Lipcu trwaj

Czerwiec to masakra była. Jeśli coś ma się spierdolić to pierdoli się to wtedy, kiedy inne coś się też pierdoli i wtedy wszystko się pierdoli. Gdyby prawdą było, że cierpienie zapewnia miejsce w niebie, to po czerwcu zdetronizowałbym Boga bez dwóch zdań. Na szczęście wszystko co istnieje realnie się kończy, nawet czerwiec. Wakacje pędzą więc pełną parą, ale jeszcze bardziej parzystą niż zwykle. Nie każdy zdaje sobie sprawe, że nie są to zwykłe wakacje. Otóż jest to pierwszy holidej od niepamiętnych czasów, kiedy to Moreira został z nami w Polsce. Znudziło mu się już podwiązywać pomidory, układać koszulki na półkach i żyć za pieniądze hiszpańskiej służby zdrowia. W tym roku został w Lubelandzie. Dzięki temu możemy nadrobić ten przeklęty czerwiec. Kiedy w zeszłym roku pisaliśmy magisterki, normalne było, że wieczorem zapierdalało się po 2, 3 godziny wokół Lublina. W tym roku czerwiec nas przerósł, ale  za to lipiec nie dorasta nam do pięt. Ciśniemy po całości i nieważne czy chodzi o ogładanie 4 filmów jednego wieczora, w tym jednego od początku do końca, na mega wyświetlaczu; czy o dyszke w tydzień, czy o rowery. Właśnie przed chwilą zrobiliśmy Lublin od strony północnej, czyli Dolinę Ciemięgi. Znowu pięknie i znowu miejsce którego nie będzie, bo trzeba Lublinowi jakiś objazd zrobić. Chyba zaczniemy już informować wcześniej o wyjazdach, choćby tych 2 godzinnych, coby grono CBC powiększyć. 
Jutro JZD na wieczorze kawalerskim!!!