducha
(Gdy swoją krew i waszą sprawdzę,
Werzcie mi, jedna będzie jucha),
Karne pętaki i szturmowcy,
Zuchy z Makabi czy z Owupe,
I rekordziści, i sportowcy,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.

Socjały nudne i ponure,
Pedeki, neokatoliki,
Podskakiwacze pod kulturę,
Czciciele radia i fizyki,
Uczone małpy, ścisłowiedy,
Co oglądacie świat przez lupę
I wszystko wiecie: co, jak, kiedy,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.

Item ów belfer szkoły żeńskiej,
Co dużo chciałby, a nie może,
Item profesor Cy… wileński
(Pan wie już za co, profesorze !)

I ty za młodu nie dorżnięta
Megiero, co masz taki tupet,
Że szczujesz na mnie swe szczenięta;
Całujcie mnie wszyscy w dupę.

Item Syjontki palestyńskie,
Haluce, co lejecie tkliwie
Starozakonne łzy kretyńskie,
Że “szumią jodły w Tel-Avivie”,
I wszechsłowiańscy marzyciele,
Zebrani w malowniczą trupę
Z byle mistycznym kpem na czele,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.

I ty fortuny skurwysynu,
Gówniarzu uperfumowany,
Co splendor oraz spleen Londynu
Nosisz na gębie zakazanej,
I ty, co mieszkasz dziś w pałacu,
A srać chodziłeś pod chałupę,
Ty, wypasiony na Ikacu,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.

Item ględziarze i bajdury,
Ciągnący z nieba grubą rętę,
O, łapiduchy z Jasnej Góry,
Z Góry Kalwarii parchy święte,
I ty, księżuniu, co kutasa
Zawiązanego masz na supeł,
Żeby ci czasem nie pohasał,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.

I wy, o których zapomniałem,
Lub pominąłem was przez litość,
Albo dlatego, że się bałem,
Albo, że taka was obfitość,
I ty, cenzorze, co za wiersz ten
Zapewne skarzesz mnie na ciupę,
Iżem się stał świntuchów hersztem,
Całujcie mnie wszyscy w dupę !…

konfirmacja przyjaźni

Jak najlepiej potwierdzić długoletnią, męską przyjaźń? 
Wyrwać bliźniaczki.
A jeśli nie ma pod ręką odpowiednich bliźniaczek?
Wyrwać siostry.
A jeśli nie ma opowiedznich sióstr?
Wyrwać długoletnie przyjaciółki.
Właśnie, tylko że Moreira nie chce się zgodzić.

Gra w Dobro

Na kondycję współczesnej kultury można bardzo utyskiwać: że jest byle jaka, że służy korporacjom i politykom, że odtwórcza jest bardziej niż twórcza itd. Jednym z tego grona argumentów jest ten mówiący, że kultura promuje dzisiaj jedynie młodość i urodę kosztem wartości trudniejszych, wolniejszych, wymagających refleksji. Wszystko to prawda jest niestety bo ani na ulicach ani w telewizji czy radiu nie ma prawie czegoś takiego jak przekaz skierowany do osób starszych, który oferowałby im jakąś rozrywkę i skłaniał do aktywności, która spokojnie mogłaby inspirować gówniarzy do czynów pięknych. O urodzie w ogóle nie ma co gadać bo jak się patrzy w TV a już zwłaszcza w prasę to w ogóle wydać się może, że to wszystko dostajemy z innej planety albo kraju gdzie żyje specjalny gatunek ludzi-dupeczek, homo sexiens...mniam. Wiele ekstremów potępiliśmy już na stronach JZD i ten też potępiamy, to znaczy dyskryminację starych i brzydkich co jednak nie znaczy, że nie lubimy młodości i piękna. Przeciwnie nawet, są one dla nas bardzo inspirujące. Wczoraj na przykład spędzaliśmy czas...paliliśmy w towarzystwie młodych i ładnych osób i na tyle zaraziły mnie one swoją energią i naiwnością że wymyśliłem nową baku-zabawę, Grę w Dobro. Polega ona na tym, że zamiast starać się dojebać ziomkowi albo zripostować go szyderczo, starasz się go jak najbłyskotliwiej skomplementować. Taka gra to dla nas wielka odmiana i myślę, że ucieszy paru naszych ziomali np. Cheecha i Chonga. Jak to działa? Proszszsz:

Święta: tam mieszkają murzyni
Moreira: Nie lubisz murzynów?! Tichona ojciec jest czarny.
Święta: no jasne, to widać przecież.
Moreira: tego nie widać, to słychać jak gra.

Grajcie w dobro.

Bozia

Neony Jerozolimy opływają miękkości
szesnastoletniej Marii i kapią na bruk
z pachwin pociętych pierwszymi pędami cierni

odprowadzając wzrokiem jej tyłek przejrzyj się
w kałużach czerwonych gwiazd na bulwarze
i jak wspinają się po łydkach dłonie 
Mateusza Marka Łukasza i Jana
sięgając korony i oplatając nią sobie języki

no patrz i bądź krwią z jej krwi
gdy założy szpilki
żeby mocniej wbijać się w miękki asfalt
neonów twojego civitas

JZD we Lwowie. Wóda, zioło i dupeczki czyli "zgaś światło i połóż nam się w nogach"


 















CZ. I POCZĄTEK
"Kurwa, właśnie się obudziłem. Kup mi hrywne. Mam nadzieję, że zdążę na autobus ale nie wiem czy zapalimy przed wyjazdem" usłyszał Tichon w słuchawce. Była 9.40. 10 minut temu miał być u niego MC Raper, za 20 minut mieli być Tusior i Moreira, za 50 minut byli umówieni z Przenajświętszą zaś za 1,20 mieli autobus. Do tego czasu meli wymienić kasę, zrobić zakupy i się ujarać. Jak to zwykle bywa w tak dobranym towarzystwie, już pierwsza część planu nie wyszła.
"Rusz dupę, bo nie mam zamiaru zjarać coś, co mogę przewieść przez granicę a nie zjarać czegoś czego nie mogę przez granicę przewieść a co mogę spalić przed przejazdem" wyartykułował Tichy rozłączając się. "Kurwa" dodał.
Po 20 minutach faktycznie zjawił się Moreira a zaraz później Tusior. Szybka akcja kupna waluty i żarcia. 
-Myślisz, że zdąży?
-Kurwa, nie wiem. Jaramy dopalacze?
- Nic to. Kręć ziomuś. - w samym momencie rozległ się domofon - ufffff... jest... - zgodnie wydobyło się z trzech stron pokoju. 
W końcu chłopcy zasapani, zdezorientowani, spóźnieni, dotarli na spotkanie z Przenajświętszą na dworcu. Po otrzymaniu bury od swojej koleżanki, zajęli strategiczne miejsca na końcu autobusu. Pojazd ten był zupełnie taki, jaki można zobaczyć zamykając oczy i rozkazując swojej wyobraźni ukazać nam ukraiński wehikuł: syf, smród, dziury w podłogach i bonusowo kierowca o uśmiechu Stevea Buscemi.
Do samej granicy chłopcy oddawali się swoim ulubionym zajęciom: Tusior czytał gazetę informatyczną, Moreira słuchał smutnych piosenek zaś Tichon i Mc Raper nawijali makaron na uszy biednej Przenajświętszej, przyjmując starą, dobrą, amerykańską zasadę "dobrego i złego policjanta". W końcu granica:
- Jaramy? 
- Ochujałeś? Pełno kamer, celników, a ty chcesz palić?
- Przecież to legalne, a jeszcze jesteśmy w Polsce. - walczył dzielnie Tichon.
- Zbyt ryzykowane - skróciły go jego wierne ziomy.
- Patrzcie, celnik zbiera paszporty.
- Co to jest? - zapytał ironicznie przedstawiciel władzy.
-  Kurczaki, proszę pana - bystrze odpowiedział Moreira, przed którym znajdowało się pudełko w ptakami. 
- A czyje to? 
- Moju i to nie są kurczaki tylko małe gęsi. - odezwał się głos ze środka autokaru.
- Nie wolno tego przewozić!!! To wbrew zasadom Uni. Poza tym dostaliśmy z Waszej strony Prikaz, że nie możemy Wam pozwalać wwozić ptactwa na Ukraine. Pan pozwoli ze mną. - Celnik z paszportami i właścicielami małych gąsek opuścili pojazd.
- Uda mu się. - szepnął pod nosem Tusior.
- Ja jak będę celniczką, to będę pozwalała. To niedobre odbierać ludziom możliwość wwożenia gąsek - perorowała śliczna koleżanka ziomów. 
Niestety nie była celniczką i pan z gąskami odpadł na tym etapie podróży.
Autokar wolno przetoczył się na ziemię niczyją, po czym stanął przed ukraińskim szlabanem. Cała nasza piątka ubawiła się przednio widokiem panów w wielkich czapkach i ich zakazanych mord. 
- Znowu kwitek mam wypełniać? Przed chwilą już jeden wypełniałem! - marudził Moreria po otrzymaniu od władz zaświadczenia o przewożonych towarach. 
- Co to qrwa są dobre kulturalne? - zachodził w głowę Tichy.
Po 5 minutach:
- Tichon Tichy! Jakie przewozicie dobra kulutralne? - zapytał celnik wracając z plikiem karteczek.
- Ja?..... Yyyyy...
- Napisaliście, że macie dobra. Pokazać.
- Yyyyy... No.... Mam książkę. To Kierkegoerd. Z czytelni pożyczyłem.
- Co za gość. Wpisał książkę jako dobro kulturalne - wybuchnął śmiechem Moriera. Tego było już za wiele dla wiecznie obrażonej władzy ukraińskiej. 
- Wysiadać z autokaru! Pokazać bagaże! Macie narkotyki? Ekstaze? Cel podróży! Na ile? 
Po kilkudziesięciu minutach tłumaczenia i okazywania skruchy przez Tichona, autokar pojechał dalej. Nikt nie wątpił już, że znajduje się w zupełnie innej rzeczywistości niż 3h temu.
Kiedy nasi bohaterowie dotarli do Lwowa, tak jak zapowiadała Przenajświętsza, czekała na nich część wycieczki, która przyjechała dnia poprzedniego. Przywitania, zapoznawanie się...
- Co chcecie teraz robić? - padło pytanie od organizatorów.
- Yyyyy... No, głodni jesteśmy. Gdzie jest sklep z wódką?
Po obiadokolacji, piwku, zakupach i kontrolnym rozejrzeniu się wszyscy pojechali do kwatery "u Iwana".
                       
CZ. II "U IWANA"
- Jestem Iwan - powiedział stary obleśny Kozak witając ich w drzwiach.- To są Wasze pokoje. 
- Bombeczka. Ja śpię z Tichonem w łożku!!!
- Żebym za każdym razem dostawał zyla jak to słyszę. - powiedział pod nosem Tichy. 
- Dla mnie gites. Mc Raper, nie waż się chrapać.
- Ja nie chrapię. Przynajmniej żadna mi o tym jeszcze nie powiedziała. - odpowiedział Tusiorowi MC rzucając się na łóżko. - Nawet mnie kopnęły te dopalacze cośmy po drodze do Iwana skopcili, ale może napijemy się w końcu wódki.
- Chłopcy. Iwan czeka na nas na dole. Chce nam poopowiadać o życiu kozackim!!!
- Swołocz - burknął pod nosem Moreira. 
- Idziemy!!! - odkrzyknął grzecznie Tusior.
Okazało się, że pan Iwan, jest jednym z tych gości, co to budują łódkę, przebiorą się za Kozaków i płyną z kamratami wokół całej Europy, demonstrując swoją kozackość. Do tego mają pełno żartów w rękawie i jeszcze więcej zdjęć w albumach a najwięcej mają ludowych ubrań w kufrach, w które ochoczo przebierają swoich gości. Nasze ziomy, pewnie dlatego, że z deczka upalone, chętnie poddały się wymogom sytuacji. Poprzebierani w kozackie storje, na wszystkie strony pozowali do zdjęć i filmików a uśmiechy nie schodziły z ich ujaranych oczu. Tylko Mc Raper jakiś jakby zamyślony był.
- Co Ci jest, stary? - zapytał go Tusior, kiedy po kozackim cyrku szli na ognisko.
- Zmęczony jestem.
- Na pewno?
- Tak naprawdę, to tyle tu ładnych dziewczyn, że nie wiem którą wybrać. Kilka zostawiłem jeszcze w Lublinie. Troche mi się w głowie już od tego pierdoli. Poza tym chciałbym rozdziewiczyć Przenajświętszą a mam na to tylko 2 noce. Chyba zbyt dużo zrzuciłem sobie na głowę.
- Dasz radę. Wiesz, że jakby co zawsze możesz na nas liczyć. - powiedział Tusior przyjacielsko poklepując kolegę z zespołu.
Ognisko naszej drużyny było typowym ogniskiem wyjazdowym: kupę wódy, dużo flirtu,  nowych znajomości, przeróżnych historyjek:
- Byłabyś świetnął żoną. Wymarzoną dla mnie. Mielibyśmy dużo dzieci. Nawet nie śmiałbym się, że chodzisz do kościoła. Sam bym czasem poszedł jakiegoś opłatka oszamać. Mówiłem CI, że masz śliczne oczy? - bajerował Tichon Przenajświętszą.
- Wiesz, gram wiele koncertów. Tydzień temu nagrywałem w studiu. Kiedyś puszcze Ci świetnego gitrarzystę. Młody zawodnik z USA. Żyd. A wogóle, to wiesz że korniki zachowują się według algorytmów? Tak, jestem programistą. Programuję.- dało się słyszeć głos Tusiora z innego końca podwórka.
- Ja? Studiuję psychologię. Doktorat robię. Nie to co Tichy. Filozofię. ha ha ha. Kretyn. Ja to mediami się zajmuję. Taaak. I gram na insturmentach etnicznych. - bełkotał gdzieś Moreira.
- Mogę polać, ale chłopaki mówią, że wylewam.  Zawsze się zastanwiałem, czy jeśli ma się rude włosy na głowie, to ma się też rude gdzie indziej? Jak to jest u Ciebie? Często się dotykasz?- badał MC Raper.
I tak nasi bogaterowie, chlejąc na umór i katując niewieście uszy prznieśli się do pokoju dziewcząt, gdzie dalej robili to samo, a następnie powolutku wykruszyli się do swoich łóżek. Jeszcze późno w nocy, co czujniejsze ucho słyszało zawodzące interpretacje piosenek Kaczmarskiego i Jefferson Airplane dobiegające z łóżka Moreiry i Tichego.


               ZWIEDZANIE

- Ładny ten Lwów. Wogóle zajebista wycieczka. Jak fajnie czasem zmienić plansze. Myślicie, że znajdziemy naszych? - zapytał Tusior wkładając kawałek pizzy z szynką i oliwami do swojej jamy ustnej.
- Ładny, ładny. Znajdziemy, czy nie, ważne że możemy zjeść śniadanie. Dobrze, że się odłączyliśmy, bo byśmy musieli słuchać tego ukraińskeigo pierdziucha, a tak jest pizzucha. - zafirstajlował Moreira.
- Jedzmy i idźmy się napić wódeczki gdzieś na ławce. Gdyby w Lublinie można było pić w miejscach publicznych, to ja nie bym nie chodził do knajp. - marzył MC.
- Panowie, widziałem wiele kibli, i ten w tej pizzeri wcale nie znajduje się w pierwszej setce. Słabo, ale lepiej niż u Iwana. - powiedział Tichy siadając wygodnie na krześle. - Zjedli? Chodźmy połazić.
- O!!! Targ. Kupie którejś ze swoich dziewczyn koszulkę. Dam tej na którą będzie pasowała. - powiedział MC i przyspieszył kroku w stronę soiska z pamiątkami.
- Kopciuszek.
- Myślicie, że uda mu się zordziewiczyć Przenjaświęszą?
- Qrwa, jak nie on to ja. Ktoryś da radę. - powiedział Tichy.
- Jaaaa.... Dawno już nie rzygałem tak jak wczoraj. - pochwailił się Moreira.
- WIdziałem jak biegłeś. Stare dobre czasy, co ziomuś? 
- A Ty za to chrapałeś, dziadu jebany. - zripostował Tichego jego długoletni druh.
- Pierdol się. 
- Ławka!!! Może się napijemy? 
- Ty Tusior zawsze czujny jesteś. MC, chodź na kielicha!!!
Szfędając się tak po mieście, oglądając muzea z zewnątrz i odgadując postacie na pomnikach, chłopcy ani się obejrzeli, jak podcięli się zdrowo i przyszła pora obiadowa. Na szczęście przyszedł też deszcz i z czystym sumieniem mogli się udać na posiłek. 
"Jemy tam gdzie wczoraj" odczytał Tichon smsa od reszty wycieczki. Ziomy udały się więc w wyznaczone miejsce. Restauracja byla w stylu Europejskim: samoobsługowa ekskluzywna stołówka, z duża ilością różnego  żarcia. 
- Ale się nawpiedalałem. Idziemy zobaczyć gdzie Twardowski pracował? Ej, wie ktoś gdzie tu jest Szkoła Lwowsko-Warszawska? - zapytał ogół Moreira.
- Hę? - dało się słyszeć wśród wycieczki.
- Uniwersytet - przyeszdł z pomocą Tichy.
- Tak, blisko, pójdziemy po obiedzie. - powiedziała Anga, jedna z nowo poznanych koleżanek, która okazała się studiować z byłą dziewczyną Tichona, przez co mieli z Tichym wiele wspólnych tematów. 
- Jaaaa, ale ładny budynek. Ciekawe gdzie jest wydział filozofii. 
- Albo informatyki - dodał Tusior. 
- Napijemy się? - zapytał MC.
Po kilku fotkach, nieudanej próbie znalezienia gabinetu Twardowskiego, ziomy udały się wraz z wycieczką na kawę na rynek.
- Na którą ta opera?
- Na 18.
- NIe ma chuja, ja idę. - zastrzegł Tichy. Tichon specjalnie przywiózł ze sobą marynarkę, by móc udać się do Lwowskiej opery.
- A nas wpuszczą? Zastanawiał się Tusior. 
- Wątpie. Ale spróbujcie. Mnie w zeszlym roku nie wpluśicli jak chciałam pozwiedzać, bo byłam źle ubrana.- powiedziała Anga.
Na szczęście świat się zmienia i nawet MC Raper mógł wejść do opery. Chłopcy wraz z dwiema koleżankami po raz kolejny zajęli strategiczne miejsca na 3 balkonie, tym razem po to, by móc pić wódeczke.
- Zajebista ta opera. 
- NIe wychylaj się, kurwa mać! - drżał Moreira o MC.
- Jaki spektakl grają?
- Cyrulik, czy jakoś tak.
- Cśśśś, zaczyna się. 
- Wow, ale wiolonczele zapierdalają - szepną Tusior do Tichona.
- Przechuje. 
- Bez wała.
Opera okazała się bardzo ciekawa. Podczas sepktaklu móżna było robić wiele rzeczy: popijać wódkę, drzemać, chodzić siusiu, w antraktach chodzić na szlugi, bądź przechadzać się korytarzami wyobrażając sobie siebie w XIX Rosji. Chłopcy byli wniebowzięci.
Po operze, połączeni z ekipą która nie dotarła do opery i która czas ów wykorzystała na upicie się, nasza wycieczka poszła na kolację. Po kolacji szybkie zakupy i czas powrotu do Iwana. Porwrót okazał się ciekawym przeżyciem. Taksóka pędziła w poprzek czasu, z głośnikow wydobywał się ukraiński psycho-pop, deszcz spływał po szybach. 
"Jak to jest, że we wszystkich tych biednych krajach taksówkarze to pojeby. Głośna muza i gaz do dechy. Jego polityka jazdy, to byle szybciej osiągnąć 90, nawet na zakrętach." Gdy tak Moreria oddawał się swoim myślom, taksówka dojechała na miejsce.
- To co, dziś pijemy i nas? - zaproponowali chłopcy wchodząc po schodach.
- Będziemy niedługo. - odpowiedziała reszta.   
- Ziom, zobaczmy co w TV. O kurwa, eurowizja!!!
- Oglądamy.
- Polej. 
- Gdzie MC?
- Głuszy Rudą.
- Obczaj jakia dupeczka. Kwintesencja.
- Można?
- Jasne, właście, siadajcie, rozgoście się.
- O, eurowizja. Kto reprezentuje Polskę?
- Nikt.
Po godzienie pokój zapełnił się ludźmi. Wódeczka się lała, muza leciała to z komórki, to z ukraińskiej telewizji. 
- Szkoda, że Przenajświętsza zaliczyła zgona, nie mam kogo głuszyć. - pożalił się Moreirze Tichon.
- Weź się za jakąś inną. Chociaż z drugiej strony to mi się np. nie chce. Uwaga, wstaje, może być widać mi członka przez bokserki - uprzedził żeńską część ekipy Moreira, po czym udał się do toalety.
- Gdzie Tusior? - zapytał MC
- Śpi. Źle się poczuł.Gdzie byłeś?
- Rozmawiałem. 
- Dało rade?
- To nie tak jak myślisz. Polej. - nakazał Tichemu MC, po czym miękko usadowił się obok na łóżku. 
Ludzie przychodzili, wychodzili, impreza trwała, ktoś tanczył, aż tu nagle:
- NIe będziecie mi robić z domu burdelu!!!! Gasić światło!!! Iść spać!!! Jutro porozmawiamy. - Wrzasną z dołu Iwan.
- Qrwa, gotów nas pozabijać. Co mu odjebało. Wczoraj był normalny. Idźcie już do siebie - zakończył party Tichy.
- Kozacka swołocz. - bąknął Moreira.

CZ IV POWRÓT

- Chrapałeś chuju. Zganiasz na mnie, a to Ty chrapiesz. Qrwa. 
- Pierdol się. 
- Sam się pierdol
Przywitali się po przebudzeniu chłopcy, po czym Tichon udał się od pokoju obok, zobaczyć czy Tusior i MC są tam gdzie być powinni.
- Czego? - spytał uprzejmie Tusior.
- Yyyy... Nic... Tak tylko..... - odpowiedział Tichon
- To wypierdalaj - pożegnał kolegę Tusior.
Po 30 minutach ziomy już obudzeni na całego postanowili rozpocząć swój powrót od wódeczki. Nim się obejrzeli, już byli podcięci, czyli wrócili do stanu sprzed kilku godzin. Po uregulowaniu należności u Iwana i przeproszeniu za robienie z jego kwadratu burdelu, ekipa udała się do Lwowa.
 - Kurcze, naprawdę mielibyśmy ładne dzieci. Szkoda, że się wczoraj tak upiłaś. Wiesz, poszukuję żony, która zapewniłaby mi spokój. - katował przy śniadaniu Przenajświętszą pijany Tichy  w jednej z Lwowskich kawiarenek.
- Co dalej robimy?
- Mamy 1.5 godziny do busa na dworzec. Może usiądziemy pod operą i napijemy się wódki.
- Dobra.
- Szkoda, że nie zostajecie do poniedziałku. - zamarudziła Przenajświętsza. - Musimy się spotkać w Lublinie,
- Ja nie będe się z Tobą spotykał przez najbliższy miesiąc - obiecał MC. 
"Ciekawe co go ugryzło" zastanawiał się Tichon. 
Po gorącyh pożegnaniach, nasi bohaterowie i ich dwie nowe koleżanki - Pusia i Karo - udali się na dworzec. Dworzec ich nie zawiódł: duża pokomunistyczna wiata z kiblami wymagającymi od klienta umiejętności z Wielkiej Krokwii. 
- Jamajkaaaaa... - zawył Mc. - polej bo zaraz przyjedzie. 
- Ja nie pomniuuuuu.- odwył Moreira. - Po sraniu w takich warunkach czuje się zgwałcony.
- Ja tobie zagrajuuu.... Pamiętam, jak kiedyś, nad jeziorem, naszej koleżance wpadł porfel do kibla.- wspomniał Tichy.
- Komórka w kibliu? Normalka. - powiedziała Pusia.
- Portfel, nie komórka.
- Aha.
- Przyjechał.
- Jak ty harno tancujuuuuuu..... Tusior, twoja kolej. 
- Czuje, że rano będe miał czerwone stolce po tej żórawinówce. Dziewczyny zrobić Wam warkocz? - spytał nonszalancko Tusior.
- Jamajkaaaaa.... - zaśpiewali zgodnie MC i Tichy odkęrcając następną wódkę.
- Wiesz stary, ja naprawde bym chciał, żeby Przenajświętsza byla Twoją żoną. - powiedział MC. 
- Dzięki ziom. Ale jak chcesz to Ci ją odstąpie. Kumple są ważniejsi niż dupeczki. - bełkotal Tichon- Chociaż wiem, że ona bardziej na Ciebie leci niż na mnie.
- Ehhhh. - westchnąl MC.
Podczas gdy chłopcy przyjacielsko sobie gawędzili autokar przemienił się w jeden wielki karton fajek. Ukraińcy robili rzeczy o jakich Adam Słodowy nawet nie śnił.
- O, granica. Szybko.
- Prosze wysiąć i zabrać bagaże - usłyszeli nasi turyści, gdy autokar dotłukł się do polskiej bramki.
- Kurwa. Że też te chuje zabierają im te szlugi. Przecież to też są Europejczycy. Mają prawo żyć. Co to ma być ta Unia. Jakaś jebana twierdza? - groźnie dyskutował Moreira troche to do Tichona, troche do siebie.
- Jebany chuj, powiedział żebym tyle nie pił. Moje życie, mój problem. Kutas. 
- O co CI chodzi MC?
- Celnik powiedział żebym tyle nie pił.
-Hahahahaha
- Dobra, jedziemy dalej. Pijemy? 
- Nie ma zapojki.
- Woda jest - powiedziała Karo.
 - Ja wodą nie zapijam.
- Ja też nie. 
- Kurwa to napiękniejsza podróż jaką przeżyłem. Zostanę przemytnikiem. Celnik mi powiedział.... Ide spać.....- zakończył MC.
I tak autokar dotarl do Lublina. Po drodze przypomniała o sobie biologia w swoim gorszym wydaniu: Moreria mało się nie zsikał i pod groźbą zabicia kierwcy nakazał mu zatrzymanie autobusu, zaś Tichy mało co nie zwymiotował. Na szczęście chłopcy nie z jednego pieca chleb jedli i bezpiecznie dostarli na Miliardalatświetlnych 15. Tam ze swoimi nowymi koleżankami zapalili joinciaka, zjedli pizze, napili się yerby i pożegnali się, by rano rozpocząć nowy tydzień.

KONIEC