Widziałem "Boga"

Skończyłem „Diunę“, więc powinienem coś napisać. Piszę więc, że w ostatnią niedziele byliśmy w teatrze na „Bogu“. Ja byłem, Tusior był i Bździch a Agatką byli i Siostra Bździcha też była, i z koleżanką była. Moreira jeździł wtedy. 

Wiedziałem, że teatr potrafi być rozrywkowy, ale nie wiedziałem, że aż tak. Wpuścili do Osterwy sztukę Woodego Allena (którego fanem nie jestem, będąc jednocześnie fanem jego muzy), przemielili ją na sposób regionalny (ale nie regionalny w sensie globalnym, a na sposób regionalny w sensie regionalnym, czyli regionalizm nasz, lubleski) i wyszła im komedia o rzeczach ważnych, ubrana w odzież prosto z Targu pod Zamkiem. No ale o czym to było? No właśnie ciężko powiedzieć. Z jednej strony były to quasifilzoficzne rozważania na temat wolności, przedustanowienia, teleologii, czyli zagadnień do których trzeba dojść, idąc od pojęcia „Bóg“ do pojęcia „człowiek“. Z drugiej jednak strony prześmiewczy charakter sugerował, że chodzi tu raczej o wyśmianie pytań dotyczących wyżej wymienionych kwestii i pokazanie, że liczy się tylko rozrywka, śmiech i zabawa, czyli postmodernizm w czystym wydaniu. Jeśli chcesz odpowiedzi na ważne kwestie to spadaj, my damy Tobie ubaw po pachy i nic więcej… no może poza zaszczepieniem jakiejś wątpliwości, ale tylko zaszczepieniem - żadnych odpowiedzi, żadnych doniosłych dyskusji (zupełnie odwrotnie jak na JZD :]). Sztuka zaczyna się w Starożytnej Grecji, w której ma zostać wystawiona sztuka, potem nakładają się kolejne poziomy stające się poziomami -meta, z kolejnymi autorami i aktorami w kolejnych sztukach, aż wkońcu wiadomo tylko, że jesteśmy w Lublinie a reżyserem jest Allen. Aktorzy wyłażą z publiczności, biegają po sali, jeden zjeżdża na linie, Rogalski występuje jako Rogalski, czyli chaos i zamieszanie tak na gruncie merytorycznym jak i przestrzennym, słowem absurd, a wiadomo - absurd śmieszy. Napięcie śmiechowe jest dosyć spore, nie ma czasu na wytchenie, a jak się ono pojawia to najarany widz od razu się rozkojarza. Momentów takich jest mało, bo wszystko zrobione w starej, dobrej hollywoodzkiej 1.5 godzinnej tradycji. „Teratr jest od tego żeby bawić“ powiedziała jedna z bohaterek tego performensu, z czym najzupełniej się zgadzam, gdyż nauka i refleksja w dużym gronie, zwłaszcza obcych, sprawia mi problemy, zabawa natomiast, nawet w tłumie, potrafi mi całkiem nieźle się udać a udało mi się to doskonale w ostatnią niedzielę.