List do M.

Drogi Moreiro.
Wyjechałeś tak nagle, że nie zdążyłem się z Tobą pożegnać. Tak nagle, że nawet nie skonstatowałem kiedy. Nie zdążyłem życzyć Ci powodzenia na konferencji. Piszesz, że bieda na tym wybrzeżu, że Kraków lepszy był. Cóż, może to kwestia towarzystwa. Tak czy inaczej mam nadzieję, że zadałeś intelektualnego szyku i że wrócisz szybko i opowiesz nam co się działo.
U mnie wszystko ok. Miałem nadzieję, że weekend będzie spokojny. Ostatnio nie chce mi się za bardzo melanżować ale czas miał pokazać, że jest inaczej, tzn. że może i mi się nie chce, ale nie mam za bardzo wyjścia. 
Szkoda, że Cię nie było w piątek, bo bardzo słusznie uraczyliśmy się z Tusiorem i Bździchem. NIe będe CI opowiadał szczegółów zwłaszcza, że w piątek jadłem obiad z Lesławem Realizatorem, który prosił mnie żeby nie nazywać go Realizator więc zostanie Lesław i mówił, że JZD jest zajebiste ale trzeba wyważyć tematy melanży bo górują, co właśnie czynię, pomijając co  i w jakich islościach przyjęliśmy z ziomami. Sam wiesz jak to z nimi jest, zwłaszcza z Bździchem, który nie ma litości. Urozmaiciliśmy tym razem tradycyjne spędzanie czasu wódeczką i tak znaleźliśmy się w Archiwum. Bardzo fajna impreza: reggae było i drumy były w sali obok. Przyszliśmy późno, więc już nawet luźno było a i my spięci nie byliśmy wcale. Potańczyliśmy wiele i zrobiło się rano. Wczoraj cały dzień przespałem, wyobrażasz sobie, cały dzień. Jak za starych dobrych czasów. Nie wiem co się wydarzyło naprawde a co mi się śniło. Bardzo fajne uczucie, wprowadzające odrobinę niepewności i niepokoju: mam niepewne  i niepełne wspomnienie soboty. Dziś w bani same trociny, co widać po narracji tu prowadzonej, dlatego kończę przesyłając Ci trzy klipy które poznałem dzięki łasce piątkowego beforu.   



Fajne, nie? Wracaj w zdrowiu. 
Twój zawsze oddany 
T.T.
Pokój!