i spływają z głowy po stopach słonym brudem,
co żre buty i opuszki psich łap aż skamlą by je nosić
To akumulacja w gęstość z niemocą stanowienia:
chociażby cokołu bałwana,
położenia auostrady pod kulig który iskrzy
mordując gumową ciszę trolejbusów.
Spływa biały witrażyk nim oprze się na nim kolejny,
ale może to i lepiej bo to złudna strukturalna obietnica
bezładnej masy co gdy rozwarstwiona straszy i zabija
alpinistów w rakach czy w trampkach, bez różnicy
W nocy wyściełane ulice mają jednak tą właściwość:
narzucają kolor niebu;
Witrażyki z osobna kaleczą siwo oczy przechodniów
z bernardynami na rękach