"Tylko wariaci są coś warci"

Bałem się tej ekranizacji „Alicji“ a lęk mój wzrastał wraz z oczekiwaniem. Czekałem długo więc i bałem się bardzo. Jestem fanem tej książki, czy raczej książek, czyli „Alicji w Krainie Czarów“ i „Alicji po drugiej stronie lustra“. Tę drugą poważam bardziej, gdyż pomysłowsza, ciekawsza, językowo bardziej zaawansowana. Nie są to książki o tym, jak zwykło się często uważać za sprawą pewnego zespołu który zresztą jest bardzo bliski JZD, że dziewczynka coś przyjmuje i wskutek tego widzi białego królika i robi się większa lub mniejsza. Jest to książka o języku, o wyobraźni, o nazwach, pojęciach, tożsamości itd. itd. Wiedząc to czekałem na film ze wspomnianym przestrachem, bo jak tu z tego zrobić show zachowując intencje Lewisa? Do tego jeszcze te Holiłódzkie kłamstwa w postaci przeklętych trailerów, które skupiają się na najbardziej znanym nazwisku a reszta jest bez znaczenia. Potem jeszcze dotarła do nas wiadomość o dubbingu i już wogóle smutek. Ale co tam, „powiedziałem A, powiem i B“ jak mawiać zwykł Moreira kręcąc kolejnego bata w czasach kiedy jeszcze nie oczekiwał potomstwa.
Z braku laku i w wynikłej sytuacji, o której w poście niżej, poszliśmy na Alę z dubbingiem. Musieliśmy na moment uciec w krainę wariatów żeby nie zwariować. Film nie rozczarował ani na chwile. Burton w swoim stylu balansuje pomiędzy infantylnością a dojrzałym przekazem. To, że film będzie wykonany pięknie było pewne a jak pewne to pewne. Poza tym ukochane 3D, piździarny ekran w I Maxie, i rozrywka przez ileś tam czasu (kurwa jak ja nie chciałem żeby to się kończyło) po całości.
Film nie jest, chwalmy Pana (Burtona), ekranizacją książki. Jest jakby kontynuacją obu historii z „Krainy czarów“ i „Po drugiej stronie lustra“. Dzieje się w tym samym świecie, występują te same postacie, ten sam język, ale intryga napisana jest od początku na materiale który zostawił nam Lewis Carroll. Ściśle przeplatają się tu wątki z książki, będąc jednocześnie kluczowymi, a jak to wszystko się łączy okazuje się na końcu filmu. Aktorzy na szczęście pojawiają się proporcjonalnie do oczekiwań (chociaż Kapelusznik wcale nie jest narratorem jak sugerowałaby zapowiedź), nie trzeba mówić kto rozdaje karty, tylko ten cholerny dubbing. Dystrybutor był na tyle łaskawy, że dał nam Polakom również film z napisami, dlatego luzik - kto nie chce, nie musi.
Film mówi o tym jak ważna jest wyobraźnia, jak piękne jest pozostanie na zawsze dzieckiem, czyli temat oklepany już całkiem mocno. „Tylko wariaci są coś warci“ mówią nam twórcy filmu, puszczając przy tym oko i pytając kto tak naprawde jest tu wariatem. Nie zimne uczestnictwo w świecie, Siostry i Bracia, a otwarta głowa godna Tima Burtona i świat będzie jak zaczarowany, chociaż cały czas rzeczywisty. Pokój!