Wierszyk ku przestrodze

Na pewnej klatce, w pewnym bloku,

do Zaszczuna przyszedł Smoku

I rzecze on mu w te słowa:

„Coś strasznie jebie, ta Twa klatka schodowa.

Byłem Turcji, w Pakistanie,

w wielu miejscach, drogi Panie,

ale nigdzie jak Bóg w niebie,

nie jebało jak u Ciebie.

Czy to godzi się Guardianom,

Smordzić tak wieczorem i rano?“

Na to Zaszczun podkurwiony:

„Hej Ty Smoku, Ty zielony,

to nie ja tu smrodze wcale,

to nie ja tu amoniakiem wale,

może, jak twierdzą niektórzy,

wziąłem się ze zmrodowej burzy,

ale musisz wiedzieć przeto,

że nie ja tu tworzę fetor.

Ja, nie to co te leniwe chuje,

Ja tu korespondecji pilnuję.“

„Dobra, spoko, ja Ci wierzę,

ale dociekliwe ze mnie zwierze,

i zapytam Ciebie ziomuś,

czy nie widziałeś żeby komuś,

ten smrodek się wymykał czasem,

czy był starcem, czy grubasem?“

Na to Zaszczun się wygładził,

wyprostował i zasadził,

tak by Smoku go zrozumiał:

„Żebym ja to tylko umiał,

jak nauczyć tych pojebów,

czym jest kibel i poczemu,

uczą nas już o tym ode żłobka,

że załatwia się do środka

klopa a nie korytarza,

i rzeknę Ci jeszcze, skoro mi się przydarza,

okazja, że tu oto stoisz:

jak kogoś z nich złapie, to przypierdoli,

i za jaja powiesi i flaki wypruje,

Tichon, co czystego chamstwa w chuj nie toleruje.“