Jeee! Zainaugurowałem swój własny sezon pedałowy! Od tygodnia już ponad, codziennie do pracy naginam na bajku ale dopiero wczorej wycieczkę prawdziwą zrobiłem czyli taką której celem jest jazda sama w sobie. Masy krytyczne tu w mieście tym funkcjonują i na wczoraj taka była umówiona: Nocna Masa Krytyczna śladami powstania w gettcie.
O 00.00 się na taką masę przyjeżdża pod kolumnę Zygmunta. Trzeba mieć oświetlenie i rower do tego oświetlenia i się nagina. Masy są tu cykliczne i różne na okazje rozmaite. Taka wielka masa jest w każdy ostatni piątek miesiąca i wtedy nawet kilka tysięcy cyklistów nagina ulicami. Na inne masy stawia się podobno 10 do 30 osób. Na wczorajszej było 12.
Nigdy nie brałem udziału w takim czymś i fajno jest. Przestrzega się wszystkich przepisów ruchu, nie można po chodnikach jechać (liberalnie potraktowany przepis), prowadzi ktoś i za nim się jedzie ale konsultacje są dozwolone i jest demokratycznie raczej.
Cała frajda polega na tym, że jedziesz bandą a bandy nikt nie rusza bo banda rządzi więc na wyluzie zajmujemy cały pas ruchu i nikt nie śmie trąbnąć i cierpliwie za nami musi jechać aż będzie można wyprzedzić i może się wściekać taki kierowca i plwać se na szybę i chuj z tego wynika.
Nie będę się zwierzał co do trasy za bardzo bo symbolicznie jedynie ma ona wymiar symboliczny. Chodzi o to żeby sobie w nocy po mieście ponaginać. Przyjemość tą odkryłem lata temu już i sobie po Lublinie nie raz śmigałem tylko że Lublin objeżdżałem w godzinę do okoła a wczoraj zeszły mi się dwie i pół godziny a zrobiliśmy tylko pewien wycinek centrum plus bonus w postaci kopca powstania warszawskiego - straszne miejsce. To taka górka, jak się okazało blisko mojego miejsca zamieszkania, usypana z powojennych gruzów miasta. Zwalili to na kupę a na górze zasadzili pomnik i wszystko byłoby git gdyby nie to że po systemowej zmianie zasadzono tam dodatkowo las, las jebanych krzyży! Przysięgam kurde, że to nie żart. Na kupę wchodzi się długimi schodami a po bokach są dziesiątki drewnianych krzyży, tak z metr każdy. Strach na szczęście szybko mija gdy na szczycie rozejrzysz się na około. Zajebista panorama miasta całkiem za darmoszkę.
Zimno było z lekka ale naraz jakiś koleżka mi rękawiczki porzyczył co mu zapomniałem oddać później. Czas szybko leci na takiej masie bo jedzie się tempem zupełnie przyzwoitym a po za tym się gada się albo nie, patrząc tylko na boki lub pod koły. Wygląda w każdym razie na to że masy będę bywalcem. CBC żyje i rządzi. Pokój.