Cannabis Biker Club

Tak niby dla podszlifowania formy, niby dla oderwania się od kretyńskich wymogów życia doktoranta filozofii wybrałem się na przejażdżkę dzisiaj. Godzina dziewiętnasta, jak nic w dwie godzinki obrócę tam i z powrotem - pomyślałem. Delta Dynamik popsuty stoi w piwnicy bo dęteczka pękła się w końcu ale należało jej się po sześciu latach bezawaryjnej jazdy. To poczciwa maszyna i zaskakująco wytrzymała. Ciężki jest jak wół i nie wchodzi najmniejszy tryb przez co nie mogę śmigać za bardzo ale naprawdę cenię ten rower a pęknięta dętka to też dobry pretekst żeby gumy w końcu zmienić bo mocno już się ślizga na piachu. No w każdym razie szosa dzisiaj miała być i w to mi graj bo do sprintów służy mi Błękitna Lux Torpeda - klasyk cacko kolażówka. Zakup z Allegro za jakieś śmieszne pieniądze, z Holandii "sprowadzana". Głównie po mieście jej używam bo jest leciutka i poręczna bardzo ale lubię od czasu do czasu szarpnąć się po okolicy mocnym tempem, na ile dziurawe drogi pozwolą. No i się szarpnąłem i mi się troszki popaprało. Niby same znane okolice ale skręciłem gdzieś jakoś i wpakowałem się na kanciaste polne drogi, a że nie zwykłem się wracać to skatowałem Błękitną
po dziurach i kamieniach.
Strasznie mi źle z tym było i zamykałem oczy za każdym razem gdy jakiś ostry kamień wystrzeliwał z pod opony charakterystycznym dźwiękiem. Zło okropne i piach w trybach a momentami musiałem zsiadać i przenieść sprzęt kilkadziesiąt metrów bo serce się krajało. Na horyzoncie po prawej cały czas rysowały się bloki ale za cholerę nie mogłem zlokalizować wylotowej na Biłgoraj. Nie ma tego złego bo myślałem, że te okolice mamy z Tichym obcykane a tu nagle wyjechałem na taki widoczek, że aż przystanąłem i popodziwiałem odrobinkę. Zimno w kit niestety bo planowałem mocno pocisnąć i ubrałem się lekko a tu lipa. Dotłukłem się do asfaltu i Błękitna sama wyrwała do przodu. Dominów, i wszystko jasne, przez Głusk i jesteśmy w domu. Otwarcie sezonu i tak się zamotać, ciężka sprawa. Rower do lekkiej res...rem...regeneracji bo swoje przeszedł.

CBC to idea z brodą już. Będzie parę lat jak śmigamy z wielką namiętnością po bezdrożach wkoło Lublina. Normalnie od początku czerwca już szaleństwo było ale popaprało się w tym roku z różnymi chujowymi obowiązkami, także jeszcze nam się zejdzie ze dwa tygodnie zanim będziemy działać na szerszą skalę jak szerszenie bo szerszenie działają tylko na szeroko. No ale 2009 to sezon szczególny będzie bo po raz pierwszy od średniowiecza nie opuszczam kraju w wakacje więc będą się działy rzeczy wielkie. CBC wraca i otwiera się na wszystkich chętnych. Każdy może do nas dołączyć kiedy mu się podoba jeśli tylko spełnia wymagania:




1. Rower typu "Górski" bo trasy mamy zazwyczaj grząskie i dzikie;
2. Na rowerze umiejętność zapierdalania, bo to dla nas sport a nie wycieczka do babci na faworki;
3. Roweru oświetlenie bo dużo po nocach naginamy;
No więc rok w rok tak było, że spontany to były głównie bez planów ale, że czasu dużo teraz będzie to o każdej dłuższej wyprawie będziemy informować na JZD, łącznie z miejscem i czasem ustawki i kto chce, czy go znamy czy nie znamy może się z nami zabierać w trasy - prosta sprawa. Na dzień dzisiejszy klub stanowią: Tichon, Moreira, Tusior i Redaktor. Członkiem klubu zostaje się jak się jest fajnym i się jeździło chociaż raz, z którymś z członków klubu. Sie zaprasza sie.