Afrokolektyw w Graffiti

W niedziele byliśmy na Afrokolektywie w Grafifti. Specjalnie przyjechałem wcześniej z Krakowa żeby pójść na ten koncert. Dziś się okazało, że 9 IV grają w Krakowie ale dobrze, że byłem tutaj bo każda osoba się liczyła (ciekawe ile osób będzie w Krakowie, może sprawdze). Jeszcze w czwartek pani sprzedająca bilety powiedziała, że nie wiadomo czy koncert się odbędzie. W piątek ziomek kupił bilet dla siebie i był to chyba 8 sprzedany bilet. Smutne to troche, że na taki zespół przychodzi tak mało ludzi ale jak zawsze wina leży troche po stronie promocji a troche po stronie ignoracji lubelskiej młodzieży. Nie wiem ile nas było, ale to można wywnioskować z filmików.




Dziwna masa, bo wogóle jakiś support był. Wyparłem nazwe tego czegoś, a może jej nigdy nie znałem, ale było to w rodzaju tego syfiastego indie co to teraz się panoszy po świecie, a tłuszcza z inteligenckimi aspiracjami się tym podnieca. Straszne to było. Potem Afro. Zajebiśice panowie grają. Wiadomo, można się przyjebać: że media podają większy skład a przyjeżdża najmniejszy z dopuszczalnych, że w sumie troche krótko, że gitarmen taki sobie, że brzmiało nienajlepiej (chociaż to chyba kwestia klubu), ale całościowo bardzo fajnie. Pożale się jeszcze, że boli mnie bycie w Graffiti. Strasznie syfiasty jest to klub. Obsługa beznadziejna, klimat zimny i może by się to dało znieść ale dobija fakt, że jest to największa sala klubowo-koncertowa w Lublinie i nie da się uciec od tego miejsca.