Historia śnieżnej sobotniej nocy

Na koncercie Tworzywa Sztucznego byłem po raz drugi. Po raz pierwszy zaraz po wydaniu „Heavi Metal“. Po ponad roku panowie zmienili troche repertuar, nie grają już płyty a koncert grają, nie grają już metalu a bardziej…. STOP!!! Nie o tym….
„Kurwa, popadało“ skonstatowałem kiedy wyszliśmy z krakowskiego Studia. Dzień zajebisty, koncert zajebisty, nastroje rewelacyjne, nas czworo w tym troje podpitych, Fremenka trzeźwa jak guwernantka co implikuje powinność: prowadzisz furmane. Szybkie odśnieżanie, „Aniu, sprykiwacz nie działa?“ Ania: „Działa ale trzeba, przekręcić tu, delikatnie tam. Hihihihi, hahahhaha.“ Ania nie prowadzi, Ania jest podpita. Fremenka poprowadzi Białego Dużego Volksvagena, Ania siądzie z tyłu. Jedziemy. Na stację po fajki. Tylko fajki. Nie pijemy więcej. Dziś już nie. Spać trzeba, bo tak jakoś miło się zrobiło przez ten skoordynowany Fiszowo-Emadowy hałas a i ta zima pod kołdre do ciepłego ciała zagania. Jedziemy. Jak na duże miasto przystało o 23 w sobote ruch się rusza. Jak na duże miasto przystało o 23 w sobote kiedy pada śnieg pługi ruszają. Jedziemy. Jak to? Z tej strony dojeżdżamy? Znowu myślałem, że jestem po innej stronie Krakowa. Kiedyś się nauczę. Na pewno. Fremenka pewnie, powoli sunie Białym Dużym Volksvagenem. Wjeżdżamy w ulicę, z tych mniej uczęszczanych w sobotę o 23 kiedy pada śnieg. Mniej uczęszczanych również przez pługi. Jedziemy. Z tyłu humory dopisują mocniej. „Hihihihi, hahahhaa.“ Myślę o aranżach. Myślę, że Fisz jest w zajebistej formie. Myślę, że Emade napierdala bez litości a i równiejszy jest niż ostatnio. Widać że sporo gra. Robi się z niego coraz lepszy bębniarz, skład zespołu…. Kurwa, co ona robi. Hamuj kurwa. To nie ona. To on sam. Białyh Duży Volksvagen zmienia swego pana. Nie można służyć dwóm panom. Oddaje się panowniu drogi. Sunie, sunie, coraz bliżej i bliżej chodnika. Kurwa dlaczego ta kobieta nie ucieka? Czemu ona idzie, powinna nas słyszeć. „Kurwa mać“ słyszę z tyłu zamiast chihotów. Widze jak kobieta wpada na maskę, przetacza się po dachu, upada za nami. A może wpada na maskę i wpada do środka przez szybę. Jak to możliwe, że w ułamku sekundy wyobraźnia jest w stanie tyle wyprojektować. Nagle HUK. To realny huk. Zastanawiałeś się kiedyś po co są krawężniki? Nie wiem czy to Fremenka w odpowiednim momencie skontrowała, czy Biały sam zareagował na krawężnik ale zmieniamy kurs. Pół metra od tłustego tyłka tej kobiety. Płyniemy w przeciwnym kierunku mało uczęszczanej, zaśnieżonej ulicy. Prędkość taka sama. Prościutko. „Stój kurwa“ - nie wiem czy to było z tyłu czy ze mnie. Prościutko. Prościutko na zielone Mondeo zaparkowane po przeciwnej stronie. Tym razem widzę jak zatrzymujemy się tuż przed nim. Na milimetr przed nim. Kłamliwa suka z tej wyobraźni. JEBUDU!!! Znacie ten odgłos gniecionej blachy, tłuczonego szkła i łamanego plastiku w jednym momencie? W takich momentach słychać jeszcze krótki sygnał alarmu samochodowego ale potem nie wiadomo czy to znowu nie wyobraźnia. Te dźwięki pamięć zbija w jeden dźwięk, który potem śmiga Ci w głowie jak genialna melodia, prawie do znudzenia, przez kilka dni bez przerwy. Potem możesz sobie go odtworzyć na swoim wewnętrznym taśmociągiu w każdym momencie, nawet po kilku miesiącach. Szapnięcie pasów jak z reklamy. „Co z tą kobietą?“ Słyszę,. Otwieram drzwi „Nic się pani nie stało?“ Pytam. Ona idzie dalej. Uśmiecha się do nas. Z uśmiechem mówi, że nic. Ona słuchała mp3jki. Poszła. Poszła do domu, do męża, czy chłopaka, do mamy… Poniosły ją te jej grube nóżki. Weszła do domu, położyła się spać i nie miała pojęcia, że niewidzialna ręka ocaliła ją przed tym, że by już nie poszła. Może już nigdy by nie poszła. Nigdy się nie dowie, że w jej życiu ktoś musiał wybrać: ona albo Mondeo. Dalej już panika. Ania płacze. Fremenka jest dzielna. Fremeni są dzielni. Zachowują zawsze zimną krew. Nie panikują,. Wiedzą, że w sytuacjach kryzysowych zdani są tylko na siebie. Ona jest Fremenką. Zderzak jak go przyczepili kiedyś, gdzieś w fabryce, tak odpadł teraz tutaj na zaśnieżonej ulicy. Coś cieknie spod maski. Wgniecenie spore. Śmierdzi płynem od spryskiwacza. Mondeo ma mniejsze, ale żal większy bo znacznie nowsze. Jakaś para na balkonie.:„Jedźcie póki nie ma właściciela“ radzą po przyjacielsku. „Nie“ odpowiadam, bo wiem że gdyby Fremenka miała odpowiedzieć to by też tak odpowiedziała. Czekamy na właściela. Nie ma. Ci z balkonu mówią gdzie go szukać. Domofon milczy. Ania płacze. Stary ją zabije. Nie zawiadamiamy policji. Nie robimy tego, bo przecież można się dogadać bez Babilonu. Zostawiamy numer Balkonowym i powolutku toczymy się do domu. W domu dziewczyny robią sobie po melisie. Są bardzo dzielne.
W niedziele idziemy we dwoje na „Alicję“. Fremenka odbiera telefon. Policja. Pytanie do czytelników: jak określić człowieka, który mając numer telefonu do sprawcy uszkodzenia jego samochodu dzwoni na policję i mówi: „ktoś uderzył w mój samochód. Oto numer. Znajdźcie go“? Kutas to mało. Po powrocie z Krainy Czarów idziemy do Krainy Babilonu: na komisariat. Alicja Fremenka musi pokonać swojego Dżabersmoka. 500zł mandatu i 6 pkt. to drobne cyfeki z mniejszą liczbą zer, które pojawiają się przy każej rozmowie na temat wydarzenia z sobotniej śnieżnej nocy w Krakowie.