O fatalnych skutkach używania alkoholu

Jeśli ktoś lubi marihuanę tak jak ja lubię marihuanę to może spotkać się z problemem z jakim ja często się spotykam - gandzia jest lepsza niż jakikolwiek inny środek psychoaktywny i bezwzględnie eliminuje konkurencję, zwłaszcza alkohol. Na przykład, bylimy wczoraj na wieczorze kawalerskim naszego serdecznego przyjaciela Stukosa. Zioło skończyło nam się dwa dni wcześniej i nie śpieszyliśmy się wcale z zakupem postanawiając poromansować jedną noc z procentami. Nie wiem dlaczego ale od czasu do czasu człowiekowi chce się spróbować raz jeszcze wrócić do lat gdy odkrywał nieznane lądy pod banderą browara i wódy. To były dobre dni i zgodziliśmy się nie raz z Tichym, że alkohol odegrał jedną z kluczowych ról w naszym społeczno-towarzyskim dojrzewaniu a jego zasługi warte są wszystkich pieniędzy, które nań poświęciliśmy (i które nie wiadomo skąd wtedy mieliśmy - wystarczy powiedzieć, że w liceum żyłem za 100 zeta kieszonkowego miesięcznie i spokojnie mi wystarczało żeby się dwa razy w tygodniu najebać w barze Alabama, naszej arkadii, podczas gdy teraz lekką ręką wydaję tysiaka miesięcznie na rozmaite pierdoły i nie wyobrażam sobie by mogło być inaczej). Nie mniej jednak dawno to już było temu a wczoraj chciałem się trochę oszukać, że może wrócić. No więc łoiłem tego browara, pierwszego, drugiego, trzeciego, n-tego, chuj wie, którego i szczałem i piłem i już nie mogłem więc chciałem wódą poprawić i poprawiłem iiii...nic - trzeźwy jak papież. Ależ to męczący szajs jest a chajs ciurkiem z portfela płynie. Dzisiaj rano makabra. O ósmej zero zero mnie pęczniejący baniak obudził: kuuurrrrrrrrrwa ale bolało. Kichy skręcone, sranie po kebabie (muszę przyznać, że pity w tym nowym Habibie przy deptaku wyjebane są, trudno wierzyć ale lepsze niż za bramą znacznie), słabość w członkach i masakra ogólnie. Paracetamol jakiś łyknąłem bo bym nie zdzierżył i do wyra umierać. Postanowiłem jednak nie rzygać chociaż to zawsze kusząca bo skuteczna w takich przypadkach perspektywa no i leżę tak i na wspak i umieram. Kot patrzy dziwnie ale droższy mi jest w tej chwili niż kiedykolwiek bo co jak co ale kace najgorsze są samemu. Dobrze poratować się zwierzakiem, lepiej ziomem równie skacowanym a już najfantastyczniej ciepłą, gładką i wyrozumiałą dupeczką i okładem z młodych piersi ale wiadomo...nie zawsze może być fantastycznie więc musiał mi towarzysz kot wystarczyć i naiwna wiara w jego empatię. Podsumowując: ani się najebałem, ani pobawiłem jakoś szczególnie a kac był przejebany.

I to jest właśnie esencja koronnego argumentu za legalizacją marihuany oraz najbardziej namacalny przykład hipokryzji i bezwzględnej durnoty społeczeństw wtrącających do więzień miłośników boskiego zioła. Alk czyni okrutne spustoszenie w organizmie i każdy może tego doświadczyć a jest to doświadczenie bezpośrednie, oczywiste, "jasne i wyraźne" jak mawiał pewien francuski matematyk i filozof. Alk czyni okrutne spustoszenie w psychice uzależniając szybko i na ogromną skalę. Alk w skutek uzależnienia, czyni okrutne spustoszenie w życiu tysięcy rodzin w Polsce i milionów na świecie doprowadzając codziennie do paskudnych tragedii dotykających najczęściej dzieci i kobiety. Alk czyni okrutne spustoszenie w budżecie służby zdrowia poświęcającej czas i środki na leczenie uzależnionych (zyski z akcyzy i pozwoleń na sprzedaż są w tym świetle odrażającym zjawiskiem). Alk czyni okrutne spustoszenie na ulicach miast i wsi gdzie najebani durnie biją, gwałcą, zabijają i dewastują. Alk może kupić niemal każdy i za śmiesznie małe pieniądze. Alk jest legalny, reklamowany, ze swoimi wadami i zaletami jest częścią i dziedzictwem naszej kultury.
Żeby zdewastować organizm ziołem trzeba być zawziętym sukinsynem i celowo do tego dążyć kopcąc bez opamiętania i wydając tysiące złotych - jest to niemal niemożliwe, równie dobrze można codziennie wpierdalać dziesięć tabliczek czekolady i tym doprowadzić się do grobu. Zioło nie uzależnia, uzależnić może tryb życia związany z ziołem ale to kwestia okoliczności, które bez większego problemu można zmienić w razie potrzeby. Zioło nie zaciera poczucia odpowiedzialności za rodzinę i bliskich, nie zabija rozsądku i myślenia perspektywicznego i wyobraźni. Od zioła nie trafia się do szpitala a leczenia przypadków skrajnych pochłania promil tego co terapie dla uzależnionych od alku i niech NIKT KURWA NIE PIERDOLI, ŻE ZIOŁO TO NIEUCHRONNA DROGA DO INNYCH I MORDERCZYCH NARKOTYKÓW - to chyba najstarsza bujda związana z kampanią antymarihuanową, bezwstydna bzdura. Jeśli mówimy, że heroina to narkotyk to zioło narkotykiem nie jest lub jest nim tak samo jak szlugi i wóda. Zioło nie wyzwala agresji, zioło i agresja to dwie proste równoległe. Zioło może kupić niemal każdy i za stosunkowo małe pieniądze. Za posiadanie choćby najmniejszej ilości zioła można trafić do więzienia razem z gwałcicielami i mordercami, jest się szykanowanym, przesłuchiwanym i inwigilowanym przez policję i władze.

Hipokryzja to ulubione zboczenie społeczeństwa. Jeśli zioło jest zabronione to z jeszcze większą surowością powinno się ścigać użytkowników alkoholu i fajek. Nie wolno tego robić bo moje życie to moja własność a państwo i współobywatele to nie surowy tatuś, ergo: legalizacja marihuany jest słuszną oczywistością. Legalizacji marihuany nie będzie jeszcze przez wiele wiele lat bo jaszczury płodzą, rodzą i kształcą nowe jaszczury, a świnie służą im wiernie.

Ależ miałem przejebanego kaca ale żeby nie było wątpliwości: lubię bardzo sobie browara czy dwa zrobić wieczorkiem, winko czerwone półwytrawne uwielbiam butelkami i wódeczkę czasem też dla kurażu. Najebanie ma tylko jedną gites zaletę w porównaniu z ujaraniem - restart, nie ma to jak się zrestartować i wysikać złą krew w jakiejś bramie. Zioło nie zaburza tak świadomości i podtrzymuje ciągłość zdarzeń a jak się dobrze upierdolić wódą, tak że leci z każdej dziury i telepie i banię miażdży ehh... wtedy można na prawdę wszystko zacząć od nowa, znaczy w poniedziałek można zacząć.