ta (d)ostatnia sobota

Początkowo zdziwił mnie fakt, że wszystkie imprezy w mieście są takie drogie. Myślałem, że sobota to sobota, a tu nie.... To nie miała być zwykła sobota, to bo była ta ostatnia. Nie wiem kiedy się zorientowałem, że są ostatki: czy wtedy kiedy okazało się że kluby są takie drogie, czy może wtedy jak zobaczyłem taką ilość osób na mieście. Jedno było pewne: to nie będzie zwykła noc. I nie była. 
Rozpoczęliśmy ją wraz z Moreirą, Mc Raperem oraz jego ziomkiem Gitarzystą-Amatorem u mnie o 19. Po spaleniu jointa i zabraniu Ani Z Zielonego Wzgórza skierowaliśmy się, naszym wiernym Korszarzem, na zachód. Naszym celem była stolica jazzu i narkotyków na lubelszczyźnie - Puławy. Gwiazdą wieczoru był Piotr Nalepa (syn Ś.P. Tadeusza), który podobnie jak Lena pare tygodni wcześniej oszukał nas i był swoim kolegą a nie nim samym. Po powrocie do Lublina wszystko poszło już gładko: kolejny joint, rozsatnie z Mc Raperem i Anią Z Zielonego Wzgórza, klub Przyjdźnamelaż, do którego wpuścił nas za darmo, pomimo przepełnionego klubu, Dj Deficyt. Tam zachwyciły nas panie oraz muzyka. Było pięknie, ale nie można było zwlekać. Po wypiciu odpowiedniej porcji alkoholu, odbyciu kilku rozmów, wymieniu wielu uprzejmości i wykonaniu kilku telefonów skierowaliśmy się do lubelskiego siedliska rozpusty. Spacer był długi ale wykorzystaliśmy go nieźle, paląc w pobliżu Komendy Głównej Policji kolejnego gibona. Ten w końcu zadziałał naprawdę. 
Klub Apteka - same studenkti medycyny (niestety te lepsze w nauce a gorsze w stylu) no i nasi szanowni przyjaciele. Po raz kolejny okazało się, że miło ich mieć bo znowu weszliśmy za darmo.  Pokicaliśmy z ekipą Zielonego Trunku 40 (a właśniewie to ja, bo Moreira chyba miał jakiś silny rozkmin i tylko nogą ruszał), wypiliśmy kolejną porcję alkoholu, odbyliśmy kilka wspaniałych konwersacji (zdania kleiły mi się jak taśma klejąca MacGaivera) po czym, znowu na piechotę, ruszyliśmy do Zielonego Trunku 40. Tam kolejny joint, kolejni znajomi, w tym twardy Gej oraz jego Brat Bliźniak, dyskusje na tematy religijne no i finisz... Gdzie? Tam gdzie zaczęliśmy tylko 11 godzin później. Jak? Tak samo, tylko że spaliliśmy jednego na dwóch a nie na czterech.
To dziwne, bo nigdy świadomie nie obchodzilem tych dziwnych świąt typu Andrzejki, Ostatki, Mikołajki itd.  A tu prosze. Byłem integralną częścią tego gówna i fajnie mi było. Dobrze, że potem przyszła niedziela, która przekonała nas, że post postem, ale żyć jakoś trzeba...