Kraków 29 - 31.I.2009

Były pływy ideii i inspiracji, euforii i zmęczenia, byli starzy i nowi przyjaciele, bary, kluby, zamki i kamiennice. Zgubiliśmy się, znaleźliśmy się, chorowaliśmy ale wyzdrowieliśmy, spaliliśmy się i wytrzeźwieliśmy. Jedliśmy niedobre naleśniki w tradycyjnej polskiej restauracji i dobre samosy w nietradycyjnej, wegetariańskiej jadłodajni. Piliśmy darmowe browary w prezencie od estetyków a później płaciliśmy po 10 złotych za szklankę w lanserskiej knajpie. Widzieliśmy Gwiazdę Śmierci, debilnych najebanych Irlandczyków, łabędzie, BarbakanjedenzdwóchwPolsceanajlepiejzachowanywEuropie. Męczył nas Bogdan a cieszyła Lena, która nie była Leną. Nie zmarnowaliśmy ani chwili. Lubię konferencje.

pylenie kadziła



chichocze, śmieje, parska, krztusi się
z każdego słowa, spójnika nawet

lunatyk w histerycznym podporządkowaniu
uwielbieniu dla słodkiego dymu fujarki

w liturgii wyrozumiałego filozoficznego kaznodzieii
cierpliwie cedzącego, znającego zapach
pobłażliwego dla spiralnych wykwitów

ponad twarzami w dłoniach urwanych myśli
założone, obok po obu stronach ręce, kierują
motylki lunatyka ku jego panu

bywa toksycznie bywa

Łopatka w łopatkę
obok piaskownicy
twarzami na zewnątrz
na chuśtawce
wyłamujemy łokcie
uderzamy całym ciężarem o ziemię
kruszymy potylice
uderzamy kroczem obopólnie
gibiemy się raniąc pięty
nie krzyczymy
nie krzyczymy
na karuzeli rozkręciłbym Cię do pożygania
w tangu kopnęłabyś mnie kolanem w jaja

oD Ku



Idę spać
naciągam powieki na twarz
pozwalam gwałcić się fotonom
daję kolibrom spijać fotony
niech buczą obietnicę i robią wiatr:
gdy się obudzisz zaśniemy na wznak.

Jej czerwieniące się, wyczerpujące bycie ku;
kładę się na wznak
niech odpocznie blado
Naciągam powieki na twarz

Maszyna Turinga

Przewróciłeś się na koralikach z liczydła.
Już nie ma kręgosłupa który możesz wyśpiewać
nowy zrób:
in
 - /nawlecz koraliki na palec/
act - /pokaż palec/

out - /szczerz koraliki zębów/


Uzupełnij mechanizm w kukułkę
z czasem nauczy się śpiewać
Nie musi podkładać korali
sroki same rozkradną śpiewając dyktando liczydła

W łóżku nocą

Pozwól cegłom wisieć nad głową,
tynkuj wysoko,
śpij za szybą tynkowaną.

Tupie szpilami w cyklinowane,
obustronne, szwedzkie lustro
kuje ciszę, kuje tynk.

Leż na wznak,
niżej leży i
niżej leży

Lęk faraona w słabość architekta

Blow up

Między pikselami Twoja ziarnistość,
przeszyła moje komórki
wyświetliła je negatywem na dłoni.
BRAWO

TV



Prezenterpociągnąłzeszklankimąkiodbiłomusiędrożdżami
poczułemzgłośnikówpłaskiejjakstolnicaplazmy.
Tokoniecwielkichnarracjikrzyknął Wołoszański
ginącpodgąsienicamiTygrysa,
którywłaśniepożarłKrystynęCzubównę.

łikend

Odchodzę od zmysłów pionowych
żeby przeczuwać kłody.

wynajduję nowe drogi,
podłogi blisko, pod ręką,
ręką po dywanie się snuję

snuje się CO

kot mi robi sztuczne oddychanie
na spotkanie leci mi kurz
na obiad karmiłem roztocza

Husky

Opuściłem nos zwodzony,
psy poszły
każdy przed siebie,
za truflą, za suką, za kotem
flaszką, fajką, samolotem;
się okaże

Sol Ipsyzm

Kolejna ściema króla słońce przemierzyła galaktykę gutenberga
coś tam mi błyszczysz jeszcze ale mgławica gęstnieje
kulę się, nadymam ale nie ma w tym nic super
nic nowego

Gdybym mógł jeszcze chwycić ten warkocz
i chciał pomyśleć życzenie
Gdybyś mnie zassała
ale dla ciał cielistych nie istnieje żaden horyzont zdarzeń

mianowanie gabinetu

kolejny uścisk śledzia
następną przetrzymam dłużej
za długo
zobaczymy co zrobi
łapana na muchę
pułapkę muchołówkę

odebrana jako zaproszenie na tarło
poszła dyskretnie w poprzek katarakty
a gdy tamci będą już daleko
hyc, mi w pysk

ptaki hiczkoka

gołębie liczą, że wykażę chociaż odrobinę skruchy
ale już nie ma z czego
już jestem otoczakiem
każdy kolejny kruk i wrona najwyżej połamią dziób
Czy to konkubent łamignacik
do snu ululał
po drugiej stronie polerowanego sufitu?

-śpij to koty marcują

HuH

Bóg tchnąwszy życie w człowieka:
1. Sam był już mocno zdyszany
2. Waliło mu czosnkiem
3. Miał atak astmy
4. Nawdychał się wcześniej helu
5. Dopiero co ściągną bucha
6. Pił wodę brzozową
7. Zgasił świeczki na torcie
8. Dobył z niego dźwięk i wiedział, że było to śmieszne
9. ...

Robię to.

Robię to, co robię siłą rozpędu. Nie uważam by były to rzeczy bardziej lub mniej wartościowe od innych, nie wierzę by miały większy niż inne sens. Nie sens względem świata, ale dla mnie samego, nawet. Dzisiaj chcę trwać w tym, czym jestem, podtrzymać stan średniej klasy średniej. Charakteryzuje się ona tym, że można w niej trwać na dziesiątki różnych sposobów, z innej półki każdy. Praca fizyczna, intelektualna, artystyczna – bez znaczenia, wszystko daje radę. Nie jest to lenistwo, malkontenctwo też nie. Trwam tak ze zniechęcenia dla ekstremalnych środków. Nie godzę się na fakt, że w drodze ku celom upragnionym muszę pokonywać szczeble znienawidzone. Nie chcę iść błotnistą ścieżką znając jej kres, ale nie widząc go wcale, nie widząc jego oznak nawet. Wkroczenie na taką ścieżkę jest ruchem ekstremalnym wymagającym wysiłku zmagania się z tym, z czym zmagać się nie chce. Nie chcę tego, bo wiem, że droga jest rozdeptana i wydłużona niesłusznie i w istocie niepotrzebnie. Zmaganie się z przeciwnościami nie niesie ze sobą żadnych wartości, dla mnie taka propaganda to bełkot, odwrócony resentyment. Nie ważne, co robisz tylko jak to robisz – w to, owszem, wierzę. W tym co robię zawsze jestem rzetelny a rzetelność jest dzisiaj słaba. Nie jest ekstremalna, nie zaspokaja pragnień wzburzonych przez tych, co konkurują, konfrontują, wygrywają w zawodach przez samych siebie stworzonych, nagrody przez siebie wymyślone. Ludzi jest za dużo. Dróg wciąż jest wiele ale co raz trudniej je przebyć tak żeby miało to sens. To znaczy, że łatwo je przebyć powietrzem, przelecieć samolotem tracąc wszystko pomiędzy startem a celem lub bardzo trudno, szamocząc się w ekstremach, przejść piechotą doświadczając każdego kroku. Zwyczajnie nie chcę przyjmować świata, który narzucony mi został przez społeczeństwo, państwo, cywilizację w ramach, której się urodziłem. Nie godzę się na to, że ja jestem mały a oni duzi i to uprawomocnia rzeczywistość taką a nie inną. Życie milionów nie ma większego znaczenia dla świata niż życie jednostki, bo miliony te nie są jednolite, nie mają wspólnego interesu i trwają w spójnym paradygmacie pchani bezwładem tak jak ja robię to, co robię.