Jigga's blessin'

Przyjaciel nasz i rodzina miał urodziny obchodził. Nie łatwo je uczcić z nim było bo chłopak we Wrocku mieszka jak już pisane było niegdyś, nie mniej jednak odwiedziłem go, ja i kochanka moja razem ze mną.
Nim o samym imprezowaniu to niestety rzecz przykrą muszę stwierdzić znowu, że: PKP chuj. Tragedia w tą i z powrotem ale mniejsza z tym już.
Jigga urodzinowy Jam Session miał szczęście mieć. Ma miłych znajomych dużo dużo we Wrocławiu swoim i oni grają i kochają go więc grali dla niego. Piją też i palą różne różności, a że ja dobrego napić się lubię i bywa, że zapalić to z nimi hej. Najpierw dziwny taki Jam mi się ten wydawał bo wszyscy na scenie prawie cały czas stali i dużo ich było w dodatku. Później byłem mniej trzeźwy i w ogóle nic mnie już nie dziwiło. No w każdym razie ładnie grane było. Nagranie z końcówki już i telefonem robione ale do posłuchania przedstawiam:
Dwa wieczory sobie spędziliśmy w Breslau. Jeden dzień wiosenny i dwa wieczory muzyczne. Bardzo przyjemnie i chwalić sobie należy takie wycieczki gdyby tylko nie to PKP jebane. 
Tak czy siak w szczęściu zdrowiu rośnij nam przyjacielu miły.

Raper i jego tata

Marzenie każdego rapera.

4 solowe albumy

10 kwietnia 1970 roku Paul McCarthney oficjalnie podał do wiadomości opinii publicznej informację o rozpadzie The Beatles. Coprawda koniec zespołu można liczyć już od końca września 1969 roku, kiedy odszedł z niego Lennon, a może nawet i jeszcze wcześniej kiedy wszystko już zaczęło się pierdolić, jednak to 1970 rok mnie tu interesuje. Jak ważny był to rok wie tylko wikipedia, ja chciałem wspomnieć o 4 (oprócz powyższego) ciekawych zjawiskach tamtego czasu (dodać należy, że 8 lat później na cześć legendarnego duetu kompozytorskiego Lennon-McCarthney, imiona tych geniuszy przyjmuje nowo mianowany papież kościoła rzymsko-katolickiego).
1970 to początek kariery solowej wszystkich czterech Beatlesów (Harrison miał na koncie wcześniej jakieś płyty ale słabe były). Każdy z nich po rozpadzie zespołu musiał poradzić sobie w zupełnie nowej dla niego rzeczywistości, każdy z nich był wielką osobowością muzyczną, która przez ostatnie 12 płyt była sprzęgnięta z innymi trzema wielkimi osobowościami muzycznymi. Każdy z nich w roku rozpadu nagrał jedną płytę (Ringo nagrał dwie ale powiem o jednej) O każdej w skrócie.
John Lennon nagrywa Plastic Ono Band. O tej płycie pisałem już kiedyś, więc powtarzać się nie będe. Może powiem tylko tyle, że uważam ją za najpiękniejszą solową płytę całej czwórki. Z jednej strony jest bardzo osobista, z drugiej jest nieźle przemyślana. Płyta ciężka w klimacie ale mnie rozpierdala bardziej niż większość płyt The Beatles.




Drugi album to trzypłytowy All Things Must Pass Georga Harrisona. Okrzyknięty najlepszym wydawnictwem solowym Beatlesów. Faktycznie płyta najbardziej dopieszczona i najdojrzalsza. Pojawiają się na niej takie gwiadzy jak Eric Clapton czy dorastający Phill Collins. Wyprodukowana przez Philla Spectora czyli tego samego typa co produkował Plastic i późniejsze płyty Lennona oraz ostatnią płytę Beatlesów (w 2008 skazali go za morderstwo żony, heheheh, artyści). Płyta taka jak sam Harrison - uduchowiona, poetycka, poza tym bardzo dobrze zagrana. George wkońcu mógł się wyżyć kompozytorsko i wokalnie, nie bądąc tłumionym przez tych dwóch zachłannych wariatów. Zastrzeżenie to to, że brzmi tak sobie. Wokal "za daleko", rozpłynięty w całości. No i 3 płyta troche nudnawa bo to jam session nagrany jest. Album powinien być opatrzony hasłem: "kurwa, miałem tyle pomysłów, nie wierzyliście? to patrzcie".




Nikt nie był tak winny rozpadu Beatlesów jak McCarthney i żaden z nich bardziej tego nie przeżył. Gość nie wstawał z łóżka, spał, ćpał, załamał się. To słychać na jego solowej płycie z 1970 roku o tajemniczej nazwie McCarthney. Płyta ta nagrana praktycznie przez samego Paula. Kompozycje pozbierane praktycznie z wszystkich lat jego działalności artystycznej. Surowością przypomina Plastic Lennona, ale dużo bardziej niedopracowana, niepełna, niedokońoczona. Kompozycyjnie godny uwagi jest poniższy kawałek, który zresztą był hitem. Szkoda, bo poszczególne piosenki z płyt Beatlesów które Paul zrobił praktycznie sam były zajebiście dojrzałe, często grane tylko przy akompaniamencie smyczków co z delikatnym głosem P.M. brzmiało świetnie.



No i mój ulubieniec Ringo Starr. Ten typ dla mnie wielka zagadka i w wolnej chwili przyjrzę mu się bliżej. Póki co polecam stronę z cytatami tego zioma. Sentilmental Journey to płyta z piosenkami z lat 20tych i 30tych, zaśpiewana przez Ringo Starra. I to jest bardzo ciekawe: gość, który był uznawany za jednego z lepszych perkusistów swego czasu nagrywa nagle płytę wokalną, hmmmm... bardzo dobrą płytę wokalną. Bardzo lubię ten albmu. Zagrany przez George Martin Orchestra, kawałki zaaranżowane m. in. przez Martina, McCarthneya, Quincy Jonesa czy Klausa Voormanna. Wokal Ringo, podobnie jak pozostałej trójki jest zajebisty. Płytę bardzo fajnie się słucha - z uśmiechem się jej słucha, jednak nie ma w niej nic powalającego pochodzenia od-beatlesowego. Może na następnych jest...

Mamy roczek

A wiecie, że nam rok już stuknął? Ciężko jest określić dokładną datę powstania JZD, bo Moreira wcześniej sam tego bloga prowadził pod inną nazwą. JZD pojawiło się w miesiącu lutym 2009, i to jest pewne. Z tego co ustaliłem mój pierwszy post jest chyba z 11 lutego, także rok minął jak w morde strzelił.
Przez rok wiele się nauczyliśmy i mamy nadzieję, że przez następny nauczymy się jeszcze więcej. Szykuje się rok ogromnych zmian w naszym życiu, co zapewne pozytywnie wpłynie na dalszy rozwój JZD.
Z okazji naszych pierwszych urodzin dziękujemy wszystkim tym którzy nas przez ten czas czytali (napisaliśmy 400 postów), którzy nas polubili a także tym którzy nas znienawidzili, tym którzy byli wyrozumiali dla naszych dyrdymałów jak i tym którzy się czegoś od nas nauczyli. W szczególności dziękujemy naszym obserwatorom, których przez rok uzbierała nam się zgrabna piętnastka, jak i ziomalkom i ziomom z zaprzyjaźnionych blogów, które są dla nas wspaniałą inspiracją.
Jakoś nie mamy sił na specjalne świętowanie, więc ograniczymy się tylko do obejrzenia "Ataku klonów" w domowym zaciszu. Wy jeśli macie siły i możliwości spalcie za nasze zdrowie jakiegoś lolka, napijcie się dobrej mate, pocałujcie za nasze zdrowie swoją dziewczynę, przesłuchajcie jakiś dobry album, przeczytajcie dobre zdanie w dobrej książce, albo nawrzucajcie na ulicy jakiemuś księdzu.
Pokój z Wami Siostry i Bracia!!!

Towarzystwo Wodzirejów i Osób Eleganckich

Tak bym tłumaczył rozwinięcie skrótu La SAPE czyli La Societe des Ambianceurs et Personnes Elegantes. Co to są opowiem po dłuższym wstępie.

Ogłoszono dzisiaj wyniki tegorocznego World Press Photo. Ciężki to "konkurs" jest. Rozległa galeria zwycięzców tutaj. Dlaczego ciężki? Fotografia prasowa na prezentowanym w konkursie poziomie to straszna robota. Robi się rzecz wspaniałą, misję, z jednej strony ale kurde coś nie do końca tak jest w tym zawsze. Tym nie do końca tak zazwyczaj fotoreporterów się obarcza i to od lat i od lat nie idzie rozsupłać etycznego waloru ich pracy. To nie ich wina, że świat taki jest jaki jest ale zawsze wydaje się, że gość z aparatem próbuje jakby z tego świata wyłączyć się, po za nim stanąć i zdjęcie zrobić. Niby tak musi ale... ciężka strasznie sprawa. To Ci goście, fotoreporterzy czyli, pokazali światu jak wojna, głód, choroba, kataklizm wygląda jak jest daleko. Historię zmienili parę razy. Biorąc pod uwagę ryzyka na jakie się narażali ich praca jest nieoceniona ale... sam nie wiem kurde.
No i ten konkurs jest i zdjęcia wspaniałe - z technicznego punktu widzenia. Po pierwsze pokazują jaki tragiczny był miniony rok, i że w sumie ten tragizm gówno nas obszedł. Po drugie to ja nie wiem czy w tego typu fotografii powinno się ogłaszać konkursy po prostu. Według organizatorów, od lat to przedsięwzięcie służy podnoszeniu jakości zdjęć prasowych na całym świecie. Problem tkwi w tym czy podnoszenie jakości tych zdjęć idzie w parze z podniesieniem skuteczności ich przekazu. Czy to się przypadkiem nie rodzi spaczona estetyka przy tym specyficzna tylko. 
Jest dziesięć kategorii, w każdej trzy nagrody za zdjęcie pojedyncze i trzy za reportaż. Do tego zdjęcie roku. Rządzi śmierć, masakra i łzy. Najważniejsze nagrody to zdjęcie roku i reportaż kategorii zdarzenia. Ciekawostka taka, że jedynym polakiem co zdobył laur w tej dziedzinie to Radosław Sikorski piękny polityk nasz (gość ma masakryczną biografię - nie głosujcie na niego). W tym roku zdjęcie główne ładne - w Teheranie kobieta na dachu stoi i krzyczy - piękne światło i w ogóle. Reportaż to sprawa przykra jednak moim zdaniem - drugi rok z rzędu argentyński fotograf zdobył. Zobaczcie jego zdjęcia sami. Gość się wystawia na strzał po prostu, włazi w najgorszy szajs, robi zdjęcia i udaje mu się przeżyć. Kurde sam nie wiem czy to o to chodzi. Z drugiej strony jak patrzę na te foty to czuję strach jakbym tam był i to pewnie jest klucz właśnie. 
Chciałem jednak o weselszym aspekcie napisać. Pozornie przynajmniej. Trzecia nagroda w kategorii Ludzie za reportaż. O tym jak mieszkańcy w jednej wiosce w Zimbabwe znajdują zdechłego słonia - niesamowite, szczerze. Druga to druga nagroda za reportaż w dziele Sztuka i Rozrywka:

La SAPE to tacy kolesie co mieszkają w Kongo. Kongo to piekło. Od paru dobrych lat ludzie metodycznie się tam wyżynają, mnożą i wyżynają i rodzą po to żeby się wyżynać a świat na to nic bo się nie opłaca. Ale w tym Kongo, ci kolesie w ogóle nie zwracają uwagi na całe gówno i wymyślili sobie, że w życiu się liczy żeby drogie, ładne ubranie mieć - liczy się wyglądówka. Towarzystwo tam mają od tego i to z zapleczem historycznym znacznym bo z początku ubiegłego wieku. To pewnie tłumaczy absurdalność onej inicjatywy bo gorszego w historii ludzkości wieku niż XX nie było jeszcze i może faktycznie tak trzeba było na to reagować albo podobnie - na przykład w roku 2000 wszyscy powinniśmy byli się przebrać za klauny i spędzić tak żywota w jakichś narkotycznych komunach. To by było takie wystrzelanie kutasem po twarzy naszych przodków wspaniałych. La SAPE trzeba oddać jednak, że faktycznie mają zajebisty styl. Ale dlaczego o nich? Bo ci kolesie mają moją osobistą nagrodę, złoty medal igrzysk zwanych Życiem w kategorii "Nie na miejscu". Nie, że są źli z tego powodu - fajni są. Przedstawiam wam więc La SAPE:




Zemsta klasy robotniczej

Zaczęło się jakieś 3 tygodnie temu przed ósmą. Później powiedziałem im żeby starali się robić to po ósmej bo do ósmej zwykłem spać. Zdziwiłem się kiedy zaczynali po ósmej. Moja prośba poskutkowala. Ciężej było z niepaleniem fajek pod moimi drzwiami. Tego nie mogli dla mnie zrobić. Rozjebali mi całą klatkę, pół mieszkania miałem w pyle ze ścian. Wychodząc do pracy zamieniałem z nimi pare wyrazów, w sumie nie wiem po co. Może po to, żeby poczuć ten swąd niestrawionego jeszcze alkoholu. Po to by się przekonać, że jest jak było. U nich nic się nie zmieniło: pili, piją i będą pić. Wracając ze sklepu nie raz komentowali moje zakupy: "jaka dorodna marchew" "1.20 za kilo, na targu pod drugiej stronie" odpowiadałem. Czułem jak na mnie patrzą kiedy się odwracałem. Słyszałem szepty na mój temat. Wiedziałem że mnie nienawidzą. Nie dlatego, że czasem wychodzi ktoś ode mnie rano. Nie dlatego, że czasem przychodzą do mnie różne osoby z gitarami, nieraz młode dziewczyny. Nie przez tę marchew. Nienawidzili mnie dlatego, że przed trzynastą mnie nie widywali. Wiedzieli, że kiedy oni w południe kończą już kuć 2
ścianę i pić 2 absolwenta kupionego na przeciwko w Novej, moja dupa nie czuła jeszcze na sobie spodni. Wiedzieli, że kiedy ich ręce zmęczone były już trzymaniem młotka moje miały do czynienia tylko ze szczoteczką do zębów i gitarą. Wiedzieli, że kiedy oni jedyne co słyszeli od rana to łomot pochodzący ze zderzenia metalu z betonem ja kończyłem już słuchać 2 płytę z "Białego albumu". Mimo to szanowali mnie. Znali starą zasadę, że przeciwnika godnego siebie należy szanować i ten szacunek nakazuje zadanie mu ciosu godnego jego samego. Poza tym w tym fachu trzeba być wysublimowanym skurwysynem. Niewysublimowani giną w zgniliźnie stereotypu. Jeśli chcesz przynajmniej troche się w nim nie zastracić musisz się zdobyć na odrobinę fantazji. Znaleźli mój słaby punkt bez trudu. Wiedzieli gdzie zaboli. Zabolało. 2 tygodnie patrzyłem jak się nad nim znęcali. Poniewierali nim po kurzu, przenosili z miejsca na miejsce, a teraz.... teraz chyba Go zamurowują....
Żegnaj Zaszczunie Guardianie.

Problemy z syntetyzacją, a yerby można napić się w Krakowie na Floriańskiej

NIe ma czasu. Nie wiem nawet dlaczego i co z nim się dzieje, ale jakoś go nie ma. Może inaczej, może czas jest ale brakuje umiejętności syntetyzacji tego co wokoło się dzieje. Świadomość ludzka nie jest wszechogarniająca więc może koncentrować się tylko na niektórych regionach ze swego otoczenia. Im ich więcej tym ich więcej umyka refleksji. A może poprostu brakuje inspiracji. Był czas, że posta pisałem (Moreira też) codziennie. Teraz jest trudno napisać posta na tydzień. Dziś postawiłem sobie warunek:"albo wstajesz i piszesz posta albo nie wstajesz wcale". Kurwa, musiałem wstać bo mam pare ważnych spraw więc wstałem. Umowa jest umowa, z gędy kibla nie robie... pisze:

O tym miejscu chciałem już dawno napisać, właściwie to zawsze kiedy stamtąd wracam, bo to miejsce które domaga się opsiania. Eherbata.pl Kraków Floriańska 13. Herbaciarnią się to zwie ale z tego niewiele wynika bo wiele pijalni herbat jest Polsce a mi nic do tego. Yerbe tam się polewa a to całkowicie zmienia postać rzeczy. Menu yerbaciane obfite: ze 2 strony yerby tradycyjnej i troche mate smakowej. 8 lub 9 zł na parzenie a w tym termosik z nieograniczoną ilością dolań. Jak to wygląda w praktyce? Idziesz z ziomem lub bardziej ziomem rodzaju żeńskiego (to mi się częściej zdarzało), wybierasz szit, siedzisz, pijesz z nieskończonego źródełka a godzina mija ot tak (tu piszący te słowa pstryka palcami). JAk masz ochotę to zamawiasz sobie jeszcze jakiś deilkates do pochrupania. Wychodząc uzupełniasz domowe zapasy mate, bo z prowincji przyjechałeś, więc żeby nie zamawiać w necie kupujesz sobie i kolegom - przy barze (ladzie) znajduje się cała pułka z mate (niezły wybór, 3 nawet nie piłem) i druga mniejsza z gadżetami - ceny jak w necie. Wystrój klimatyczny, chińsko-południowoamerykański ale nie nachalny, nie kiczowaty. Muza różna i tu bym się czepiał ale to przy reszcie jest mniej ważne.
Kiedy będąc w Karkowie będziesz chciał/a tam pójść pamiętaj adres. Floriańska jest tak zasrana sklepami, knajpami, kantorami, suwenirami jak Lublin bilboardami. Po samym szyldzie nie da rady trafić, więc Floriańska 13 i sprawdź te Krakowską piwnicę Człowieku.

Bańka

Nie jest tajemnicą, że chcemy wespół z Tichonem zostać doktorami, żeby leczyć wasze córki. Mamy nikłe szanse bo na biologii spaliśmy albo patrzyliśmy przez okno na szkolne boisko. Zostaniemy więc innymi doktorami, to znaczy Tichon zostanie bo ja kurde nie mogę publikacji żadnej zrobić a to konieczność żeby przewód doktorski otworzyć. Nie to, że nie umiem ale jakoś nie daję poważnym pismom branżowym szans na taką rewoltę bo zamiast czytać Habermasa i pisać o Gadamerze cedzę dyrdymały na poniższym blogu. Nie mniej jednak od dzisiaj powinno pójść mi znacznie lepiej bo inspirację mam nową. Wiem już że warto postarać się bardziej troszeczkę bo jak się ma dr to już tylko krok do prof. a jak się ma prof. to można robić rzeczy wielkie jak Heidegger, Russell, Sartre, Rorty, Hartmann, Popper i inni martwi kolesie. Można też zostać raperem jak pewien prof. ze Śląska:

The Yes Men Fix The World



Właśnie obejrzałem. O tym, że będzie coś takiego wiedziałem od dawien dawna już ale mimo, że już po premierze dawno to ja dopiero teraz. Znaczy jest to kolejny film, którego nie było bo nie miał szans rynkowych według rynkowców i rynien. Jak kurde wszedłem w jego posiadanie to Wy wiecie a Ja nie mogę napisać ale zaznaczam, że jest to ten rodzaj kina co jego producenci wcale bardzo by się za to nie obrazili - przeciwnie chyba nawet, więc zachęcam do poszukania. Rzecz bez dwóch zdań wyjebana - tzn. nie to, że tak wyjebana z fajerwerkami ale bardzo dobra po prostu i warta polecenia wam, waszym dzieciom i rodzinom całym. Jeśli po prostu będziecie mieli okazję to zobaczcie. Pokój ludziom dobrej woli.

Tak to się robi na południu

A u nas? Smutno, śnieżnie i jedno wielkie gorzko szoł.

cytat na łikend:

- A pan ma mocną głowę?
- On? Fantastycznie mocną - powiedział Borys. - Któregoś dnia wypił siedem whisky, opowiadając mi o Kancie. Pod koniec już nie słuchałem, byłem urżnięty w jego imieniu.*






*A skąd ów pochodzi? Do wygrania mokry całus spierzchniętymi wargami Tichona.

O.s.t.r. w Gazecie Wyborczej

W dodatku do Gazety Wyborczej pt. "Duży Format" z 31 grudnia 2009 ukazal się wywiad-komiks z Ostrym. Zioma przedstawiać nie trzeba. NIe trzeba również specjalnie szukać w tworczości Adasia śladów jego światopoglądu. Jest on tak wszechobecny w jak dobry bit. Ostry nie należy do gości którzy ukywają swój stosunek do gandzi, rodziny, mediów itd. Można mu nawet chyba zarzucić moralizatorstwo. Ale czy moralizatorstwo z płyt zgadza się z tym z "Df"? Oceń sam/a.

"Szczęście" Open Source i aNonim


Autobooki

Pewnego razu na gg dostałem linka na rapidshare.
- Audiobook? Pilch? „Marsz polonia“? I że niby po co mi to?
–To Pilch czyta Pilcha, ja do snu tego słucham. Spoko, chociaż mam pewne luki w fabule bo zasypiam.
„Ja gdybym czegoś słuchał przed zaśnięciem to bym pewnie nigdy nie zasnął bo bym słuchał zamiast spać. Proste.“ Ale ściągnąłem.
Wydarzenie to zbiega się z momentem kiedy to stałem się człowiekiem zmotoryzowanym. Połączylem dwa nowe wynalazki i wszyszedł mi autobook. I tak zacząłem słuchać Pilcha „Marsz polonia“.
O Pilchu wcześniej słyszałem że istnieje. „- Co czytasz? – Pilcha. – Aha“. Widziałem coś Pilcha wcześniej w nowościach w Empiku. Ale żeby wiedzieć co to, jak to to, skąd to? Nic nie wiedziałem. Pilch to żartowniś taki i nawet w tym żarcie daje rade. Kpi sobie z Polski, z Polaków, z wiary sobie żartuje i komuny też, z lewej strony żartuje, z prawej żartuje, ale wszystko to podszyte goryczą i żalem Polaka, który wolałby chyba jednak żeby nie było powodów do sarkazmu dotyczącego sakrum. Ale są powody.
Akcja książki dzieje się w dzień urodzin głównego bohatera – Pilcha, który zostaje zaproszony na bakiet/orgię do Benjamina Bezecnego. Autor nie pozostawia złudzeń, która z person historii najnowszej kryje się pod tym nazwiskiem. Melanż jest pretekstem do poironizowania sobie na temat kluczowych postaci ostatnich dekad: od Jaruzela po Popiełuszke płynie sobie Pilchu. W między czasie jedzie jeszcze po narodowcach, po wojtyłowcach (moje określenie), po katolikach ogólnie, katolikach szczególnie itd. itd. Może czasem troche dla mnie średnio zrozumiałe były niektóre wtręty personalne, ale większość łapie się doskonale. Są momenty groteski, momenty oniryzmu, momenty absurdu... Więcej nie dodam bo teraz czas na wartościowanie.
Podobało mi się, co tu dużo gadać, może zakończenie troche na siłe i pierwsze ¾ lepsze niż druga ¼ ale słuchało się bardzo przyjemnie. No właśnie, słuchało. Nie wiem czy oceniam Pilcha czy autobooka. Z tym drugim to jest tak, że słuchając miałem momenty niedosytu w kontemplowaniu piękna sformułowań. Łapałem się na potrzebie przeczytania zdania. Pewnie tu wchodzą jakieś kwestie neurologiczne: inaczej się zapamiętuje słuchając, inaczej czytając, inaczej kontempluje się słuchając, inaczej czytając. Najlepiej pewnie byłoby po przesłuchaniu przeczytać, albo odwrotnie. Nie zrobię jednak tego. Nie będe też słuchał tego w domu. Autobook to autobook i niech tak zostanie. Rozdzielę te dwie formy przyjmowania literatury i będe się tym cieszył dopóki nie padnie mi auto albo nie przesiąde się spowrotem na rower. Co do Pilcha to tego na pewno coś jeszcze, tym razem, przeczytam.

Pierdolę to

To jak trudno wraca się do brzegu wie tylko ten komu zdarza się pływać, a raczej ten komu zdarza się wracać po płynięciu. Boli głowa, całe ciało nie wiadomo dlaczego boli, mózg nie chce działać, szafki przesuwają się po pokojach, Kant jest bardziej niezrozumiały niż zwykle. Na szczęście są przekleństwa:

Szmata w służbie kurwy

Reklama to jedna z frontalnych kurew babilonu. Reklama niszczy, upośledza, śmieci, ogłupia, kłamie, manipuluje, opóźnia wczytywanie stron a babilon kocha reklamę bo bablion chce żebyśmy wydawali hajs. Kupujesz, płacisz, robi się obrót, robi się produkcja, dochód, rozwój się robi - ku czemu? Najznamienitsi teoretycy liberalizmu chyba się nie oszukują już nawet, że ku czemuś, sam się dla siebie robi, reprodukuje się. Kraj nasz goni. Gna, ściga i pędzi za wspaniałymi krajami, w których ludzie są tacy szczęśliwi, że ja pierdolę. Żeby tak gnać to rozwój być przede wszystkim musi i stąd reklama może tu sobie poczynać dużo lepiej niż gdzie indziej i obsrywać mury naszych miast, strony gazet i w ogóle wszystko obsrywać. 
Na ten przykład dzisiaj do kolacji Polsat telewizję sobie włączyłem. Film był sensacyjny z Michaelem Douglasem i Andy Garcią, co go widziałem już i fajny on bo to taka typowa policyjna rozwałka z wczesnych lat 90 albo późnych 80tych, taka co fryzury to pudle same ale twardziele jak diabli. No ale 10 sekund i reklama - tak akurat włączyłem gapidło. Myślę: poczekam. Patrzę a tu Waglewskiego starego gęba - pewnie społeczna kampania jakaś. W czerni i bieli gada coś niskim głosem, gitarą się bawi i po chwili wiem: browar bankowo reklamuje iii... jest! Faktycznie: Żywiec. O ty szmato! - myślę. O ty szmato! - mówię po chwili. Toś ty taki?! Mało hajsu masz? Może, że rodzina na utrzymaniu bo synkowie niszowi tacy w końcu. Jebany, pewnie kasy w chuj za to dostał i normalnie nie miał bym nic przeciwko, chcą Cię to zarabiaj aaaaale jak ktoś przez tyle lat pozuje na alternatywę, na off, na kontrkulturę a tu go widzę jak do babilonu cegiełkę swoją dokłada nucąc pod nosem "Jeszcze wszystko będzie możliwe..." - jebać! 
Uśmiechem politowania mogłem to tylko skwitować ale to nie był koniec jak się okazało. Na Polsacie tak czasem jest, że dwa bloki reklamowe idą w jednej przerwie więc jem, patrzę, czekam iiiiiii.... Majchrzak Krzysztof!!! Gęba czarno-biała, wielka, brzydka gada: "Nigdy nie sądziłem, że zagram w reklamie" - o ty szmato! - myślę. O ty szmato! - mówię po chwili. Co ten typ się nagadał w życiu jak to się aktorzy kurwią i jak chałturzą i muzę kalają ni jeszcze do tego w twarz mi patrzy i pierdoli, że on w tej reklamie wolny jest, że sobie może robić może co chce więc spoko. Żywiec - ja pierdolę. Podobno to dopiero start wielkiej kampanii i kolejni będą. Ciekaw jestem strasznie kto jeszcze dał za hajs. 





No, ale nie wszystko stracone:

Prezent

Na imprezie w nocy z piątku na wtorek pojawił się również Darth Vader. Jak każdy z gości, również Lord nie przyszedł z pustymi rękami.
Dzięki Wam, dzięki Darth.