O cO choDzi w LBn?

Wyluz, jest wyluz jest impreza - gdzie? - w Behemot Cafe. Wiadomo było już dawno, że to będzie najlepsza letnia miejscówka w mieście. Pasuje do niego idealnie bo miejsce, w którym się znajduje zna każdy i wszyscy wiele lat czekali na jego wskrzeszenie. Kiedy jeszcze chodziłem do podstawówki pobliskiej nr. 18 to na Muszli naziole bili się z brudasami, żule nocowali, gówniarze (w tym ja) chodzili na wagary i tylko od czasu do czasu jakieś ludowe kapele robiły tam wykony które nikogo nie bawiły. Żałosne miejsce to było nasza Muszla. No ale od paru lat działa co raz lepiej kulturalnie a od jakiegoś czasu też rozrywkowo. Nisza na ten typ rozrywki ziała czarną dziurą na mapie naszego miasta. Dziura ta znajdowała się pomiędzy poszczególnymi lokalami, które realizowały szczątki misji każdy na własną rękę i każdy dobrze na swój sposób. Na wakacje te lokale zawieszają lub mocno ograniczają działalność i gdzie spotykają się wtedy ich bywalcy? W Behemocie właśnie jak się okazało. Ten Klub zintegrował środowisko, które niemal naturalnie do siebie lgnie ale nie miało dotychczas miejsca na tyle wypośrodkowanego żeby wszystkich odpowiednich zadowolić. Umówmy się, że latem to zadanie jest łatwiejsze bo ludzie są bardziej ugodowi i tolerancyjni w poszukiwaniu straconego jesienią, zimą i wiosną czasu wyluzu. No więc i my tam wczoraj byliśmy i przeżyliśmy szok, który udzielał się wszystkim na około niewątpliwie: Wszyscy tu są! Znajomi z różnych parafii, których gdzieś tam co jakiś czas się spotyka, troszkę gada, czasem lolka się nawet przypadkiem spali, ludzie z lat szkoły jednej, drugiej, trzeciej, knajpy tej czy tej. Całkiem gites jest jak się okazuje, że oni znają się też między sobą i wtedy nagle stoisz w towarzystwie dwojga ludzi których znasz z innych zupełnie sytuacji i lubicie się i oni się też znają o czym nie wiedziałeś i też się lubią i koło się zamyka. To mega dobre zjawisko gdy okazuje się po prostu i bardzo namacalnie, że jest jakiś paradygmat charakterologiczny, o którego istnieniu nie miałeś pojęcia a w ramach, którego ludzie operują towarzysko. No więc idę do kibla i tam w kolejce gadam sobie z siostrą kolegi, który wyjechał więc jest o czym gadać. Podbija ziomek z dawnych lat i okazuje się, że zna siostrę kolegi, z którą gadam i dziwi się, że ja ją znam i de facto ma rację bo poznałem ją dopiero co, mimo, że od dawna wiem, że ona to ona. No i zaczynam nawijać z kolegą tracąc niestety z horyzontu interpretacji siostrę kolegi, która bardzo jest swoją drogą ładna, eh... Gadamy stojąc obok drzwi do kibla jakieś 15 minut, nagle krzyki i kolega wylewnie wita się z gościem stojącym za mną, który okazuje się też moim kolegą, którego nie widziałem kupę czasu więc witamy się wylewnie i gadamy we trzech. I tak stoimy gadamy do puki kolega nie zaczepia jakiejś dziewczyny, jego znajomej żeby się przywitać a ja tak patrzę na tą dziewczynę i ona na mnie patrzy i: Skąd ja Cię znam? Z wydziału. Kolegę co jakieś pięć minut zaczepia jakaś koleżanka i każda jedna to Dupeczka. Co? - pytam - Dobrze raperem być? Dobrze. I znowu jakaś gadka i tak dalej, i okazuje się, że mija 40 minut a ja wciąż się nie odlałem... No ale znajomi znajomymi a ja dawno nie widziałem Tichona. Tichon stoi i ma wyraz twarzy taki sam jak ja gdy pierwszy raz w życiu widziałem kofiszop - banan na ryju i: na prawdę mogę tam wejść? mogę mieć to wszystko? to dobro? - tyle, że tutaj chodzi o Dupeczki - tak jest, o tych Dupeczkach pisze się wielką literą. Tichon zwariował, w głowie mu się kręci i gada coś o aniołach i doskonałości, i że musi przemyśleć swoją garderobę bo czuje się: "jakby do parku z pieskiem na spacer wyszedł i przypadkiem tu wstąpił". Faktycznie Dupeczki nie chcą patrzeć nawet na niego ale hola hola, jeszcze tu Tichy zada szyku, jeszcze czas, czassss. Na gastro. Kurwa wychodzić stąd to jak milion dolarów albo rupii z ręki wypuścić, wychodzić stąd to jak nie skosztować owocu z drzewa poznania, jak mieć okazję i nie polecieć na księżyc, jak... mamy czasss, jeszcze ponad dwa miesiące czassssu a teraz jesteśmy głodni. Nie wiem jak i z kim ale będę tam za tydzień. Behemot Cafe, warto.