miejsce którego nie będzie

No i pozbierali się chłopaczyska w końcu i ogarnęli i wsiedli na rumaki bo czas naglił już a brzuchy rosną. Na takie okazje rozruchowo-rekreacyjne mamy kilka ustalonych i dobrze nam znanych tras. Opisze się je wszystkie w końcu ale dzisiaj czas na trasę do miejsc, których niedługo nie będzie, czyli na północ od Świdnika - miasta o wielowiekowej pięćdziesięciopięcioletniej tradycji, ozdobionego wspaniałą starówką i katakumbami, w których mnożyli się nie bacząc na pokrewieństwo, pierwsi chrześcijanie. Zaś na godzinie dwunastej od Świdnika będzie się działa wielka inwestycja: Lotnisko dla Lubelszczyzny. Bardzo nam to w smak z Tichym bo wiadomo: jak lotnisko to i dupeczki z obcych krajów - kto wie, może nawet egzotycznych. Miejmy nadzieję, że całe te rzesze ciekawych świata seksturystek nie zatrzymają się na Hamburgu tylko jakąś szybką kolejką będą docierać do Lbn gdzie dysponujemy obszerną bazą noclegową. Dotychczas na północ od Hamburga był las i chatynki. Parę nowych domów też powstało ale młode małżeństwa nie zdąrzyły się nimi dobrze nacieszyć bo im władza powiedziała: "bierzcie hajs i spierdalać bo tu teraz będą lądować stalowe ptaki". Władza z jednej strony nie znosi sprzeciwu a z drugiej już nie te czasy, żeby ktoś się bał władzy okoniem stawać więc tanio te działeczki wszystkie nie poszły raczej bo narzekań słychać nie było. Coś tam, że suseły tam mieszkają ekolodzy bunt podnieśli ale jak przyszło do liczenia to się okazało, że susełów tam jest dziesięć razy mniej niż każdy myślał, i że raczej mają one w dupie czy będzie tam lotnisko czy nie. No więc już jeżdżone tam nie raz było ale teraz tak porzegnać się bardziej. Większa część trasy to szosa dziurawa. Wyjeżdża się Turystyczną a później skręca na Świdnik Duży. Odrobinkę lasem pocięliśmy, właśnie tym co to ma być wycięty i przerobiony na pas startowy. Dużo padało ostatnio więc przyroda cacuszko kwitnie, no a że o 20.00 wyjechaliśmy to rześko było też całkiem. Moja Delta dostała dzień wcześniej nowe oponki a Mustang Tichona też nie był mocno jeżdżony od przeglądu więc mimo braków kondycyjnych dziarsko do przodu nam szło.
Powrót do Lbn taką drogą koło świętej pamięci walcowni Ursus. Bardzo to moje ulubione miejsce bo klimat mocno industrialny (nie, to nie to samo co hinduski) przez ten rozjebany zakład i zwłoki nici kolejowej, za pomocą, której przez 45 lat ruscy kradli nam węgiel, siarkę i inne takie. Tam fotę Felina cyknęliśmy i heja do domu ulicami naszego wspaniale rosnącego miasta. Nie wiem ile to kilosów było bo nigdy nie myślę o tym ale to taki standard chyba 25-30km. Tichy coś parę razy stękną, że boli, i że będzie mdlał, że mu się fujara w łańcuch wkręciła ale dźwignęliśmy temat także rozgrzewka za nami. Niedługo się zacznie zapowiadane ustawki organizować.