158 min za 260mln dolarów - za długo i za drogo

Nie ma jak dobrze rozpocząć tydzień. Dobrze, czyli niestandardowo - niecodziennie. W sumie niecodziennie zawsze rozpoczyna się tydzień, gdyż tydzień rozpoczyna się nie codziennie a co tydzień.... Ale o czym to ja? Aha, że w poniedziałek rzadko się widzi jak US Kennedy rozpierdala Biały Dom i jak rozłupuje się na pól sufit w Kaplicy Sykstyńskiej, która po chwili upada, jak zalewa Tybet i jak poziom wody sięga do szczytu Mont Everest. Chociaż to rzadkość to my i pozostali ludzie na sali, co razem dało prawie pełną salę, widzieliśmy to w poniedziałek. Mowa oczywiście o "2012". Film w reżyserii Ronalda Emmerich, typa od "Dnia niepodległości", "Godzilli" i "10.000BC", czyli jednego z tych panów co to niewiele potrzebują by zrobić film. Niewiele, czyli kilka baniek. No w tym przypadku było to kilkaset, bo 260mln. Ja to wogóle takiej kwoty nawet wyobrazić sobie nie mogę, a Amterykanie robią za to film. Biorą tę kasę i niszczą np. całą planetę. Za takie pieniądze można podnosić poziom wody w oceanach, zalewać LA i Waszynkton, rozłupywać sę ziemię do woli, latać samolotem pod upadającymi wieżowcami (to moja ulubiona scena), zrobić wulkan z Yellowstone. Bogu udała się kiedyś taka ropierducha, jak podaje Pismo, ale tylko raz, a dziś to żaden to kłopot dla Ameryknanina z budżetem. A jak jest budżet, to wiadomo, że już dialogi muszą być fatalne, obsada taka sobie - John Cusack w roli głównego spierdalacza przed apkalipsą, no i scenariusz pisany metodą "kopiuj wklej". Miejscami to myślałem że się zssikam ze śmiechu, a Mc nie hamował się wcale i całe kino słyszało jego refleksje na temat geniuszu twórców.
Jeśli ktoś na poważnie potraktował ostrzeżenia Majów dotyczące końca świata, to radzimy od dzisiaj już odkładać pieniążki, bo miejsce w Arce kosztuje 1mld Euro. Za te pieniążki można popływać po zniszczonej ziemi, posiedzieć z bogatymi Arabami, Rosjanami, i głowami państw przy kawce, w oczekiwaniu aż opadnie woda i będzie można rozpocząć nowy etap w historii świata. A nowy etap będzie nie byle jaki, bo wszystko będzie lepsze: dzieci przestaną się moczyć w nocy, rozpuszczone dzieci milionerów będą niesamolubne, rodziny znowu będą razem, jak przed rozwodem, a niedocenieni pisarze staną się wieszczami. Taki to nowy wspaniały świat nam się szykuje. Aha, jego początki będą w Afryce, bo ta jakimś cudem ocaleje.
Tak sobie myślę, że dobrze, że my mamy tych Amerykanów na naszej Ziemi, bo bez nich to ani filmu byśmy nie obejrzeli i nawet nie zapobieglibyśmy totalnemu zniszczeniu rodzaju ludzkiego. Chwalmy więc Pana za Amerykana!