Muzyka przez duże Miles

Będzie ze dwa lat od kiedy kupiłem sobie ostatnią płytę Milesa. Można, a nawet trzeba sobie pozwolić na spokojne podejście do tematu kupowania albumów tego koleżki - jest ich dużo, każdy inny a do tego partiami prezentują różne style w ewolucji jazzu i samego artysty tak, że gdyby chciało się ogarnąć wszystko na raz to więcej by się straciło niż nauczyło. Osobiście przyjąłem taki system, że kupowałem po jednej płycie z każdego etapu twórczości Davisa od kwintetu Parkera aż po pośmiertną, hiphopową "Doo Bop". Następnie rozwijałem i wciąż powoli rozwijam kolekcję w tych kierunkach, które pasowały mi najbardziej. Zajebistym przewodnikiem w tej kwestii jest autobiografia Milesa albo wikipedia bo inaczej traci się trochę hajsu na płyty, których się później nie słucha: osobiście nie przepadam za okresem od Bitches Brew do początku lat 80tych a wydałem na trzy czy cztery płyty z tego czasu i tylko się kurzą na pułce. No więc czarną dziurą na tejże pułce ziało miejsce na coś z czasów drugiego kwintetu Davisa z lat 1964-1968 i było to karygodne bo ten band to oprócz Milesa: Wayne Shorter - sax, Ron Carter - bass, Herbie Hancock - piano, Tony Williams - drums, czyli najlepsza sekcja rytmiczna w historii jazzu plus Shorter, klasa sama w sobie. No i ja nie miałem nic od nich, aż do wczoraj gdy znudzony wakacyjnym zblazowaniem szarpnąłem się do Empiku i nabyłem. Co ciekawe nabyłem płytę, którą miałem już w ręku nie raz i zawsze jakoś odkładałem nie zastanawiając się nawet nad kupnem: My Funny Valentine, Miles Davis in Concert. Nie wiem dlaczego nigdy nie przyciągnęła mojej uwagi na dłużej i trochę wstyd mi się zrobiło jak spojrzałem na tytuły utworów:
1. My Funny Valentine
2. All Of You
3. Stella By Starlight
4. All Blues
5. I Thought About You
Wszystkie cuksy na jednej płycie i to w dodatku koncert. No i powód też jaśniejszy się stał, że jej nie mam jeszcze - każdy z tych kawałków mam na innych płytach już i w całej swojej ignorancji pomijałem przez to, owo wydawnictwo - co za błąd. Koncerty Milesa są nie do wyjebania absolutnie. Dotychczas rozsłuchiwałem się w "Miles Davis In Person Friday And Saturday Nights At The Blackhawk", którą nabyłem jakieś trzy lata temu oraz "European tour '56". Ale wracając do albumu: na płycie brak niestety Shortera ale w jego zastępstwie George Coleman - niemniej silna marka. No i zaczyna się i z gruntu zwala z nóg. To, My Funny Valentine chciałbym mieć na singlu. 15 minut opowieści totalnie absorbuje słuch. All Of You - to już trzecia wersja tego utworu jaką dysponuję. Jest to popis Milesa w temacie trąbki z tłumikiem, "z mute'owanej" trąbki i co ciekawe najlepsza z tych trzech wersja znajduje się na taniej składance, którą kupiłem na początku mojej przygody z jazzem i nie mam pojęcia czy wyszła też na jakimś oficjalnym wydawnictwie. Stella By Starlight, I Thought About You - trzeba usłyszeć po prostu bo nie bardzo potrafię opisać ten typ wrażeń akustyczno-estetycznych, przynajmniej tych doznanych na trzeźwo bo inaczej to luzik. All Blues - oczywiście nie sposób przeskoczyć oryginału i właściwie nigdy nie widziałem powodu, dla którego można chcieć próbować. Słyszałem już wcześniej różne interpretacje All Bluesa w wykonaniu Davisa i nie przypadły mi nigdy do gustu ale na tej płycie jest inaczej, jest bombowo. No magiczny album po prostu. Z wyjątkiem All Bluesa (8:54) wszystkie kawałki trwają powyżej dziesięciu minut i wspaniale się ich słucha, każdego jak odrębnej opowieści. Polecam.
Poniżej, jeszcze inne All Of You w wersji z Shorterem: