Pożegnanie z JZD

Mam nadzieję, że JZD nie tylko nam sprawiało tyle radości, ale że ktoś z Was również odnalazł w sobie na tyle jazziołodupeczkowości, żeby utożsamić się z tym co tu pociliśmy przez ponad rok. Wiele się nauczyłem i niewykluczone, że kiedyś powrócę do tej formy przekazu emocji, czy to w formie solo, czy przy okazji reaktywacji duetu. Wiele mam Wam do opowiedzenia bo dużo się dzieje ale... Na dzień dzisiejszy JZD przechodzi do przeszłości, a wszystko co zostało napisane przez czas naszej działalności pozostaje tak aktualne jak i dostępne.
Wkrótce Tichon Tichy zadebiutuje jako producent/kompozytor. Jak tylko znajdę chwilę żeby zrobić sobie myspace umieszczę linka na JZD.
Joint dla ludzi dobrej woli. Dzięki, że tu zaglądaliście.
POKÓJ!!

Pożegnanie z JZD

Elo ziomalki i ziomale, ludzie dobrej woli. Tytuł posta nie powinien pozostawiać złudzeń - dezaktywujemy bloga.
Jazz, Zioło, Dupeczki powstał i działał w dosyć konkretnych okolicznościach biograficznych jego autorów. Kto czytał ten okoliczności owe zna na wskroś. Jedna z nich była zasadnicza - dynamika wspólnych przedsięwzieć wyżej wymienionych. JZD był tych przedsięwzieć jedynie wypadkową, dział się sam dzięki nim, dialektycznie się napędzał.
Dzisiaj dzieli mnie i Tichona 175 kilosów. To nie bagatelna odległość. Po za nią nie dzieli nas nic ale czasoprzestrzeń to wciąż nie przejednana sprawa. Trudno wymieniać się spostrzeżeniami gdy nie uczestniczy się w się samej rzeczywistości... a przynajmniej jej wycinku, który z taką pasją wałkowaliśmy przez półtora roku. Dla mnie jest to sfera z winy Japończyków lub Finów, już nie osiągalna. Jeśli jedni albo drudzy sprężą się i w najbliższym czasie osobista teleportacja jednak stanie się dostępna, nasz blog powróci jak feniks z wszystkich popiołów, które wyprodukowaliśmy. O teleportacji marzyłem niemal za każdym razem gdy nie mogłem podnieść się z kanapy na Miliardalatświetlnych 5/1. Wtedy to była igraszka, dzisiaj jest to być albo nie być tego bloga. No więc nie być.
Cała treść JZD zostanie zarchiwizowana a jego truchło zostanie pod tym adresem jeśli Tichon nie ma nic przeciwko.
Wiersze będę pościł na blogu z linka po prawej.
Jak ktoś mnie lubi to niech mnie szuka na fejsbuku.
To pisałem ja, Jakub Szafrański.
Pokój.

Open Source W Szerokiej 6 sierpnia

Jaaaaa.... ale dawno nie pisałem. ale fajnie tu, chociaż troche zarosło. Co to ja miałem? aha, weź wbij, Siostro i Bracie, na koncert do Szerokiej. To jest kajpa w Bramie Grodzkiej w Lublinie. Gościnnie z Open Sourcem zagra na przeszkadzajkach Korba.
Jak skończy się urlop to (przynajmniej ja) znowu coś będe pisał. Póki co mamy Rajowe Wakacje.
Pokój i do-zo w piątek o 20.30.

Na rogu Nowego Światu i Jerozolimskich

- A co z twoim okiem kolego?
- Taki się urodził...
- Taki się urodziłem.

Banda de Chicas

Normalnie kiedyś jakbym Tichonowi powiedział, że jest taki zespół co się z samych dupeczek składa co grają ska na trombach to by się chłopak zaślinił chociaż by nie uwierzył. Jest taki zespół i grał w moim miejscu pracy i żeśmy go sobie wysłuchali i nam się sakramencko podobało (sakramencko? - wybaczcie ale mi się stępił styl przez zbyt długą przerwę w poszczeniu). No to proszsz film jakiś z tuby i zdjęć kilka cośmy je z eNką pstryknęli:




dick

Ostatnio wracają mi stare zajawki bardzo, zwłaszcza na muzykę i książki i kupuję takie i owakie starocie na allegro i cieszę się nimi się. Zajawka na Blade Runnera mi wróciła też na chwilę i pomyślałem, że warto by w końcu książki tego Philip K. Dick poczytać co by może coś równie zajebiaszczego jak film odkryć w nich. Na allegro jak wół książka Blade Runner. Coś nie tak bo wiedziałem, że takiej książki nie było tylko Do Androids Dream Of Electric Sheep? stanowiło kanwę dla mojego ulubionego dzieła kinematografii holiłud. Pomyślałem że to taki pofilmowy bzdet co go autor dla hajsu popełnił ale że cena kilkanaście zeta to zakupiłem. Miła niespodzianka bo to po prostu polskie tłumaczenie powyższego długiego tytułu ale w związku z tym zagwostka: kurwa, że polski wydawca zmienia tytuł oryginału na polski inniejszy to bywa ale ten zmienił tytuł oryginału na inny tytuł angielski to pojebane. Azali zrobiło mi się głupio, że uznanego autora tak posądziłem podczas gdy to jakiś fajfus z wydawnictwa Prószyński i S-ka skok tak spieprzył.

Książkę łyknąłem w jeden dzień - był to najgorszy gniot jaki w życiu przeczytałem. Przysięgam. Rzygać mi się chciało momentami i gdyby nie zasada, że jak książkę zaczynam to kończę to pewnie bym się poddał. O Dicku w necie można przeczytać, że to mesjasz S-F, że szalony geniusz i wielki inspirator. Co za gniot. Typ nie ma za grosz literackiego, nawet nie talentu ale choćby wyczucia jakiegoś, intuicji. Styl: oczywisty, pretensjonalny, banalny, niekonsekwentny, niedbały. Fakt, gość miał pomysł. Pochwalić się nim chciał jak najszybciej i wziął kilka utartych szablonów i wyrzygał to wszystko jak najszybciej. Jeeej ale nędza.

Lem jest bogiem za to. Niezwyciężony sobie przeczytałem na jednym wdechu ostatnio. Kurde, schemat ten co zawsze ale mistrzostwo w każdym calu. Koniecznie.

Na koniec tego fantastycznego wyposzczenia fotorelacja z marszy zombi, na który natknęliśmy się tydzień temu z eNką.

DJ Timber

Jaaaa poznałem tego typa osobiście, byłem u niego w domu, grał na zorganizowanej przeze mnie domówce! Wspominając sobie mój niegdysiejszy pobyt mieście Manchester przypomniałem sobie o sąsiedzie, o którym wiedziałem wtedy, że jest didżejem i że jeździ po Europie i gra i jest znany. Przypomniałem sobie i wklepałem w sieć i okazuje się że typ jest teraz w ścisłej światowej czołówce, w Warszawie z resztą ponoć grał niedawno na Warsaw Challenge. Ale posłuchajcie tylko tej muzy, zapamiętałem gościa jako jednego  najmilszych typów, i to tu właśnie słychać:



:)

Style2ouf Mix Feat ZULU KINGZ by TIMBER - http://timbertron.blogspot.com

nie no jeszcze tego koniecznie:

Lunaticks 10th Anniversary Mix by TIMBER - http://timbertron.blogspot.com

L.E.M.

(...) do czerwonego, ociężałego słońca, którego dotyk był nieporównywalnie delikatniejszy od ziemskiego, tak że gdy mu się poddawało plecy, zamiast ciepła czuło się wtedy tylko jakby milczącą obecność.

!!!Kalejdoskopia aNonima - premiera już dziś!!! ściągaj za darmo na JZD

Drodzy Panowie, droższe Panie!!!
Dziś w sieci ukazał się singiel rapera aNonima pt. "Kalejdoskopia", promujący nadchodzącą płytę "Kontrasty". Zioma przedstawiać nie trzeba, gdyż znany jest nam choćby z tak znakomitego projektu jak Open Source.
Na singlu, wśród tak świetnych producentów jak Brus czy Maxisingiel, znajduje się również moja skromna osoba. Poza tym obecny jest przewspaniały dj DBT, oraz przeniepowtarzalny Open Source. Masteringu podjął się nie kto inny jak nieśmiertelny Lech Pukos. Więcej dodać nie trzeba, gdyż przy takim połączeniu osobowości może wyjść tylko "świat malowany bielą i czernią, tylko ludzie kolorowi a niebo jest sepią, tylko tu jesteś zły i dobry jednocześnie, tylko tutaj kontrast to prawo fizyki.
Co to za miejsce???"

Kalejdoskopia

umbilical brothers

Jaaa, znacie ten moment kiedy palicie z kimś po raz pierwszy i w pewnym momencie włączacie jutuba i ten ktoś pokazuje wam coś mega zajebistego? Pewnie że znacie bo przecież nas czytacie i jesteście tacy jak my. No więc mi się to znowu dzisiaj przydarzyło. Proszszsz:



polecam ich inne skecze z tuby

i jeszcze jedno. Filmik nie wiary godny. Podobno bije rekordy popularności. Widzieliście to? Proszszsz:



jaaaaa

i jeszcze o zwierzętach. Polecam cały kanał. Zwierzęta są najlepsze na świecie, chociaż są takie głupie:



jaa

Open Source w Chatce Żaka

Dokładnie rok temu, w Behemocie, odbył się pierwszy koncert zespołu Open Source. Jeśli chcesz sprawdzić co zmieniło się u Osy przez ostatnie 12 miesięcy, przyjdź na koncert do lubelskiej Chatki Żaka w piątek (18.VI.) na 20.30. Wjazd free.
Koncert połączony będzie z premierą singla aNonima pt. "Kalejdoskopia", o którym napiszę przy innej okazji.
Dozoba!

Hemp Fair

Chyba już wiem dokąd zabiorę córkę na jej pierwsze zagraniczne wakacje. Sam w sumie też nigdy nie byłem w Pradze - CANNAFEST

Hymn polskiej reprezentacji na MŚ RPA 2010

Komentując wczorajsze wydarzenia hiszpańskie:

Beatyfikacja Księdza Jerzego Popiełuszki - Procesja

- Kakusiu, kakusiu kto to są? - dziewczynka uchwycona balkonowej barierki, pytająco spogląda do góry w stronę swojego ojca.
- Katolicy Mała - odpowiada ojciec nie odrywając oka od wizjera aparatu. Szczęka migawka.
- A co oni robią? - nie poddaje się dziecko mrugając wielkimi oczami.
- Rządzą Mała.
- To ci głupi co mówiłeś?
Ojciec uśmiecha się lekko. Spust migawki. Zwraca się do dziecka.
- Nie, mówiłem o politykach. Z tymi to trudniejsza sprawa - przykłada oko do wizjera .
- Dużo ich. A gdzie oni idą? Nie bolą ich nogi? Ładnie śpiewają.
- ...
- A co to takie błyszczące? - dziewczynka wskazuje na niesioną przez czwórkę ludzi złotą kapsułę zamkniętą w szklanej skrzyni.
Mężczyzna lekko zbity z tropu spogląda na córkę. Przecież jej nie powie, że tam w środku jest kawałek ludzkiego ciała, i że oni się do tego modlą. Powie jej kiedyś. Tymczasem...
- ... to nic dobrego Mała.
- To oni nie są dobzi?
- Dobrzy - poprawia córkę młody mężczyzna - Mówi się dobrzy Mała.
- Dobrzy, dobrzy... - powtarza pod nosem dziecko.
- Pojedynczo są dobrzy ale jak zbierają się razem to mówią bardzo złe rzeczy.
- Ale oni śpiewają a nie mówią, ładnie śpiewają.
"Któryyyś za naaas cieeerpiał raaaany..."
- Źle śpiewają - irytuje się z lekka ojciec.
Fatalnie, że małe dziecko musi to w ogóle oglądać. Jest zły na maszerujących, na pieprzoną procesję, na chujową telewizję i całą medialno-policyjną szopkę. Kutasy. Jest ich kilka tysięcy. Niektórzy po przebierani w jakieś średniowieczne szaty i ornaty. Harcerzyki, Radio Maryja, górnicy i górale. Niosą transparenty: "Skończyła się zabawa głosuj na Jarosława". Jaszczury, babilon, parodia człowieczeństwa.
- Dlaczemu oni są źli? - pada kolejne pytanie zza wielkich oczu.
- Bo się boją Mała - odpowiada ojciec zbyt późno orientując się że wyzwoli tym samym jeszcze trudniesze pytanie..
- A kogo się boją kakusiu? - automatycznie pyta dziecko.
- Boją się śmierci - pada niepewna odpowiedź.
- Ja też boję się śmierci kakusiu - dziewczyna cofa się pół kroku w głąb balkonu i patrzy na ojca zaniepokojona.
- Oni tak bardzo nie chcą bać się śmierci, że wmawiają sobie, że śmierć jest dobra a życie jest złe Mała.
- Każda śmierć jest zła - mówi dziecko. Doskakuje do barierki i krzyczy - Śmierć jest zła!
Dwie lub trzy osoby podnoszą głowę usłyszawszy niewyraźny pisk dziecka.
- Schowajmy się bo nas zobaczą i po nas przyjdą! - żartuje ojciec i wyłącza aparat fotograficzny.
- Jej kakusiu tamten pan w sukience na nas patrzy!
- Szybko pokaż mu palec i uciekajmy.
Dziewczynka pokazuje jednemu z idących w procesji księży faka i wbiega do pokoju między nogami ojca. Ksiądz oburzony patrzy na ojca ale nie wytrzymuje spojrzenia dłużej niż dwie sekundy. Rozgląda się na boki ale nikt oprócz niego nie zauważył dziecka na balkonie.

Przewóz osób

Dialog dzieje się przy busie. Kierowca siedzi przy wejściu z kasą fiskalną na kolanach do drzwmi kolejka składająca się z kilku osób, w środku siedzą już 3, 4 osoby.

Student: Studencki do Radomia.
Kierowca: Rezerwacja jest?
S. Kolnicki.
K. Legitymacja jest?
S. Proszszsz.
K. Prosze wsiadać. Następny!
Student wsiada. Przez kolejkę przepycha się spocony grubas w źle dobranym, drogim garniturze, białe skarpetki, złoty łańczueszek, włosy na żel, czarna teczka, pod pachą gazeta.
Wolski: Normalny do Kielc.
K. Rezerwacja?
W. Wolski
K. Ok. Wolski sapiąc zaczyna wsiadać. Zaraz, zaraz. Moment.
W. Coś się nie zgadza?
K. Istotnie. Umie pan czytać?
W. O co panu chodzi?
K. Pytam czy umie pan czytać? Jak pan umie to niech pan czyta. Pokazuje palcem na napis na boku busa.
W. „SlowExpress. Kielce.“ I co z tego?
K. Niżej.
W. „Połączenia 7 dni w tygodniu…“
K. Wyżej.
W. „Przewóz osób.“
K. No właśnie. „Przewóz osób“. I to jest właśnie nie tak. Nie może pan jechać.
W. Jak to nie moge? Co jest ze mną nie tak? Przecież mam pieniądze, rezerwacje. Panie, prosze ze mnie nie kpić. Zaraz zadzwonie do pana szefa. Zapłaciłem, chce jechać!!! Co to kurwa ma znaczyć? Wolski coraz bardziej się wpienia. Słyszała pani, co ten burak mi tu mówi? Że jechać nie moge. Panie, ja musze być za 4h w Kielcach. Panie ja biznes rozkręcam, ja jestem poważana osoba…
K. No właśnie w tym rzecz, że pan nie jesteś, a pięniążki oddamy. Prosze. Wyciąga ręke z banknotami.
W. Co nie jestem? Jak to nie jestem?!! W dupe pan se wsadź te pieniądze. Jade do Kielc i koniec!!!
K. Pan nie jest osobą.
W. Jak to? A kim pan jestes żeby mi tu ubliżać?! Na policję dzwonie. Do szefa. Będzie mi tu burak, kierowca jakiś, bileter jeden, ubliżał. Ty chamie Ty!!!! Ty wiesz kogo ja znam?!
K. Prosze nie krzyczeć, prosze nad sobą panować i nie straszyć osób w busie. Chesz to dzwoń, człowieku, na suki ale to nic ci nie da. Tydzień temu Ministerstwo Edukacji jako wyraz swej niedudolności doszło do porozumienia z pozarządową organizacją zwaną Wielką Izbą Mędrców, zrzucając tym samym z siebie brzemię niesienia oświaty. Gazet pan nie czytasz? Pierwsza uchwała Wif‘u mówi, że „osoba“ jest kategorią aksjologiczną a nie ontologiczną.
W. Panie, pan jesteś nienormalny!!! Pan jesteś kurwa wariat!!! Dzwonie po policję!!! Mówiąc to Wolski macha rękami, po twarzy ścieka mu pot. Krzyk jego co jakiś czas przechodzi przechodzi w pisk. Szuka telefonu w marynarce.
Kobieta z kolejki. To pan jesteś wariat skoro tego nie rozumiesz. Wtrąca się kobieta z kolejki, która dotychczas przysłuchiwała się rozmowie, lat 50, przeciętnie ubrana, z reklamówką w ręku. Mówi bardzo cierpliwie. Według tej uchwały, podmiot działający zdobywa, że tak powiem, wartość – bycie osobą. Z praktyki dochodzi do wartości. Są pewne obiektywe kryteria bycia osobą: ukierunkowanie na wartości, autonomia, autentyczność, Dasein i takie tam, na które nie pora, zresztą każdy to czuje. A jak nie czuje, to powołani zostali mądrzy ludzie, którzy pomogą określić kto jest osobą a kto nie jest. Pan Kierowca jest jednym z nich.
W. Wszyscyście powariowali!!!
K. Wif to instytucja skladająca z najmądrzejszych ludzi w kraju czyli z filozofów. Jej uchwały dotyczą etyki, estetyki, antopologii czyli tych dziedzin, które są najbardziej dyskutowalne i jednocześnie mają największy związek z naszą codziennością. To właśnie z ramienia tej Rady, każdemu pojazdowi który określa się mianem firmy „Przewożącej osoby“ został przydzielony doktor filozofii, ktory jest kierowcą, bileterem i selekcjonerem w jednym? Czaisz pan?
W. I co, czerwony do granic możliwości i pan sobie stwierdził że ja nie jestem osobą? A czymże ja w takim razie jestem? Psem? Kurwaaaaa… Zaraz CI…. Podnosi ręke, wypada mu gazeta, schyla się po nią, w tym czasie Kierowca zaczyna mówić.
K. Nie, nie. Jest pan człowiekiem. To jednak nie wystarczy. Prosze na siebie spojrzeć. Masz pan dwie ręce, dwie nogi i mówisz pan, ale co z tego wynika? Mine i kulture osobistą masz pan małpy, ubranie conajmniej za 2000zł a kolory lepiej dobiera mój przełyk kiedy wydala coś co niesprawiedliwie nazywa się pawiem. Ale to nie wszystko, wepchałeś się pan przed tą Panią a kiedy powiedziałem, że nie możesz pan wsiąść zacząłeś, człowieku, krzyczeć i przeklinać, nastraszyłeś mnie policją, wykrzykujesz jaki to pan jesteś ważny i machasz pan tym neseserem w którym założe się że nie ma nic ponad iPoda. Poza tym, człowieku, pod pachą masz Fakt, a na szyi złoty łańcuszek z przybitym człowiekiem do krzyża. Założe się również, że całą drogę przegadzasz pan przez telefon odpowiednio donośnym tonem. Znamy takich. Jesteś zdyskwalifikowany jako osoba we wszystkich punktach od estetyki przez etykę po dobre wychowanie i zdrowy rozsądek.
W. Czyli jestem kurwa gorszy? To faszyzm!!!
Starszy Pan. W gatunku człowiek odzywa się starszy pan z busa dotychczas przedlągający jakieś dokumenty fakycznie jesteś gorszy od osób, ale kosmologicznie, czy słońce jest lepsze od drzewa? Głowa do góry, człowieku, nie wszystko stracone. Zresztą, ktoś kazał być Tobie chamem?
K. Za godzinę będzie bus wożący ludzi. Sory. Powodzenia.

Truskawkowe

Beatlesi nie musieli wciskać na siłę kawałków na płytę żeby była dobra. Mogli pozwolić sobie na robienie singla z którego numer nigdy później nie ukazywał się na long playu. Taki los spotkał właśnie "Strawberry Fields" Lennona. Miał on być częścią Sierżanta Pieprza ale ukazał się wcześniej na singlu z McCarthenyowskim Penny Lane - decyzja to nieodżałowana, przynajmniej dla piszącego te słowa, bo cóż to byłby wtedy za album!!! a tak to jest tylko troche genialny. "Truskawkowe" powstawało w najbardziej ćpuńskim i (dziwnym zbiegiem okoliczności) najbardziej twórczym okresie bycia Beatlesów, czyli w roku 1967, co zresztą doskonale słychać i w piosence (skumaj 2:15) i na Pieprzu.
Tytułowe Strawberry Field w liczbie pojedynczej, to nazwa liverpoolskiej świetlicy prowadzonej przez Armię Zbawienia, koło której mały Johny grywał z ziomami w piłeczke. I o tym jest właśnie ta piosenka: o małym Johnym w dużym świecie... przynajmniej mi się tak wydaje.

Truskawkowe

Choć zabiorę Cię, bo podążam na Truskawkowe Pola.
Wszystko jest nieprawdziwe i w niczym nie ma oparcia.
Truskawkowe na zawsze.

Życie jest łatwe z zamkniętymi oczami, niezrozumiałe jest to co postrzegasz.
Coraz trudniej być kimś ale to wszystko działa,
Dla mnie jest to bez znaczenia.

Choć zabiorę Cię, bo podążam na Truskawkowe Pola.
Wszystko jest nieprawdziwe, w niczym nie ma oparcia.
Truskawkowe na zawsze.

Myślę, że nikt nie jest w moim drzewie, ono musi być za wysoko lub za nisko.
Tak jest jak nie możesz się dopasować, ale wszystko w porządku.
Myślę, że tak nie aż jest tak źle.

Choć zabiorę Cię, bo podążam na Truskawkowe Pola.
Wszystko jest nieprawdziwe, w niczym nie ma oparcia.
Truskawkowe na zawsze.

Czasami myślisz, że zawsze wiesz: „to ja“, ale wiedz, że ja wiem, to jest sen.
Myślę, że Cie znam, ale to nie tak.
Nie zgadzam się z tym.

Choć zabiorę Cię, bo podążam na Truskawkowe Pola
Wszystko jest nieprawdziwe, w niczym nie ma oparcia
Truskawkowe na zawsze
Truskawkowe na zawsze
Truskawkowe na zawsze

John Lennon 1967.



A oto interpretacja naszej rodzimej artystki z Lubelszczyzny. Bardzo mi się podoba ten wykon:

Ćpuńsko-pijacka rozrywka prosto z Japonii: Stepmania

NIe raz pisałem o źródle mojej wiedzy dotyczącej wirtualnej rozrywki ludzi młodych. Otóż źródło to nazywa się Filia Pod Lasem. Tym razem dzięki gościnności Agatki i Bździcha miałem okazję poznać japoński wynalazek o nazwie Stepmania. Niestety ciężko o dobre filmiki ukazujące istote tej jazdy (Agatka powinna nagrać swój popis - czysta sztuka, naturalne piękno) ale obaczcie przynajmniej te oto:



Jeśli wydaje CI się, że to chujowa zabawa i w życiu byś nie marnował energii na takie gówno to nie jesteś sam. Niejeden tak myślał niejedna tak mówiła, ale wszyscy oni przepadli w odmętach rwącego strumienia rytmicznyczno-fizycznych wrażeń. Do zabawy dobrze mieć też wódeczke, troche jedzonka, jakiegoś loleczka, dobre jest GTAIV w odwodzie coby nie tracić czasu jak ktoś tańczy, fajnie mieć obok ukochaną dupeczkę i jazdaaaa.... Po takim niewinnym wieczorku miałem nie tylko kaca ale też zakwasy, także wieczór zapada w pamięć jako spełniony. Po tym treningu na pewno będe jeszcze jaśniej lsnił na parkietach w całym Polandzie. Gorąco polecam jako zabawkę z rodziny przyjemne-i-pożyteczne i.... niedrogie.
Dziękuję Bździchu i Agatko.
Pokój!!!

Marsz Wyzwolenia Konopi 2010




Yoooooo! Dla mnie bomba, wielka wielka demonstracja kochani. Mnóstwo ludzi z różnych stron polandu, dużo muzyki zioło w powietrzu. Miało ruszyć o 15 spod Pałacu Kultury ale przecie to zielone demo więc ruszyliśmy o 16.00 Cztery platformy z muzą z głośników i na żywo. Potężna załoga z Lublina która pod szyldem LSM Soundsystem zawłaszczyła praktycznie jedną platformę z Junior Stressem na czele. Już na początku organizatorzy rozrzucali ludziom nasiona w pakietach ale nie złapałem nic a pewnie bym zasadził jakbym złapał bo idea jest taka: SADZIĆ, PALIĆ, ZALEGALIZOWAĆ! Legalne posiadanie do 30g bo chodzi o to żeby nie zarabiała mafia tylko żeby to był realny użytek własny dobrego, zdrowego, naturalnego towaru. W kit ludzi, sporo paliło zioło w tłumie. Ja bym się bał tajnych cichociemnych ale ludzie nawet mundurowych olewali a z resztą nie było ich jakoś szczególnie dużo. Trasa pod sejm. Miałem transparent z dwoma napisami: "Więzienie i policja nie wychowują i nie leczą" i "Czekolada, browar, papierosy, wino, marihuana i kawa". Ten drugi przyspożył mi popularności bardzo bo co bardziej nastukani interpretowali go jako szyld i pytali czy mam coś sprzedać co raz:) Najlepsza scena na placu Trzech Krzyży się odbyła - był ślub i młoda para właśnie wyszła z kościoła jak przechodziło demo - dostali takie sto lat że pożyją pewnie ze 300.



Pod sejmem gorąco. Barierki a za barierkami policja. Nie było czegoś takiego na Manifie a tam ludu było równie dużo. Widać feministki nie są tak niebezpieczne jak "narkomani". Platformy zaparkowały na ulicy przed sejmem. W parku kupa luzi i palą lole - przed sejmem palą:) Ziom na platformie zapalił i zaczą krzyczeć do policjantów żeby go aresztowali bo właśnie popełnia przestępstwo - nie aresztowali chociaż trochę ich zwyzywał. Pomysł organizatorów - rzucili w tłum dwa worki wypełnione pakietami z "zielonym suszem". podejrzaną substancją i każdy kto złapał miał się złosić do policjanta że ma coś takiego i chce żeby go aresztować. Policja nie reagowała i chyba popełniała sama tym samym wykroczenie jakieś przeciwko przepisom bycia policjantem. W pakietach były dopsy. Dostałem jeden pakiet od życzliwego zioma co przechodził i mu się spodobał mój transparent. Oczywiście masa życzliwych ziomów tam była. Dostałem jeszcze browara też za zdjęcie ze mną i eNką.



Później coś się stało dziwnego. Dwie świece dymne zczęły dymić i tłum się rozbiegł. Nie był to gaz chociaż z lekka duszący. Nie wiem czy to policja czy kto. Tłum zaczął biec w stronę miasta ale ja upewniłem się że eNka jest bezpieczna i wróciłem z oddalonej pozycji pod sejm żeby złożyć podpis pod projektem obywatelskiej ustawy legalizacyjnej: potrzeba sto tysięcy żeby zmusić sejm do głosowania. Podpis złożyłem na masce pickupa na którym Wójek Samo Zło udowadniał na przykładzie swojego kolegi, że można palić pół życia i być zdrowym - kolega Wójka zrobił dwie pompki. Rozeszło się trochę i ja też postanowiłem się rozejść w kierunku eNki i razem poszlimy do doma. Po drodze minął nas kordon suk na sygnale - mam nadzieję, że żaden ziom ani ziomalka nie ucierpieli.
Wielki szacun i wielki pokój dla organizatorów. Afterparty jest w klubie M25. Nie idę ale w nocy będę wyobrażał sobie jak tam jest, kurde musi być masa.

Morał:
Jaszczury prędzej się zesrają niż zalegalizują ale tym więcej ludzi będzie im pokazywać faka. Gość z jednej platformy krzyczał pod sejmem do ludzi żeby się nie bali bo już teraz sąd umarza sprawy o zioło ze względu na znikomą szkodliwość. Opowiedział jak na swój proces niedawno zakończony przyniósł 2 giety jako dowód rzeczowy i sąd nie chciał przyjąć:)

Nowy Cypress Hill

Od kwietnia jest dostępny nowy Cypress Hill. Jeszcze nie słyszałem, ale jak cała płyta jest taka ja to niżej, to masa.


Tracklista
:
1. It Ain't Nothin' (feat. Young De)
Produced by B-Real
2. Light It Up
Produced by Pete Rock
3. Rise Up (feat. Tom Morello)
Produced by Tom Morello and B-Real
4. Get It Anyway
Produced by Jim Jonsin
5. Pass The Dutch (feat. Evidence and Alchemist)
Produced by DJ Muggs and DJ Khalil
6. Bang Bang
Produced by B-Real
7. K.U.S.H
Produced by Sick Jacken and B-Real
8. Get 'Em Up
Produced by B-Real
9. Carry Me Away (feat. Mike Shinoda)
Produced by Mike Shinoda
10. Trouble Seeker (feat. Daron Malakian)
Produced by Daron Malakian
11. Day Destroys the Night featuring Everlast
Produced by DJ Muggs & DJ Khalil
12. I Unlimited
Produced by B-Real
13. Armed & Dangerous
Produced by Jake One and B-Real
14. Shut 'Em Down (feat. Tom Morello)
Produced by Tom Morello and B-Real
15. Armada Latina (feat. Marc Anthony and Pitbull)
Produced by Jim Jonsin

Marsz Wyzwolenia Konopii 2010

Ja tam będę a Ty? W zeszłym roku się nie udało chociaż mieliśmy nawet gotowy transparent. W tym roku mam bliżej:

Nic się nigdy nie rozstrzyga...

... czyli hermeneutyczne motto tygodnia

Po Wrocławiu

Nie chce mi się ale napisze: Open Source nie wygrał wrocławskiej Famy. Nawet wyróżnienia nie dostał. Dlaczego? Może dlatego, że muza chujowa, może raper słaby, może jebnięcia nie ma albo groovu, a może jury głuche i zamknięte na nowość a może żadna to nowość. Naprawde nie wiem. Warto jednakowoż było pojechać.
II dzień famy, czyli dzień piątek, dzień hiphopowo regałowy, dzień Open Sourcowy, oceniam bardzo dobrze. 6 zespołów które słuchało się z dużą radością. Fajne, przemyślane składy, poza tym lokal dobrze nagłośniony, przyjemna scenka znana naszym czytelnikom z filmików Moreiry o Jiggah. Wygrał Gadabit i dobrze, że wygrał - pozytywna energia, pozytywny zakręt, polecam. Dało się zapamiętać również oto-o: Kultura Upadła - ubaw.
Dzień III famy był bluesowo, rockowy. Nie wiele widziałem, gdyż musieliśmy się wyspać po piątkowym melanżu, poszfędać się po mieście i posiedzieć na balkonie u ex-Geja, Uleńki i Takiego Fajnego Zioma - 3 osoby, boskie, jeden balkon, tyle frajdy. Dotarliśmy na dwa ostatnie zespoły i równie pozytywne wrażenie co dnia poprzedniego. Pierwszy-przedostatni band to taki britpop z Madonną na wokalu - Dash się nazywał. Drugi-ostatni co to według przysłowia biblijnego pierwszym się okazał, to taka mieszanka Pearl Jam i Dave Matthews Band z Portnoyem na bębnach a F to say się nazywa. Mi i mojej Fremence przypadł bardzo do gustu. Jako, że wygrał to zajebany jakimś wynalazkiem o nazwie Magic ze sklepu Be Smart mogłem posłuchać całego koncertu. Faaaajne. (W sumie jak miał nie wygrać skoro w jury zasiadał ujebany tym samym gównem co ja ex-Gejo, he?)
Bardzo pozytywnie nastroiłem się na następny tydzień. Młodzież w Polandzie gra fajną muzę, ma fajne pomysły i dobrze się przy tym bawi. Co z tego, że nawet za 10 lat nie będą z tego żyli i że może nawet nigdy nie nagrają żadnego legala. Nieważne. Ważne jest serducho w tym co się robi a i zegarmistrzowskie szkiełko i oko przydaje się, a jakże.
Na koniec szacun dla organizatorów wrocławkiej Famy za wzorowe ogarnięcie całości i pozytywną atmosferę. Mam nadzieję, że do zobaczenia.
POKÓJ!

K.

W pracy jestem. K. dzisiaj wypił swoją pierwszą jerbuchę bo w sobotę przyszła. Całkiem zgrabna tykiewka i Liebig. K. gada i cieszy michę i gada i gada i pracuje jak tytan pracy. Pokazałem mu, że pijąc jerbę wpisuje się we wspaniałą tradycję Gauchos i zdjęcia Che z tykwą. K. jest na haju i kazał mi zdjęcie wydrukować i powiesić na drzwiach naszej pakamery. Yerba dodaje animuszu jak nic: K. gada i gada:)

Piosenka po weekendzie: Long, Long, Long

"Biały album" to niewątpliwe arcydzieło. Mimo, że nagrywany w niefajnej atmosferze, przez co czasem wydaje się niespójny, to jednak jest coś co na metapoziomie spaja go w absolutną całość. Beatlesi w owym czasie byli mocno podzieleni: napięcia na liniach McCarthey vs Lennon, McCarthey vs reszta zespołu, Lennon i McCarthney vs Harrison. Ta ostatnia linia frontu nabudowała się na podstawie konkurencji o komponowanie. Zazdrosny duet nie dopuszczał do głosu Harrisona z jego hiciorami. Na szczęście na "Białym albumie" udało się Georgowi przepchnąć całe-w-chuj 3 utwory.
"Long, long, long" uznany jest za najbardziej niedoceniony utwór Beatlesów oraz za najlepszy moment na "Białym". Ironia losu polega na tym, że kawałek który skomponował George i jakimś cudem przeforsował na płytę został zdominowany przez McCarthneya: skumaj świdrującego banię Hammonda w lewym głośniku i ten wszechogarniający bas - to właśnie Paul. Aha, i nie szukaj Johna. Jego tu poprostu nie ma.
Leniwy szit, który błaga Cię byś odpalił lola jest dobrym wspomnieniem pięknego weekendu. Bez lola też jedzie, ale jeśli coś CI zostało z niedzieli to skończ to wieczorem przy tej piosence, ziomuś. I olej to, że jest ona o Bogu. George taki był i koniec.

Piosenka na weekend: A Bag Of Weed




A Bag Of Weed lyrics


Stewie: Now everybody gather 'round and listen if you would
When I tell you every person needs a way of feeling good
Every kitty needs a ball of string and every dog a stick
Stewie & Brian: But all you need is a bag of weed to really get a kick
All: One, Two, Three, Four, Five, Six, Seven, Eight
A Bag of Weed, A Bag of Weed
Oh, Everything is better with A Bag of Weed
It's the only hope that you'll ever need
Cuz' Everything is better with A Bag of Weed
Stewie: Here you go, you're all getting it now
Ensemble: When Texas people want to feel good,
Stewie: They go assault a queer.
Ensemble: When stupid people need a thrill,
Stewie: They rent The Rocketeer.
Ensemble: When Michael Jackson needs a rush,
Stewie: He humps a guy like me.
Ensemble: Right!
All: But all we need is a bag of weed,
To keep us worry free.
One, Two, Three, HO!
A Bag of Weed, A Bag of Weed
Oh, everything is better with A Bag of Weed
Oh, you don't need meth and you don't need speed
Cuz' Everything is better with A Bag of Weed
Stewie: Have a go, Brian!
Brian: As Mr. H.L. Mencken said, "The common man's a fool."
Stewie: And just like Helen Keller said, "Doof stoo gee nay foo tool."
Brian: But try and use your heads and don't buy into all the fear.
All: HEY!
'Cuz all we need is a bag of weed
To make us wanna cheer!
And One, Two!
A Bag of Weed, A Bag of Weed
Oh, everything is better with A Bag of Weed
You can try and fight but we're all agreed
Because everything is better with A Bag of Weed
(break)
One, Two, Three, Four, Five, Six, Seven, Eight,
And One, Two, Three, Four, And A Five, And A Six, And A Seven! HO!!
A Bag of Weed, A Bag of Weed
Oh, everything is better with A Bag of Weed
You're a happy guy but you can't proceed
Because everything is better with A Bag...
Of...
Weed!
Oh ev'rything is better with a bag of weed!!

Cały odcinek do obejrzenia jest tutaj.

Open Source na fali

Po przedwczorajszym sukcesie na przeglądzie Alterfest na KULu (przegląd alternatywnego ujęcia poezji - I miejsce), i wczorajszej porażce na Kulturaliach przed Maleo, Armią i Lao Che (Cała Trójca Święta plus Maryja Dziewica się spięła i sprawiła, że na dwa wzmacniacze w zespole dwa wzmacniacze w zespole zaczęły pierdzieć. A dziś na dodatek czytam w mediach o występie 3 zespołów - a support to kurwa co?!) przyszedł czas na pokazanie się śląskiemu światu. Jutro Open Source jedzie na podbój Wrocławia. Zespół zakwalifikował się na przeglądy FAMA (podoby cud jak z tymi wzmacniaczami, bo OS startował na lubelską Famę a dostał się na wrocławską) i jutro jedzie zmierzyć się z wrocławską sceną. Nie wiadomo co z tego wyjdzie bo to podobno ma jutro Wrocek zalać ale coż, bez ryzyka nie ma zabawy jak mawiają Anglicy po angielsku. Oczywiście wyjazd połączony będzie z relaksem, także pewnie będzie spotanie z TymkolegąMoreiryiBździcha, z rodzinami i dziewczynami członków zespołu co to po całej Polsce się rozleźli. O wyniku wycieczki poinformuję Was, kochani moi, ja we własnej osobie jak tylko będzie o czym informować.
Wpis chciałbym zakończyć apelem do pewnej podobno nadchodzącej na Wrocław suki:

Apres Moi le Deluge

Moreira miał urodziny w niedzielę ubiegłą. Jak ktoś jest czytaczem naszego bloga to wiedział bo dokładnie rok temu Moreira też miał urodziny i było napisane o tym. Tym razem padło że Kraków nawiedziłem. Tichon nawiedza Kraków regularnie a w ogóle to ważne miasto jest bo to właśnie w Krakowie spizgani jak bąki wymyśliliśmy JZD. Tym razem w Krakowie też spizgaliśmy się jak bąki i podobnie jak wówczas zrobiliśmy to tuż po konferencji filozoficznej co żem wygłosił referat na niej. Nasze dziewczyny były z nami chociaż Ruda zwana Fremenką nie chciała słuchać jak filozofowałem. Myślę że Fremenka w Tichonie lubi to że gra on na gitarze i pali lolki a tego że przy okazji jest filozofem to już mniej. Myślę, że eNka też jest raczej nieufna względem mojego mędrkowania - uważam że to dobrze, zwłaszcza w przypadku Tichona: kochać kogoś za to że gra na gitarze i pali lolki to rzecz piękna, czysta i wpisująca się we wspaniałą tradycję. Całą sobotę złaziliśmy pod pięknym Krakowskim niebem po Kazimierzu i Wawlu i nad rzeką cichą i spokojną. Później poszliśmy na konferencję, później na pizzuchę do Fabryki Pizzuchy gdzie Tichon skręcił a później hen w miasto, nad rzekę cichą i spokojnie szemrzącą. Tichon rano usłyszał, że ma padać w chuj więc ubrał się w kurtkę przeciwdeszczową, od której pocił się cały dzień w słońcu. Miało tak padać, że w ogóle tragedia. Zaczęło padać faktycznie późnym wieczorem. Nad spokojną i szemrzącą Wisłą spalilimy jak drzewiej bywało i poszli na bro. Żarty śmichy. Z bro mieliśmy udać się do Fremenki gdzie była nasza baza. Tichon wcześniej coś wspominał że to daleko ale w sumie to jak daleko może być daleko, hmm? Okazuje się że zajebiście daleko. Do tego deszcz. Niby deszcz jak deszcz ale byliśmy z deczka mokrzy już. Dwoma autobusami jechaliśmy. W pierwszym nikt nie ustąpił miejsca eNce, która jest już w zaawansowanej ciąży - ze mną przypominam. Jedzie się, jedzie się, jedzie się i... idzie się, idzie się i się dochodzi. Lolki, browary śmichy chichy nie pamiętam. Drugi dzień to dzień moich urodzin. Pospalimy trochę ale bez przesady. Leniwy poranek no i dawaj że impreza i tort i śniadanie, sto lat sto lat, prezenty, lolki. Mocny Krakowski szit: w pewnym momencie patrzę a Tichon siedzi na balkonie, pali lolka i gada z zielonym krasnalem.


Postanowiliśmy pójść do kina. Jedzie się, jedzie, jedzie. W autobusie kłucą się jakieś krakusy. Przysłuchuję się a oni się nie kłucą tylko krakusy tak rozmawiają specyficznie po prostu. Rozmawiają, że będzie powódź. Deszcz pada i tyle a oni, że powódź.

Krakowskie kino Ars. Zajebiste miejsce, jak tylko masz okazję to idź. Trochę jak w Bękartach Wojny ale ekran i nagłośnienie nowoczesne. Obejrzeliśmy film o tym, że trzeba pogodzić się z pewnymi koniecznościami - konserwatywny, Tichonowi się podobał. Mi też ale akurat nie jego konserwatywny aspekt. Tytuł filmu: Jaśniejsza od gwiazd. Wytrzeźwiałem i dobrze się czułem po filmie. Na jeść, na dworzec, do domu. Dziękuję - było jak zawsze cudownie.

Myślałem, że już po wszystkim. W poniedziałek mocno zblazowany i wypoczęty poszedłem do pracy. Wieczorem w pracy miałem przyjęcie niespodziankę - pierwsze przyjęcie niespodziankę w życiu. Strasznie się wzruszyłem. Wszystko zorganizowała eNka i K., którzy ściemniali mi przez cały dzień i dopiero wtedy zrozumiałem jak bardzo mi ściemniali. Dostałem prezenty jeszcze i tort bardzo dobry z naszej kuchni zakładowej. Było dużo gości jak na moje urodziny.

Tichon wysłał mi zdjęcia z osiedla Fremenki - zatopione. Nie jeżdżą autobusy wszędzie bajora. W necie zdjęcia tych miejsc gdzie sobie łaziliśmy, pod wodą teraz. Psia kość! Myślę sobie.

Family Guy




Nie rozpoznałeś(-aś) tej melodii? Znaczy, że musisz się jeszcze wiele nauczyć.
Nie od dziś wiadomo, że nieoficjalną kreskówką JZD jest: Family Guy!!! Od teraz staje się naszą kreskówką oficjalną i link do tego ordynarnego, wulgarnego, niepoprawnego, bluźnierskiego, plugawego, ohydnego, skrajnie niesmacznego, nihilistycznego i dekadenckiego dzieła można znaleść na stronie głównej JZD. Proponuję odłożyć codzienność na bok i nadrobić 8 sezonów tej prześmiewczej masakry.

Ederlezi

Pierwszy raz usłyszałem oną pieśń w filmie Czas Cyganów Emira Kusturicy i była ona piękna. Film jest piękny też i zawsze się poleca go. Z Kusturicą lubi się inny Bałkan a imię ma on Goran a nazwisko ma on Bregovic. To Bregowicz utwór ten puścił w świat popularnych uszu acz nie on skomponował go a cyganie, dawno, dawno temu.U nas dał się też usłyszeć on z ust Kajah i jak się za chwilę okaże Kajah nie dała rady. Wrócił mi teraz przy okazji koleżanki z fejsbuka opublikowaniu linka do wykonu Ederlezi przez Dikanda zespół. Zespół Dikanda jest zajebisty od dawna to wiem chociaż nie znałem Ederlezi w ich mniemaniu. Dikanda co lepsze znana jest bardzo po za granicami naszego padołu a tu nieznana jest bardzo. Może kiedyś coś się napisze o nich jeszcze. Tymczasem Ederlezi. Najpierw Goran bałkańsko:



Teraz Goran i Kajah:



Ciekawie? Tu bardziej etnicznie:



Lepiej, hmm? Teraz amatorsko:



No i Dikanda, szacun dla nich i ukłony:




Pokój, miłość, ziemia.

Lucy na Sklepieniu-niebiańskim z Diamentami

W 1966 roku syn Johna Lennona - Julek, przynióśł ze szkoły namalowany przez siebie obrazek przedstawiający dziewczynkę (Lucy O'Donnell, później Lucy Vodden - 1963-2009) z diamentami zamiast oczu. Przećpany troszke już tatuś postanowił napisać piosenkę o diamentowo-okiej, które to dzieło rok później miało ukazać się na albumie uznanym przez czasopismo Rolling Stone za album wszechczasów, a za 47 lat utwór ten miał stać się jednym z utworów wszechczasów Tichona Tichego. Tytuł piosenki "Lucy in the Sky with Diamonds" w skrócie oznacza nazwę szóstego Beatlesa (piątym jest George Martin - producent) biorącego udział przy tworzeniu niezapomnianego Sierżanta Pieprza. Paul MacCarthney bez żenady mówił później, że ten numer to poprostu opisane wizje Johna po LSD a nie żadna tam bajkowa opowieść o Lucy.

Świadom swych ułomności lingwistycznych, jednakże przepełniony dobrą wolą i szczerą chęcią partycypowania w inicjatywie tłumaczeń na JZD, oddaję czytelniku w twe ręce to oto:

Lucy na Sklepieniu-niebiańskim z Diamentami

Wyobraź sobie w łodzi na rzece siebie,
Mandarynkowe drzewa, z marmolady nieba,
Ktoś Cię zawołał odrzekłeś powoli,
Kalejdoskopowo-oka,

Żółtozielone, foliowe kwiaty,
Górują nad Twoją głową,
Szukaj dziewczęcia ze słońcem w oczach,
Znika

Lucy na Sklepieniu-niebiańskim z Diamentami

Podążaj za nią do mostu przy fontannie,
Gdzie ludzkie konie na biegunach jedzą ptasie mleczko,
Uśmiechają się gdy dryfujesz obok kwiatów,
Rosnących tak bardzo wysoko

Taksówki z gazet zjawiają się na brzegu
Czekają by Cię stąd zabrać
Wdrapujesz się do tyłu z głową w chmurach
Znikasz.

Lucy na Sklepieniu-niebiańskim z Diamentami

Wyobraź sobie w pociągu na stacji siebie
Z palstelinowymi tragarzmi, z luster krawatami
Nagle zjawia się ktoś przy wejściu,
To ta kalejdoskopowo-oka

Lucy na Sklepieniu-niebiańskim z Diamentami

John Lennon 1967, tłum. Tichon Tichy

Apple Tree - ewolucja




Prawda, że marihuana nie szkodzi? Polecam nową płytę.
Pokój!

Gdyby ktoś pytał na jaki kolor pomalowałem pokój to na taki:

Mi by się taki przydał

Takie pomysły na biznes ludzie mają. Oczywiście pierwsze co się nasuwa to pomysł założenia firmy pt: "żona na godziny", ale już po chwili uświadamiamy sobie, że to nie takie nowatorskie by było.

nierozumiempolityki

Siedzimy sobie w miejscu pracy ja i mój Szef-Kolega, gawędzimy sobie o ciężkim życiu chałturnika. Gawęde przerywa pukanie i wchodzi Panicotojejdomjest w którym mieści się moje i mojego Szefa-Kolegi miejsce pracy. Panicotojejdomjest kartki jakieś ściska w prawicy swojej starczej i na tym samym wydechu co z dzień dobry się do nas zwróciła mówi: "podpisy na Naszego Jarosława zbieram, drodzy Panowie." Jako, że od dziecka cechuje mnie bystrość i nienaganna postawa w obliczu aktów jakiejkolwiek przemocy skierowanej na moją osobę schowałem ręce za siebie, splotłem mocno dłonie i rzeczę zdecydowanie: "Nie podpiszę". Mój Kolega-Szef który albo niedosłyszał albo nie ma wyżej wspomnianych zdolności obronnych nachyla się do naszej Agitatorki i pyta: "Co proszę?" Pani pokazuje kartki z tabelkami i nagłówkiem, Kolega skumał, więc grzeczniej niż ja i w jego mniemaniu bardziej dyplomatycznie powiada: "Ja mam poprostu innego kandydata. Przykro mi." Panicotojejdomjest chowa uśmiech, chowa maniery, chowa logikę świętą i wychodząc mówi doniośle: "Zobaczycie, będzie u nas druga Ukraina" po czym trzaska drzwiami i potuptuje starczymi nóżkami na piętro modlić się o zapełnienie pustych tabelek.
Mam kilka pytań w związku z tym: dlaczego? w jaki sposób? i kiedy? No bo, że co, że fajki i wóda będą tanie, że będzie można pić na ławce, samochody będziemy mieć słabe i drogi dziurawsze, stadiony będą się wolniej budować niż.... no właśnie niż gdzie, skoro nas już nie będzie...? nie kumam. To chyba takie same gadanie jak z tą drugą Irlandią miało być i nie było.
Ostatnio u Mrożka usłyszałem, że dobrobyt kraju wyznacza to, czy dziwki są z importu czy krajowe. Jeśli przyjeżdżają, znaczy że jest dobrze. Krajowych mamy bez liku, ale te z zagranicy też często u nas goszczą i nie mówie tylko o tych ze wspomnianej Ukrainy co to straszą przy trasach wojewódzkich. Mam na myśli te większego kalibru, np. jakąś godzinę temu takie panienki z Finlandii przestały hałasować mi pod domem. Nie jest chyba tak źle, więc nie podpisuję się pod żadnym Jarosławem i niech żaden Jarosław nie podpisuje się pode mną.

aneks do wyposzczenia uprzedniego

nie trzeba słów ale się wysłowię: zajebisty filmik

dugi vikend

Yo! Tzw. brief co by nie za dł. było i nie nudno. Łikend jak wiad. zaczyna się w piąt. Dokładnie o 18 w piąt. wielką Warszawską Masą Krytyczną, czyli dobra jazda całkiem na trzeźwo. Z ziomem z pracy czyli K. wybraliśmy się po całym dniu napieprz. w te i wewte jakby nam było mało. Impreza to żadne rowerowe wyzwanie. Tak na prawdę to trzy godz. jazda w żółwim tempie w peletonie starych, za młodych, dzieci i rodziców ale jest zajebiście tak czy siak. 1523 osoby w tej edycji brały udział co w praktyce okaz. się potężną masą krytyczną w istocie. Cał. czas trzeba się mieć na baczności żeby nie wpaść na kogoś a ja na Błękitnej Torpedzie to już w og. bo do hamulców muszę się sychlać za każdym razem a to odb. cenne sek. Bez żenady głównymi ulicami miasta, trasą zabezpiecz. przez policję i organizatorów się jedzie i mega frajda jest z tego tytułu. Jadą też ludzie z kółk. na butach zwani idiotycznie "rolkarzami" a za nimi wielka "ryksza" z wyjebanymi głośnikami, z których leci reggae i głos wodzireja. Sztosik tylko kark mnie bolał później od zadzierania gł. z nad kierow. Miałem nagranie ale źle trzymałem telefon a na tak szanowanym blogu nie godzi się filmów poprzecznych umieszcz. Za to film udost. przez organizat. ( co to gra do kurwy nędzy? Polecam zmutować głoś.)

Sobota to zup. inna bajka. 6h asystowania przy sesji fot. mojej N. Ciężka sprawa ale za to wieczorem już osobiście za obiektywem podczas koncertu Pogodno - grupy rokendrolowej. Czad, szał, dużo wulgarności. Dzikie tłumy w lokalu, sporo ludz. przed lokalem, napalone. Głośno i namiętnie. Późny do domu powr.

Niedz. - dzień remontu kontynuacji po tyg. przerw. Scianę co ostatnio 40 l. temu była malowana ciężko przygotować ale teoret. szpachelką i gruntem każdy głupi umie zrobić. Do tego papier ścierny i 8h z bani. Reszta na dzień następny ale, kur. niecierp. jestem i musiałem po prostu przyn. jedną warstwę farby nałożyć. Zeszło się do 2.30. N. pomagała dziarsko.
W pon. rano wielki luz bo ściana pięknie biała jak należy więc można ogarnąć pokój co od dwóch tyg. rozjebany cały był. Po ogarnięciu maga luz bo efekt czad. Na wiecz. zaplanowany koncert Maciej Obara Solo. Saks. sopr. a nazwisko pierwszy raz w ogóle słyszałem. Miejsce to samo co zesp. rokendrolowy Pogodno ale na piętrze. Super zaskakujące brzmienie również dla organizatorów. Obara sportowiec dobry z zadęciem w chuj w żywca bez mikrof. Zamieszczam fragment Giant Steps, który udało się nagr. wertykalnie. Pzdr. Pok.



P.S.
Hasło co koleżanka zfotogarfowała na przystanku naklejone:
"Olej gimnazjum - zostań Jedi" :)))

Pokolenia

W 1963 roku reprezentant-głos swego pokolenia stworzył to:


40 lat później reprezentant-głos swego pokolenia stworzył to:

I tak przez cały odcinek.

Więcej o Family Guyu wkrótce.

Bohater Klasy Robotniczej

Od dnia narodzin poczujesz się zerem,
bo zabiorą twój czas nic w zamian nie dając
a ból tak nabrzmieje że cały zdrętwiejesz

Ludzi pracy bohater, eh, to jest coś
Robotniczy bohater to byłby gość

Krzywdzony w domu i bity w szkole
Nienawidzą mądrego a gardzą matołem
aż ci się popieprzy, ten cały ich kodeks

Ludzi pracy bohater, to byłoby to
Robotniczy bohater to byłby gość

Gdy masz te tortury i lęki za sobą
chcą byś karierę, wybrał zawodową
ale ze strachu, nie możesz ruszyć nogą

Bohater ludu , eh, to jest coś
Bohater ludu to byłby gość

Naćpany religią i seksem z TeFau
czujesz się cwaniak i wolny nad stan,
lecz z tego co widzę parobek i cham

Bohater ludu , eh, to jest coś
Bohater ludu to byłby gość

Mówią: jest jeszcze miejsce na szczycie dla ciebie
naucz się jednak uśmiechać mordując
zupełnie jak ci co są już na górze

Bohaterem być ludu to wielka rzecz
Ludzi pracy bohater, eh, to jest coś
Jeśli chcesz to po prostu za mną chodź
Jeśli chcesz to po prostu chodź

John Lennon 1970, tłum. Moreira

Reprezentuj




DeWuA Mafia...

i poszło w Polske...

się słucha

A teraz hit sezonu. Jak ktoś lubi internetowe radio tak jak ja to bardzo lubi internetowe radio. Kiedyś lubiłem nieodżałowane Jazzradio, teraz w pracy słucham Sky Cośtam Radio ale od dzisiaj przełom. Sprawdźcie tą platformę: http://pl.delicast.com/radio. Na prawdę zajebista sprawa. Stacje z całego świata, z samej Polski ponad 400! Do tego wszystko pogrupowane tematycznie i w jednym miejscu na jednym playerze, stacje dramowe, hiphopowe, jazzowe, klasyczne, chilloutowe, religijne, edukacyjne, wszystko kurna wszystko. Gites bombeczka sztosik kozak. Polcam.

fenomenologia egzystencjalna

Mało mam ostatnimi czasy czasu na gapienie się w lustro. Kiedyś robiłem to notorycznie bo nie wiele rzeczy fascynuje mnie tak bardzo jak własna twarz i to właśnie w istotowym sensie słowa fascynuje. Na poczcie bywam regularnie i na tej poczcie stanowiska są od siebie pooddzielane (zajebisty wyraz z "oo" i "dd" zupełnie bez sensu jest to pisać rozłącznie) lustrami. Przynoszę dużo listów i raczej długo pani schodzi ich ogarnięcie. Zazwyczaj jak tak czekam na to ogarnięcie i patrzę na tą panią to mi hula po głowie pytanie o to, że jeśli teoria ewolucji jest prawdziwa to po co kobiety żyją jeszcze tak długo po menopauzie. Nie jest to jakieś wielkie pytanie ale te panie z poczty jakoś szczególnie do niego prowokują.
No ale ostatnio zacząłem się gapić w lustro zamiast na siwy czubek głowy pani napierdalającej stemplem bez opamiętania. I tak patrzę na tą piękną buzię i coś mi nie bangla. Co jest kurde z moim czołem? Światło mnie razi czy jak? Bruzdy trzy biegną przez nie w poprzek, zmarszczki normalnie. Wypróbowałem kilka min i te zmarszczki tylko się powiększają a jak robię beznamiętną minę głupka, przy której powinny zniknąć to wyglądają jeszcze gorzej tylko, jak pęknięcia na piasku albo śniegu. To nie żarty, to nie od małpich sztuk odkształcenia, to zmarszczki prawdziwe z wiekiem przychodzące. Powaga bo i wtedy je miałem i dzisiaj i wczoraj specjalnie patrzyłem i rano i wieczorem wypoczęty czy śnięty. Jeszcze wtedy na poczcie miałem chwilę żeby sprawdzić przy której mnie są najwyraźniejsze i rozpoznałem ją jako moją minę wyjściową. To jest taki mój codzienny wyraz twarzy tylko że dotychczas, jak go rozluźniałem, na przykład po ziole albo przez sen to bruzdy znikały a teraz nie. Nie musiałem też długo identyfikować tej miny: jest to klasyczny wyraz zatroskania. W tym rzecz właśnie. Zatroskanie jest moją podstawową postawą względem wszechogarniającego. Odkąd pamiętam. Nie przejawia się ono stresem, czy smutkiem czy w ogóle na co dzień. Jest ono sobie jest zwyczajnie a teraz gdy skóra mojej twarzy nie produkuje już tyle czegoś tam co kiedyś to troska może w końcu się uzewnętrznić nie sprostowana głupkowatością, której zawsze nadużywałem i zawsze w najlepszym stylu. Ale zmierzam w tym wyposzczeniu do tego, co o mojej trosce powiedział pewien mądry niemiec, który lubił łazić po lesie i górach a na imię miał Marcin:

"Bycie-w-świecie jest z istoty troską i dlatego wcześniejsze analizy bycia (...) można było ująć jako zatroskanie, bycie zaś z napotkanym wewnątrz świata współjestestwem innych jako troskliwość. Bycie-przy... to zatroskanie, gdyż określone jest jako sposób bycia-w przez jego podstawową strukturę, tj. przez troskę. (...) Troska zatem nie oznacza też zasadniczo i wyłącznie izolowanego odniesienia Ja do siebie. Wyrażenie 'troska o siebie' , w analogii do zatroskania i troskliwości, byłoby tautologią. Troska nie może oznaczać pewnego szczególnego odniesienia do Siebie, charakteryzuje je bowiem ontologicznie samoantycypacja; w tym określeniu współzawarte są także oba dalsze strukturalne momenty troski: bycie-już-w... i bycie-przy...
(...) Troska jako źródłowy całokształt struktury znajduje się w egzystencjalno-apriorycznym sensie 'przed' wszelkim faktycznym 'zachowaniem się' i 'stanem' jestestwa, tzn. zawsze już w każdym z nich. (...) Dlatego daremne są próby sprowadzenia fenomenu troski w jego z istoty niepodzielnym całokształcie do pewnych aktów lub popędów, jak wola i życzenie czy pociąg i pęd, bądź też budowanie [owego fenomenu] z ich zestawu. (...)
Wyrażenie 'troska' oznacza podstawowy pod względem egzystencjalno-ontologicznym fenomen, który wszelako nie jest w swej strukturze prosty. Ontologicznie elementarnego całokształtu struktury troski nie można sprowadzić do ontycznego 'praelementu', tak samo jak bycia nie da się 'wyjaśnić' na podstawie bytu." [M. Heidegger, Bycie i czas, Warszawa 2008, s. 246-250.]

Tak to widzi mój ulubiony think-tank ale żeby było weselej to zacytuję go raz jeszcze cytującego starą bajkę jak to dziad:

"Gdy pewnego razu 'Troska' przebywała rzekę, ujrzała gliniaste dno: w zamyśleniu podjęła grudkę i zaczęła ją formować. Medytuje właśnie nad swoim dziełem, gdy nadchodzi Jowisz. 'Troska' prosi go, by tchnął ducha w uformowany kawałek gliny. Jowisz chętnie to czyni [to na prawdę proste, uwierzcie mi - przyp. red. Moreiry]. Gdy jednak 'Troska' chce teraz nadać imię swojemu wytworowi, Jowisz zabrania żądając, by temu czemuś nadać jego, Jowisza, imię. Podczas gdy 'Troska' i Jowisz spierają się o imię, podnosi się także Ziemia (Tellus) życząc sobie, by wytworowi nadać jej imię, skoro to przecież ona użyczyła mu nieco swojego ciała. Spierający się wezwali Saturna na sędziego. On zaś podał takie oto, słuszne zda się, rozstrzygnięcie: 'Ty, Jowiszu, który tchnąłeś w niego ducha, po jego śmierci otrzymasz ducha; ty, Ziemio, która ofiarowałaś mu ciało, otrzymasz ciało. Poniważ jednak 'Troska' pierwsza stworzyła tę istotę, niech podczas jej życia 'Troska' ją posiada. Co zaś do sporu o imię, to niech się ta istota nazywa 'homo', skoro z humus (ziemi) została uczyniona " [tamże, s. 252].

O taka z dupy ta bajka trochę ale jak prześledzić jej dzieje co w przypisie pod nią umieszczono to zmienia obraz rzeczy: Heidegger, wziął ją od jakiegoś K. Burdacha, który znalazł ją u Goethego, który zaporzyczył ją od Herdera co ją wygrzebał jako dwieście dwudziestą bajkę niejakiego Hyginusa. Tak się właśnie tworzy kulturę i dlatego niemcynajwspanialszym narodem świata.

W każdym razie tym co widać na moim czole to nie smutek, żal czy strach albo zdziwko. Na moim czole kwitnie ontologia.

radosna twórczość babilonu


... noo to zajebiście, liczy się bo się wszystko liczy i przelicza na hajs przecież. Myśleliście, że kultura jest emanacją człowieczeństwa, naocznością wolności i podmiotowości, że wsadza kaganek wartości w ciemne dupy zabobonnych ignorantów oraz krzyczy głosem krzywdzonych i rozszerza źrenice uciśnonych? Tak myśleliście? Otóż taki chuj! Jaszczury wiedzą i wyraźnie nam mówią na kolorowo, na przystankach, że kultura to PKB i miejsca pracy i kreatywne społeczeństwo, czytaj: robotne i przedsiębiorcze. Kultura się opłaca!
Ja powiem więcej nawet: miłość, miłość się opłaca. Zawieście jaszczury na przystankach takie hasło: "Miłość się liczy - ludzie kochani pracują chętniej i lepiej". Można będzie też badać poziom miłości w narodzie wtedy na podstawie PKB właśnie. Jaaa, ja to mam genialne, kurwa, pomysły - jak raz na przystanki babilonu.

O a zobaczcie to jeszcze: http://kulturasieliczy.pl/prezentacja/ Co będzie jak nie będzie kultury Ci kolesie są nawet w stanie powiedzieć! No więc jak nie będzie kultury to będzie brzydko na ulicach! Tak to właśnie wygląda we wspaniałym wynalazku zwany "kapitalizm kognitywny" - straszne gówno.

Jorge Ben Jor...

... od dzisiaj lubię. Dzięki Jutubie oszszwiście. Mas Que Nada czyli utwór który nie nudzi się nigdy i pewnie jest w absolutnej czołówce jeśli idzie o ilość wykonań i interpretacji. Rano dzisiaj było dobre więc po głowie mi chodziło Więcej Niż Nic to se puściłem z tuby i na ten wykon a tym wykonem zafrapował mnie artysta i słucham go sobie teraz. Bardzo lubię portugalski chociaż w brzmieniu jest on jak uścisk miękkiej dłoni ale może w tym urok cały, że słuchanie portugalskiego to taki uścisk przez chustkę, trochę fuj ale perwersyjnie przyjemnie. Pan Jorge nagrywa nieustannie od 1963 także ma trochę tego w dorobku ale myślę, że po pierwszę postaram się pozyskać wydawnictwo, które popełnił z Gilberto Gil'em bo posłuchajcie tylko, koniecznie w całości chociaż długie:



auu! Seksowne w kit. Brzmi kurde trochę jak reggae ale jakby funku w tym jest sporo też i afryki dużo, naprawdę kurde oczarowany jestem. No to jeszcze rzeczona Mas Que Nada a reszty sami sobie poszukajcie. Pozdro.



No dobra jeszcze to Au! Sexi... i z przesłaniem. Pokój.

massa krytyczna

Jeee! Zainaugurowałem swój własny sezon pedałowy! Od tygodnia już ponad, codziennie do pracy naginam na bajku ale dopiero wczorej wycieczkę prawdziwą zrobiłem czyli taką której celem jest jazda sama w sobie. Masy krytyczne tu w mieście tym funkcjonują i na wczoraj taka była umówiona: Nocna Masa Krytyczna śladami powstania w gettcie.
O 00.00 się na taką masę przyjeżdża pod kolumnę Zygmunta. Trzeba mieć oświetlenie i rower do tego oświetlenia i się nagina. Masy są tu cykliczne i różne na okazje rozmaite. Taka wielka masa jest w każdy ostatni piątek miesiąca i wtedy nawet kilka tysięcy cyklistów nagina ulicami. Na inne masy stawia się podobno 10 do 30 osób. Na wczorajszej było 12.
Nigdy nie brałem udziału w takim czymś i fajno jest. Przestrzega się wszystkich przepisów ruchu, nie można po chodnikach jechać (liberalnie potraktowany przepis), prowadzi ktoś i za nim się jedzie ale konsultacje są dozwolone i jest demokratycznie raczej.
Cała frajda polega na tym, że jedziesz bandą a bandy nikt nie rusza bo banda rządzi więc na wyluzie zajmujemy cały pas ruchu i nikt nie śmie trąbnąć i cierpliwie za nami musi jechać aż będzie można wyprzedzić i może się wściekać taki kierowca i plwać se na szybę i chuj z tego wynika.
Nie będę się zwierzał co do trasy za bardzo bo symbolicznie jedynie ma ona wymiar symboliczny. Chodzi o to żeby sobie w nocy po mieście ponaginać. Przyjemość tą odkryłem lata temu już i sobie po Lublinie nie raz śmigałem tylko że Lublin objeżdżałem w godzinę do okoła a wczoraj zeszły mi się dwie i pół godziny a zrobiliśmy tylko pewien wycinek centrum plus bonus w postaci kopca powstania warszawskiego - straszne miejsce. To taka górka, jak się okazało blisko mojego miejsca zamieszkania, usypana z powojennych gruzów miasta. Zwalili to na kupę a na górze zasadzili pomnik i wszystko byłoby git gdyby nie to że po systemowej zmianie zasadzono tam dodatkowo las, las jebanych krzyży! Przysięgam kurde, że to nie żart. Na kupę wchodzi się długimi schodami a po bokach są dziesiątki drewnianych krzyży, tak z metr każdy. Strach na szczęście szybko mija gdy na szczycie rozejrzysz się na około. Zajebista panorama miasta całkiem za darmoszkę.
Zimno było z lekka ale naraz jakiś koleżka mi rękawiczki porzyczył co mu zapomniałem oddać później. Czas szybko leci na takiej masie bo jedzie się tempem zupełnie przyzwoitym a po za tym się gada się albo nie, patrząc tylko na boki lub pod koły. Wygląda w każdym razie na to że masy będę bywalcem. CBC żyje i rządzi. Pokój.