Spędzając ostatnio kilka chwil u Fremenki w kuchni natknąłem się na gazetowy wywiad z Lechem Janerką. Bardzo ciekawy człowiek: inteligentny, skromny i nie wierzy w Boga. Czułem się jakbym czytał wywiad ze sobą. W biografii napisane zostało, że to muzyk zasłużony dla naszej rodzimej sceny, co wiedziałem, ale że zasłużony i to wielce, tego już nie wiedziałem. Aktualnie sprawdzam pana twórczość i faktycznie mocno andergandowe, eksperymentalne granie z dobrymi tekstami, czyli jakbym słuchał siebie z 2020. Ze znanych oldschoolowych numerów to poniższy, zresztą płyta mocno odjechana (słucham aktualnie, niestety na trzeźwo, bo całą fazę przeznaczam na pisanie postów). Rzecz z 1984, czyli z roku w którym niektórzy z nas się rodzili, inni już mieli to za sobą, a niektórym miało się to przytrafić wkrótce.
Kocham polskie lata 80ąte.Jego żona gra na wiolonczeli zupełnie jak moja przyszła.
No i hit współczesny, który dedykuję Moreirze.
(Przechodniu, nim skrytykujesz ten tekst wcześniej wyłącz telewizor i uważnie go wysłuchaj)
...I nie zagrał w reklamie piwa....